Rzeczpospolita maryjna?

1263

Na początku marca red. Tomasz Terlikowski na portalu MałyDziennik.pl ujawnił poważne wątpliwości, jakie panują w Kościele rzymskokatolickim odnośnie do tzw. objawień maryjnych w Medjugorie. 

Biskup Mostaru-Duvna Ratko Peric kolejny raz miał powtórzyć, że „to nie są prawdziwe objawienia Błogosławionej Dziewicy Maryi”, a „lokalny Kościół od dawna odrzuca prawdziwość objawień w tym miejscu”. Biskup miał powiedzieć, że „kobieca postać”, która objawia się w Medjugorie „zachowuje się w sposób całkowicie odmienny od zachowania Matki Bożej w objawieniach uznanych dotąd przez Kościół”.

Z wypowiedzi biskupa wynika, że miernikiem prawdziwości objawień maryjnych nie jest Pismo Święte, a inne uznane przez Kościół objawienia  maryjne. Trochę to dziwne, bo do czego porównywano pierwsze takie objawienia, gdy wcześniejszych jeszcze nie było? Ale zostawmy to teraz.

Istotne jest to, że to, w co od 37 lat wierzyło mnóstwo katolików, rozsypuje się na ich oczach jak domek z kart. Nawet ksiądz Tadeusz Rydzyk na początku swej służby prowadził tam z Polski wiele pielgrzymek. Co mogą dziś czuć ci pielgrzymi? Do kogo w takim razie pielgrzymowali?

Informacje te nie przeszkodziły grupie posłów związanych z Radiem Maryja złożyć 9 marca w Sejmie projekt uchwały o uczczeniu stulecia objawień maryjnych w innym słynnym miejscu — Fatimie. Projekt uchwały został skierowany pod obrady Sejmu i już niebawem parlament naszego teoretycznie świeckiego i teoretycznie neutralnego światopoglądowo państwa uchwali — pośrednio — prawdziwość fatimskich objawień. Potwierdzona tym samym zostanie — niechcąco — prawdziwość stwierdzenia jednego z ministrów poprzedniej ekipy o Polsce jako „państwie teoretycznym”.  Pytanie tylko, co się stanie, gdy za jakiś czas, jakieś gremium kościelne ogłosi, że w Fatimie — parafrazując  znany przebój Andrzeja Rosiewicza — to nie byli milicjanci, tylko zwykli przebierańcy?

Pełna nazwa naszego Sejmu to Sejm Rzeczypospolitej Polskiej — dobra wspólnego wszystkich obywateli, zarówno wierzących w Boga, jak i niepodzielających tej wiary. Dlatego parlament nie powinien się zajmować honorowaniem metafizycznych objawień będących przedmiotem prywatnej wiary tylko części obywateli, tylko jednego wyznania.

Takie podpieranie religii autorytetem władzy ostatecznie szkodzi i religii, i władzy. Tej pierwszej, bo ujawnia jej słabość, i tej drugiej, bo naraża ją na śmieszność. I żeby daleko nie szukać — wystarczy poczytać komentarze dotyczące posiedzenia Komisji Kultury i Środków Przekazu debatującej nad projektem „uchwały fatimskiej”.

Szkoda tylko, że tego rodzaju inicjatywy w istocie godzą również w pamięć o prawdziwej Marii — tej nie z różnych objawień, ale z Ewangelii, która przez „wszystkie pokolenia” miała być nazwana „błogosławioną między narodami”.

I wcale nie dlatego tak miała być nazywana, że była „matką Boga”, „niepokalanie poczętą”, „zawsze dziewicą”, ostatecznie „wniebowziętą” — bo żaden z tych dogmatów nie znajduje poparcia w Biblii. Ale dlatego że była godną naśladowania bohaterką wiary. Nie odmówiła urodzenia Jezusa na skutek „boskiego poczęcia”, choć narażało ją to na zarzut cudzołóstwa i może nawet ukamienowanie. Radośnie i optymistycznie przeżywała swą wiarę, co widać w jej słowach: „Wielbi dusza moja Pana i rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim”. Jej wiara bardzo mocno osadzona była w Piśmie Świętym, które znała i nawet cytowała z pamięci. W znanym fragmencie zaczynającym się od jej słów „wielbi dusza moja Pana” na dziesięć wersetów osiem to cytaty ze Starego Testamentu, przywołane podczas zwykłej rozmowy, naturalnie i bez zawstydzenia. Szkoda, że nasze tak mocno maryjne społeczeństwo nie reprezentuje podobnego podejścia do Biblii.

Maria może też być wzorem w tym, że nawet w pozornie błahych sprawach zalecała bezpośrednio zwracać się do jej Syna, Jezusa. Gdy pewnego razu na weselu zabrakło wina, nakazała obsługującym wesele, by zrobili dokładnie to, co powie im Jezus: „Co wam powie, czyńcie!”. Szkoda, że dzisiejsi czciciele Marii nie słuchają jej i nieustanie czynią z niej pośredniczkę, którą nigdy nie była i którą nigdy się nie czuła.

Andrzej Siciński

Foto: Flickr