Istotne przejęzyczenia

1069

W lipcu tego roku mieliśmy kilka bardzo gorących dni, dosłownie i w przenośni; co, jak wiadomo, na dłuższą metę szkodzi głowie. Chyba temu należy przypisać kilka zabawnych przejęzyczeń, jakie się w tym czasie niektórym przytrafiły.

Podczas masowych protestów, jakie przelały się przez całą Polskę w reakcji na planowane zmiany w ustawach o Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa i sądach powszechnych, w komentarzach dziennikarzy i publicystów kilka razy pojawiło się, że ludzie zgromadzeni na ulicach to — uwaga — protestanci…

W sumie nie miałbym nic przeciwko temu, żeby w Polsce było tylu protestantów, ilu ludzi wyszło wtedy na ulice wszystkich polskich miast. Nasze państwo doszło bowiem do największej potęgi w czasach jagiellońskich, czyli w czasach największej różnorodności wyznaniowej i wolności religijnej. A wszystko zaczęło się psuć od ich ograniczania w celu umacniania w Polsce katolicyzmu.

Dlatego uściślijmy — bo i okazja ku temu doskonała, gdyż za miesiąc obchodzić będziemy 500-lecie Wielkiej Reformacji — że protestant to wyznawca protestantyzmu, jednego z trzech głównych nurtów w chrześcijaństwie obok katolicyzmu i prawosławia; nurtu zapoczątkowanego 31 października 1517 roku przez katolickiego mnicha Marcina Lutra, który przybił do drzwi kościoła w Wittenberdze swoje słynne 95 tez przeciw nauce o odpustach. Wydarzenie to zapoczątkowało Wielką Reformację. Sama zaś nazwa „protestanci” pochodzi z 1529 roku, kiedy to zwolennicy Lutra zaprotestowali na sejmie niemieckim w Spirze przeciwko ograniczaniu ich wolności religijnej.

Drugie przejęzyczenie przydarzyło się senatorowi Janowi Rulewskiemu. (…) Otóż podczas posiedzenia Senatu, na którym ostatecznie przyjęto bez żadnych poprawek projekty ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa — kilka dni później zawetowane przez prezydenta Andrzeja Dudę — senator Rulewski postanowił ująć się za pierwszą prezes Sądu Najwyższego (…):

— Panie Senatorze Przewodniczący — zaczął senator Rulewski — dlaczego uniemożliwił pan fizyczny udział prezesa Sądu Najwyższego w obradach komisji, mimo że ustawa dotyczy Sądu Ostatecznego…

— Najwyższego — poprawił senator Piotr Zientarski przy wesołości na sali obrad.

— Też… Najwyższego — odpowiedział Rulewski.

— Jeszcze nie Sądu Ostatecznego — dopowiedział Zientarski. — Ale już niedługo.

Sąd Najwyższy to faktycznie nie Sąd Ostateczny, ale Sąd Ostateczny jest faktycznie najwyższym sądem. Stąd mogły się senatorowi te słowa pomylić. Ważne, żeby nikomu się nie zdawało, że jedyne sądy, jakim podlega, to sądy ludzkie. „Albowiem my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe”1. (…) Dobra nowina jest zaś taka, że nawet jeśli z tych czy innych względów ludzka sprawiedliwość miałaby zawieść, jest jeszcze Boża sprawiedliwość — Sądu Ostatecznego. Ona nie zawiedzie.

Andrzej Siciński

1 2 Kor 5,10.

Skrót artykułu. Całość dostępna w elektronicznej wersji do nabycia tu: www.sklep.znakiczasu.pl lub już niebawem w wersji papierowej w dużych salonach Empik.