Bóg w świecie wyżelowanych idoli

1167

Od dawna przestaliśmy decydować, co jest naszym przedmiotem uwielbienia. Decydują za nas wielkie korporacje, które metkują kolejne obszary ludzkiego życia.

Ludzie nigdy nie byli posłuszni Bogu. Ale to wcale nie znaczy, że Go lekceważyli. Ludzie próbowali wynajdywać usprawiedliwienia dla swojego postępowania, odkładali pełne nawrócenie na ostatnią godzinę życia, pokładali nadzieję w odpustach i modlitwach za zmarłych. Bez względu na to, czy zgodne z wolą Bożą, czy nie, były to jednak zachowania wskazujące, że nikt nie kwestionował istnienia Boga i Jego prawa do tytułu Króla królów i Pana panów. Bóg przenikał codzienne życie człowieka, był przedmiotem uwielbienia i natchnieniem artystów, prawodawcą i stróżem prawa. A jak jest dziś?


Bóg w codziennym życiu


Bóg nie przenika już naszej codzienności. Ile osób ma odruch zwracania się do Niego w trudnych chwilach o ratunek, o radę? Niewiele. Pomocy szukamy u innych ludzi, we własnej wiedzy, liczymy na los. Dopiero kiedy wszystko zawiedzie, kiedy staniemy wobec tragedii nieodwracalnej ludzkim wysiłkiem, przypominamy sobie o Bogu i… często złorzeczymy Mu. Wszak to Jego wina. On stworzył świat, w którym dzieje się nam krzywda. Na co dzień żyjemy zwyczajnie, w otoczeniu, które dobrze znamy; nie potrzebujemy Boga do włączenia telewizora ani obsługi komputera. Ani do poznania prognozy pogody, ani do zdobycia pracy. Do niczego. Świat, w którym żyjemy, to w istocie malutki światek codziennych spraw, w którym obywamy się bez Boga. Dlatego coraz więcej nas uważa, że On nie istnieje. A co z tymi, którzy wciąż deklarują wiarę? Jedna czwarta polskich katolików nie wierzy w zmartwychwstanie Chrystusa. Jedna trzecia prawosławnych Rosjan nie umie wymienić choćby kilku przykazań Dekalogu. Co trzyma tych ludzi w Kościele? Tradycja? Obrzędy?


Bóg idol


Od dawna przestaliśmy decydować, co jest naszym przedmiotem uwielbienia. Decydują za nas wielkie korporacje, które metkują kolejne obszary ludzkiego życia. Kulturę, sztukę, rozrywkę, sport, ulice miast, w końcu nasze mieszkania — za pośrednictwem telewizorów — i nas samych, którzy zaczynamy przypominać chodzące słupy reklamowe. Wszystko to służy już nawet nie reklamie produktów, lecz kreacji brandu — marki, czyli po prostu nazwy korporacji. Bóg nie pobiegnie w reebokach, Jego twarz nie zapewni miliardowych wpływów kolejnej produkcji Hollywood. Taki wzór i przedmiot kultu nie jest potrzebny korporacjom. Można się czasem z Niego pośmiać, aby udowodnić swój brak zahamowań, ale wielbić? Dlatego przedmiotem uwielbienia stali się niedogoleni młodzieńcy z włosami na żel, roznegliżowane panie. To o ich życiu intymnym czytamy w kolorowych pisemkach, ich pragniemy naśladować, ich każde życzenie spełnilibyśmy na skinienie palca, gdyby tylko udało nam się przebić przez goryli z ochrony.


Bóg prawodawca


Jako prawodawca Bóg też się już nie sprawdza. Przecież dobre jest to, co służy rozwojowi wielkich korporacji, wzrostowi sprzedaży. A Bóg nie pomyślał o tak „ważnych” sprawach, pisząc Dekalog. I to Jego ciągłe nawoływanie do doskonalenia się, poszukiwania prawdy, poszanowania bliźniego. Istny sabotaż. Teraz prawem jest wolność. Chcą zdradzać? Chcą się krzywdzić? Założymy dyskoteki, kluby, wyprodukujemy miliony piosenek gloryfikujących chwilowe zauroczenie, przelotny seks. Chcą przemocy? Dostaną miliony filmów i gier. Nie chcą odpowiedzialności? Nie chcą rodzin? Zorganizujemy im życie w korporacjach, biurowe romanse, niekończący się labirynt prowadzących donikąd ścieżek kariery. Nie będą już ludźmi. Staną się zasobem ludzkim, zarządzanym jak każdy inny zasób korporacji. Urządzimy świat, w którym lepszy jest ten, kto w obecnej chwili ma więcej pieniędzy, a nie ten, który szuka prawdy. Cóż to jest prawda…?


Bóg filozofów


Korporacyjny zasób ludzki nie poszukuje opartych na filozofii wizji świata. Zadowala się naiwnym materializmem. Dyskoteka, ciacho, laska, fura, kasa, dużo kasy, szkolenie integracyjne… Ale nie każdy nadaje się na zasób ludzki. Niektórzy widzą luki w naiwnym materializmie i pytają: Jak to jest, że kod czterech zasad występujących w różnych sekwencjach w łańcuchu DNA, język formalny, szyfr istniejący w przestrzeni logicznej, nieprzenikający się z realnym światem, produkuje jednak realnie istniejące stworzenia — nas? Dzięki urządzeniom deszyfrującym? A skąd się biorą te urządzenia, które też są zakodowane abstrakcyjnym szyfrem? Jak to się stało, że istniejemy? Jak to jest, że prawa fizyki, zapisane w formalnym języku matematyki, bytujące w formalnej przestrzeni, niezdolnej się przenikać z realnym światem, produkują jednak kosmos, który naprawdę istnieje? Dlaczego w ogóle jest cokolwiek? Dlaczego nie nic?

Poszukujący prawdy zdolni są wskazać setki podobnych pytań. Rodzi się pokusa, aby wśród tych rzucających na kolana tajemnic dostrzegać Boga, odległą potężną Tajemnicę, niezgłębiony, fascynujący Absolut.

I oto mamy odległego Boga, którego ledwie mogą musnąć myślą ci, którzy zdolni są dociekać prawdy. Mamy życie codzienne, jednakie dla wszystkich, świeckie, w pełni humanistyczne, spełnienie marzeń filozofów oświecenia. Czy w takiej sytuacji naiwni materialiści nie mają prawa oświadczyć, że skoro wolą seriale od filozofii, to odwracają się do Boga plecami, a ich wybór jest godny szacunku?


Do skończenia świata


Bóg objawiony w Biblii zaprzecza zarówno wizji naiwnych materialistów, jak i filozofów. Jest Osobą obecną tu i teraz. Gotową wejść z człowiekiem w relacje miłości. Kołacze do ludzkiego serca tak samo na dyskotece, jak i podczas zgłębiania tajemnic syntaktyki. Wystarczy Mu otworzyć, aby zaszła komunia spotkania JA-TY, zrodziła się miłość człowieka i Boga. Niezdolny poznać sam siebie (jak mogę bowiem być zarówno widzem, jak i widzianym?), nabieram pełni w relacji JA-TY z bliźnim, a najdoskonalej w relacji z Bogiem. Dlatego miłość jest najdoskonalszym sposobem poznania siebie. I bliźniego. I Boga.

Czy aby nawiązać kontakt z Bogiem, trzeba odsunąć się od wszelkich pokus? Nie. Żaden z apostołów tego nie zalecał. Trzeba by bowiem wtedy usunąć się ze świta, a nie po to jest lampa, by stała pod korcem. Żyjmy z Bogiem na co dzień, bo i On co dzień puka do naszego serca. W świecie, w którym korporacje metkują co się da, a tłumy wielbią wyżelowanych bożków. Żyjmy, gdzie nas Pan postawił, bez przestanku się módlmy — jak zalecał św. Paweł — czy jemy, czy pijemy, czy cokolwiek czynimy, to czyńmy na chwałę Bożą. Bądźmy z Bogiem wśród najzwyklejszych czynności. W codziennym życiu.

A czy Jezus zapowiedział odejście w niedościgłe obszary matematyki teoretycznej i logiki formalnej? Nie. Mówił: O cokolwiek będziecie Ojca mojego prosili, da wam1. Gdzie dwóch się gromadzi w imię moje, tam Ja jestem pośród nich2. Nie troszczcie się, co jutro będziecie jeść, szukajcie Królestwa Bożego, a reszta będzie wam dodana3. Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani, a ja wam dam ukojenie4.

Bóg oferuje nam przyjaźń w codziennym życiu, w zwykłych sprawach. Czy łatwo z tej oferty skorzystać? Bardzo trudno. Trzeba powierzyć się Bogu, rzucić w Jego ramiona, zaufać, nie troszczyć się. Kto potrafi nie „pomagać” Bogu, nie wyręczać Go? Po prostu Mu nie przeszkadzać? Wąska jest ścieżka wiodąca do zbawienia.

Wobec pokus świata chętnie pamiętamy, co Jezus rzekł do jawnogrzesznicy: Ja cię nie potępię. Ale czy pamiętamy, co powiedział dalej? Idź i nie grzesz więcej5.

Miejmy odwagę pokładać ufność w Panu. Miejmy odwagę wypełniać Jego prawo. Miejmy odwagę mówić o Jezusie i wyznać innym, że naszym warownym grodem jest Bóg. Choćbyśmy mieli być jedynymi ludźmi pośród wielbicieli ziemskich bożków i potęg. I pamiętajmy Jego słowa: Jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata6. 

Nikodem Berger

1 Zob. J 16,23. 2 Zob. Mt 18,20. 3 Zob. Mt 6,33. 4 Zob. Mt 11,28. 5 Zob. J 8,11. 6 Zob. Mt 28,20.