Drobnica?

1311

Modlitwy nie zawsze dotyczą spraw wielkich, najważniejszych, życiowych. Najczęściej dotyczą spraw zwykłych, codziennych, jak „chleb nasz powszedni”. Ale czy odpowiedzi na nie są przez to mniej ważne?

Kilkoro rodziców postanowiło podzielić się doświadczeniami modlitewnymi swoich dzieci w sprawach, wydawałoby się, drobnych.

Tomasz, tata Amelii: Amelia zgubiła podręcznik do matematyki. We wtorek wieczorem razem odrabialiśmy lekcje, a rano książki już nie było. Córka poszła do szkoły bez podręcznika. Żona przeszukała całe mieszkanie i stwierdziła, że książka po prostu gdzieś przepadła. Amelia pytała też w szkole swoją nauczycielkę, czy może ona wzięła podręcznik do sprawdzenia. Niestety. W czwartek żona dopytywała mnie, żebym sobie przypomniał, co mogło się stać z tą książką. I wtedy Amelia postanowiła się pomodlić. Zamknęła oczy i w trakcie modlitwy zobaczyła — jak to powiedziała później — taką strzałkę, która wskazywała jej kosz z zabawkami. No i jak myślicie? Książka była właśnie w tym koszu! Było to ostatnie miejsce, w którym byśmy jej szukali. Czy to nie jest niesamowite doświadczenie? Chwała Bogu! [Tomasz Sulej, FB 5.12.2016].

Seweryn: Mieliśmy podobne doświadczenie z córką Martą, gdy była jeszcze w podstawówce i zgubiła nowiusieńki telefon komórkowy, który miała może 3-4 dni. Powiedzieliśmy jej, że są dwie rzeczy do zrobienia – ta, która należy do nas, i ta, gdzie Pan Bóg może działać. Tak więc w piątek wydrukowaliśmy ulotki i rozkleiliśmy je razem z Martą na osiedlu, na drzwiach klatek schodowych w blokach. Potem pomodliliśmy się, aby Pan Bóg sprawił „cud” i aby odnalazł się uczciwy znalazca. W sobotę nic się nie wydarzyło, ale w niedzielę rano znalazca przyniósł telefon i przepraszał, że… wcześniej tego nie zrobił.
[Seweryn Pasikowski, Forum Adwentystów, 7.12.2016].

Wanda: Bóg jest wspaniałym Bogiem i przyjacielem. Przypomniało mi to [doświadczenie Marty — dop. red.], jak nasz syn Andrzej, kiedy miał 5 lat, był u moich rodziców w Wilkasach i zgubił samochodzik na dużym polu namiotowym. Długo szukał go z moim tatą. Nagle zaczął się modlić: „Panie Jezu, daj, abym znalazł ten samochodzik”. I po chwili patrzy… a tu w wysokiej trawie leży jego zguba. Uczmy nasze dzieci i wnuki zwracać się do Pana z każdym problemem i uczmy je za wszystko dziękować. Chwała Panu! [Wanda Gradzikiewicz, FB 6.12.2016].

Julian: Gdy byłem nastolatkiem, mieszkałem w przyszkolnej bursie w jednej z podwarszawskich miejscowości. Chłopcy w swojej, dziewczęta w swojej. Pewnego razu wybrałem się z jedną z nich do pobliskiego lasu na spacer. W pewnym momencie koleżanka zauważyła, że zgubiła gdzieś zegarek. Szukaliśmy we wszystkich miejscach, przez które przeszliśmy — bez skutku. W czasach naszej młodości to była poważna strata. Wróciliśmy do bursy. Źle się z tym czułem, w końcu koleżanka była na spacerze ze mną, odpowiadałem za nią. Od zawsze wierzę w Boga. Postanowiłem się pomodlić o pomoc w rozwiązaniu tej sytuacji, bo nie wiedziałem, co robić. O tej porze dnia jedynym spokojnym miejscem w bursie była… toaleta. Poszedłem tam, by się modlić. Po kilku minutach wiedziałem już, co mam zrobić — jeszcze raz pójść do lasu i jeszcze raz przejść wszystkie te miejsca. Gdy już byłem w pierwszym z nich, postanowiłem kolejny raz zwrócić się w modlitwie do mojego Boga, by mi pobłogosławił. Ukląkłem. Pochyliłem głowę. Zamknąłem oczy i zatopiłem się w modlitwie… Gdy otworzyłem oczy, przede mną pod szerokim liściem jakiegoś krzaka leżał sobie zegarek mojej koleżanki. Zrozumiałem wtedy, że „na stojąco” wiele problemów wydaje się nie do rozwiązania. Zupełnie inaczej wyglądają z perspektywy ugiętych w modlitwie kolan. [Spisane na podstawie relacji Juliana].

Oprac. A.S.