Getsemane – Bóg opuszczony przez Boga

964

Co zabiło Jezusa z Nazaretu? Trzy rzymskie gwoździe? Włócznia setnika? Czterdzieści razów wymierzonych przez legionistę? Po odpowiedź trzeba pójść do Ogrójca.

Opuszczona krypta, stos zakurzonych kości. Czyją historię kryją?

Imię: Jehohanan ben Hagkol
(z aramejskiego: Jan, syn Hagkola)
Narodowość: Żyd
Wiek: 24-28 lat
Wzrost: 168 cm
Status ekonomiczny: członek bogatej rodziny
Zawód: brak wyraźnych oznak ciężkiej pracy
Stan zdrowia: brak oznak poważnej choroby
Miejsce zamieszkania: Jerozolima
Data zgonu: 30-50 r. n.e.

Jaka śmierć spotkała tego młodego człowieka? Gwałtowna. Lewą łydkę złamano mu, zapewne pałką. Aby usunąć ciało, po zgonie nogi trzeba było odrąbać toporem. Co takiego się stało? Jehohanan ben Hagkol padł ofiarą rzymskiego ukrzyżowania. Wiemy to, bo odnaleziono kilkunastocentymetrowy gwóźdź, którym przybito mu stopy do krzyża.

Kim był Jehohanan? Nie wiadomo. Na pokryty kurzem stos szczątek natrafiło izraelskie Ministerstwo Budownictwa w czerwcu 1968 roku na żydowskim cmentarzu w północnej części Jerozolimy. To niezwykle ważne znalezisko archeologiczne, pierwsze zawierające szczątki ukrzyżowanego człowieka z epoki Imperium Romanum.

Świat jednak nie potrzebował opowieści o Jehohananie, aby pamiętać, czym jest ukrzyżowanie. Mówiła o tym aż nazbyt dobrze historia innego młodego Człowieka na innym rzymskim krzyżu pod murami tego samego starożytnego miasta. Znamy przyczynę śmierci Jehohanana ben Hagkola. A co zabiło Jezusa z Nazaretu? Trzy rzymskie gwoździe? Włócznia setnika? Czterdzieści razów wymierzonych przez legionistę?

Nauczono nas prostej odpowiedzi: nasze grzechy! Nasza duma i egoizm, nasze nikczemne charaktery i podłe języki, nasze pożądliwe serca i uzależnione od występku umysły. To zabiło Jezusa!

Ale czy faktycznie tak było? Sęk w tym, że spóźniliśmy się dwanaście godzin. Droga na Golgotę zawsze wiedzie najpierw przez Ogrójec. Golgota bez Ogrójca jest jak odpowiedź bez pytania. Jeśli więc mamy poznać pełną prawdę, przed popędzeniem pod krzyż musimy udać się pośpiesznie do Ogrodu Oliwnego.

Ogrójec

Jedenastu młodych mężczyzn szło bezszelestnie w świetle księżyca przyglądającego się uśpionemu miastu. Wspinając się krętą drogą wiodącą do ogrodu, rozmawiali zduszonymi głosami. Jeszcze kilka wymienionych po cichu zdań i ośmiu z nich ulokowało się nieopodal bramy. Czterech kolejnych weszło w ciemniejsze partie Ogrójca.

Promienie księżyca padają na twarze czwórki i oto w nikłym świetle widzimy dziwnie stroskane oblicze. Z Jezusem coś się dzieje. Mówi: „Moja dusza jest śmiertelnie smutna”. Innymi słowy: Piotrze, Jakubie, Janie, coś się ze mną dzieje. Zostańcie tu. Nie opuszczajcie mnie teraz. Módlcie się za mnie. „Po czym odszedł nieco dalej, upadł na ziemię”1.

Oto Bóg wszechświata — teraz też człowiek — słaniając się na nogach, wchodzi w głąb Ogrójca i z okrzykiem pada na twarz. Wczepiony w wyziębioną ziemię, jakby jakaś mroczna siła ściągała Go ku piekłu, przepełnionym bólem głosem wypowiada słowa rozdzierające spokojną noc: Abba, Ojcze, zabierz to ode mnie, jeśli taka Twoja wola2.

Cisza. Syn Boży trzyma się kurczowo wilgotnej ziemi. Z wolna dźwiga się na nogi. Na pewno zaraz wróci do swoich najbliższych towarzyszy, którzy widzieli Jego głęboką udrękę, a oni podniosą Go na duchu. Nic z tego! Wita Go tylko głośne chrapanie. „Szymonie — zwraca się do Piotra — śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać?”3.

Czy możemy w ogóle pojąć, co ten Bóg-Człowiek przechodził? Co mówi Biblia? „Zapłatą (…) za grzech jest śmierć, a darem Boga — życie wieczne w Chrystusie Jezusie, naszym Panu”4. Walutą grzechu jest śmierć. Jaka? Skoro jej przeciwieństwem jest życie wieczne, wynika z tego, że wieczna.

Przed laty po powrocie do domu zastawałem czasem żonę już śpiącą, zmęczoną nużącym dniem, w którym opiekowała się dwójką naszych małych dzieci. W wiązce światła dobiegającego zza uchylonych drzwi patrzyłem na jej pogrążoną we śnie twarz, zastanawiając się, czy potrafiłbym przeżyć rozłąkę z nią. Już wystarczająco źle znosiłem rozstanie trwające weekend albo tydzień, a co dopiero wieczność! Być oddzielonym od niej na zawsze? Nawet dziś na tę myśl serce we mnie zamiera!

I oto widzimy Jezusa, orzącego palcami ziemię w Ogrójcu, zmagającego się z myślą o wiecznym oddzieleniu od Ojca. Czy naprawdę dziwne, że krzyknął: Zabierz ode mnie ten kielich, jeśli taka Twoja wola?

Kto z Nim wtedy był?

Czy sądzicie, że cierpiał w samotności? Bynajmniej! Ale towarzyszył mu nie ten, o którym teraz najprawdopodobniej myślicie. Możecie być pewni, że w mrocznych cieniach Ogrójca krył się Lucyfer. Dla niego to była kwestia być albo nie być. Gdy więc uczniowie spali, ten sam, który próbował podejść Jezusa na pustyni, teraz natarł na Niego z piekielną furią w Ogrodzie Oliwnym. Niech umrą! — zaskrzeczał zapewne do serca Jezusa. — Odejdź i ratuj siebie. Spójrz na swoich najlepszych ziemskich przyjaciół: ty cierpisz, a oni śpią! Nic ich to nie obchodzi. Wracaj do domu, do Ojca, gdzie Twoje miejsce.

Czy dla Chrystusa była to pokusa? Skrwawiona ziemia, nad którą krzyczał w ciemnościach, stanowi wystarczającą odpowiedź. Ale wraz z ostatnim udręczonym okrzykiem padł na ziemię, podjąwszy decyzję. Ocali rodzaj ludzki, nie bacząc na to, jaką cenę przyjdzie Mu samemu za to zapłacić. I runął na ziemię w agonii.

Dwanaście godzin później, w piątkowe południe, wisiał na rzymskim krzyżu, trąc o belkę pełną drzazg plecami dopiero co poharatanymi rzymskim batogiem z kawałkami kości i metalu. Batogiem, który zrobił z nich jedną wielką krwawą miazgę. Nerwy, ścięgna i naczynia krwionośne na nadgarstkach i stopach uległy zdruzgotaniu przez trzy kilkunastocentymetrowe gwoździe, którymi przybito je do belki.

Unosząc ciało dla zaczerpnięcia powietrza, musiał napierać całym ciężarem na rany na nadgarstkach i trzeć zdartymi plecami o krzyż, próbując rozpaczliwie na tyle zwiększyć objętość przepony i klatki piersiowej, aby wciągnąć trochę więcej powietrza. Unosząc się na stopach, cały ciężar ciała opierał na kościach stępu, co przyprawiało o przeszywający ból.

Ogrójec raz jeszcze

Jeśli postrzegamy krzyż jako ostateczny środek cierpienia fizycznego, dochodzimy do takiego wniosku tylko wtedy, gdy pośpieszyliśmy na Golgotę, nie zatrzymawszy się na dłużej w Ogrodzie Oliwnym. Istnieli bowiem męczennicy, którzy cierpieli bardziej niż Chrystus na Golgocie. Jeśli krzyż jest dla nas tylko symbolem cierpienia, umyka nam niezwykle istotna kwestia. Różnica między męczennikami a Jezusem polega na tym, że ci pierwsi umierali z nadzieją zmartwychwstania, Jezus natomiast cierpiał katusze i skonał, bojąc się, że po śmierci nie powstanie z martwych do życia ani nie połączy się na nowo z Ojcem. Wieczna śmierć i wieczna rozłąka — z tym właśnie lękiem Jezus wyszedł z Ogrójca i udał się na wzgórze Golgoty.

Jak sprawozdają Ewangelie, tamtego brzemiennego w skutki popołudnia między godziną dwunastą a trzecią Golgotę i Jezusa spowił czarny, żałobny kir5. W ciemnościach dał się słyszeć przepełniony bólem krzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”6. W śmierci Jezusa urzeczywistniło się miażdżące oddzielenie od Boga przez grzech.

Kiedy stoimy między Ogrójcem a Golgotą, nasze serca dostrzegają dwa niezaprzeczalne, niezwykłe fakty: ogrom naszego plugawego grzechu i ogrom wspaniałej miłości Bożej. Jezus gotów był rozstać się na zawsze z Bogiem, abyśmy my mogli być przez Boga na zawsze zbawieni. Jezus umarł drugą śmiercią, abyśmy dostali drugą szansę. W całym naszym niedoskonałym ludzkim języku nie ma dla takiej ofiary odpowiedniego słowa poza jednym: miłość.

Dwight Nelson

1 Mk 14,34-35. 2 Mk 14,36. 3 Mk 14,37. 4 Rz 6,23. 5 Zob. Mk 15,33. 6 Mk 15,34.
[Przedruk z „Signs of the Times”. Tłum. Paweł Jarosław Kamiński dla www.adwentysci.waw.pl. Cytaty pochodzą z Biblii paulińskiej (Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, wyd. Święty Paweł, Częstochowa 2011)].
[Ramka: Różnica między męczennikami a Jezusem polega na tym, że ci pierwsi umierali z nadzieją zmartwychwstania, a Jezus skonał, bojąc się, że nie powstanie z martwych i nie połączy się na nowo z Ojcem]