Coraz więcej ludzi poszukuje religii miłej, łatwej i przyjemnej, ciekawej, miejscami fascynującej, skrojonej na miarę ludzkich oczekiwań i pragnień. Nie musi być prawdziwa, byle była atrakcyjna, nawet z nutą sensacji.
Jak najlepiej wyśmiać religię?” — zapytał swego czasu autor artykułu Pod wezwaniem św. Parodii opublikowanego w miesięczniku „Fokus”. I sam sobie odpowiedział: „Stworzyć własną religię, gdzie bogiem jest makaron, wodą święconą — piwo, a przykazania się wzajemnie wykluczają”1.
W roku 2001 w trakcie spisu ludności w Wielkiej Brytanii okazało się, że czwartym wyznaniem jej mieszkańców jest religia Jedi z Gwiezdnych wojen. Cieszyła się ona większą popularnością niż judaizm i buddyzm! Jak grzyby po deszczu powstają tzw. religie ateistów. Powstają dla zabawy lub jako wyraz ludzkich fascynacji, najczęściej parodiując lub co gorsza profanując istniejące religie.
W roku 2005 powstał Kościół Latającego Potwora Spaghetti. Coraz większą sławą zaczyna cieszyć się grono zwolenników Niewidzialnego Różowego Nosorożca. Pojawił się także Kościół Świętego Pączka.
Istnieje też Kościół Google. Jego zwolennicy twierdzą, że dysponują większą ilością dowodów na boskość tej znanej wyszukiwarki internetowej niż wyznawcy innych religii na rzecz swoich bogów. Skoro Google posiada największą bazę danych, najbliższe jest — ich zdaniem — ideałowi „wszechwiedzy”. Google jest „nieśmiertelna” — bo w razie awarii jednego z serwerów inny skutecznie może go zastąpić. Jest „wszechobecna”, bo dostępna w każdym zakątku świata. Odpowiada na modlitwy… nie czyni zła… pamięta wszystko… Jej imienia (nazwy) poszukuje się częściej niż imienia Jezusa, Allacha, Boga, Buddy. I w końcu według jej zwolenników jeśli Google to „dobry bóg”, to Microsoft jest szatanem!
Z kolei wyznawcy Kościoła Zupełnie Obojętnego Boga dziękują swojemu bogu na całkowity brak zainteresowania ludzkością i za wolność, jaką obdarzył swoje stworzenia.
Pewni ludzie stali się też boskimi idolami, a nawet doczekali się kultu w Kościołach swego imienia — jak w Pierwszym Kościele Jezusa Chrystusa Elvisa czy w Kościele Maradony. Fan tego ostatniego wyznał nawet: „Mam racjonalną religię i jest to Kościół rzymskokatolicki oraz mam religię, która płynie przez moje serce, pasję, i to jest Diego Maradona”2.
Dlaczego ludzie to robią?
W tym samym artykule prof. Maria Libiszowski-Żółtkowska odpowiada: „Religia traktowana jest jak bajka, w której można dowolnie wymieniać bohaterów i zmieniać scenariusze (…). Drugi typ religii parodiujących wykorzystuje potrzebę autorytetu. (…) Jest to ucieczka od wolności pod skrzydła wodza, którego się fanatycznie podziwia, którego się chce naśladować, którego się ubóstwia”3.
Inne powody to według socjologów: lekceważenie religii istniejących, chęć zadrwienia z nich, szukanie rozrywki czy przeciwnie — autorytetu.
Patrząc z biblijnej perspektywy, nie sposób pominąć pewnej głęboko zakorzenionej w ludzkiej naturze skłonności, by nie rzec skazy wszczepionej nam przez grzech. Istotą grzechu jest przecież próba detronizacji Boga, usunięcia Go w cień i zajęcie należnego Mu miejsca. Człowiek na skutek podszeptów szatana uznał, że jest w stanie nie tylko zrównać się z Bogiem4, ale też zastąpić ustanowione przez Niego normy i wartości własnymi. Co więcej, ludzie odkryli w sobie dążność do tworzenia bogów na własne podobieństwo, co znalazło wyraz w różnego rodzaju bałwochwalczych formach kultu. Balansowanie pomiędzy podziwem i lękiem dla tego co ponadnaturalne i tajemnicze z jednej strony, a skłonnością do tworzenia własnych wizji bogów i systemów religijnych towarzyszy ludzkości od początku. Już prorok Izajasz opisuje i wyśmiewa takie irracjonalne działanie. Oto człowiek tworzy „boga” i oddaje cześć dziełu swoich rąk: „Rzeźbiarz robi pomiary na drzewie, kreśli rylcem kształt, obrabia je dłutami i stawia znaki cyrklem; wydobywa z niego kształty ludzkie na podobieństwo pięknej postaci człowieka, aby postawić go w domu. Narąbał sobie drzewa cedrowego, wziął drzewa cyprysowego i dębowego — a upatrzył je sobie między drzewami w lesie — zasadził jesion, któremu ulewa zapewnia wzrost. To wszystko służy człowiekowi na opał: część z nich bierze na ogrzewanie, część na rozpalenie ognia do pieczenia chleba, na koniec z reszty wykonuje boga, przed którym pada na twarz, tworzy rzeźbę, przed którą wybija pokłony. Jedną połowę spala w ogniu i na rozżarzonych węglach piecze mięso; potem zajada pieczeń i nasyca się. Ponadto grzeje się i mówi: Hej! Ale się zagrzałem i korzystam ze światła! Z tego zaś, co zostanie, czyni swego boga, bożyszcze swoje, któremu oddaje pokłon i pada na twarz, i modli się, mówiąc: Ratuj mnie, boś ty bogiem moim!”5.
Współcześnie obserwowane trendy w dziedzinie duchowości są dokładnym wypełnieniem dawno spisanych zapowiedzi: „Przyjdzie czas, że [ludzie] zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom”6.
A ci „nauczyciele” oferują im religię miłą, łatwą i przyjemną, ciekawą, miejscami fascynującą, skrojoną na miarę ludzkich oczekiwań i pragnień. Nie musi być prawdziwa, byle była atrakcyjna, nawet z nutą sensacji. W centrum takiej religii jej piewcy stawiają człowieka, a nie Boga. Bo tak naprawdę to człowiek jest w takich religiach bogiem — to on ustala zasady, to on tworzy boga na swoje podobieństwo. Ktoś powiedział, że współczesny człowiek traktuje religię/Kościół jak autobus. Wsiada do tego, który mu pasuje! I nie ma w tym chyba wielkiej przesady!
Konsekwencje
Religia, która jest tylko zabawą, nie wymaga ofiar. Nikt za nią nie chce umierać, ale też nikt nie chce dla niej żyć. Bo „zabawki” mają to do siebie, że szybko się nudzą. Wtedy sięga się po nową „zabawkę”. Wystarczy niewielki update i już jest ciekawie…
Tymczasem prawdziwa duchowość ma swoją cenę. Bywa, że wierność wobec Bożych wartości sprowadza kłopoty. Ludzie prawdziwie wierzący trwają przy swoich przekonaniach niezależnie od panującej mody i koniunktury. Są wierni, nawet gdy wiąże się to z trudnościami, odrzuceniem czy szykanami. Taka duchowość nie jest na sprzedaż, nie podlega negocjacjom, nie ulega kompromisom. Czy traktujesz swoje przekonania religijne poważnie? Co jesteś gotów dla nich poświęcić? Ile czasu rezerwujesz na sprawy duchowe? Jakie miejsce zajmują one na liście twoich priorytetów? Czy twoja duchowość jest zabawą, czy postawą dojrzałą, głęboko przemyślaną?
Alcybiades, błyskotliwy, lecz zepsuty ulubieniec Aten, zwykł mówić do Sokratesa: „Nienawidzę cię, Sokratesie, ponieważ za każdym razem, gdy cię spotykam, sprawiasz, że widzę, kim jestem”7. Chrystus przyszedł na świat, by powiedzieć nam prawdę o nas samych, o stanie naszych serc. Prawdę o Bogu i o nas przypieczętował własną krwią. Czy dzisiaj chcemy tę prawdę usłyszeć? Czy w natłoku różnych, coraz bardziej kuriozalnych religii i kultów nadal wyraźnie słyszymy głos Boga?
Dlaczego tak łatwo porzucić zdrową naukę? Bo prawdziwa ewangelia chce nasze życie postawić na wyżynach. Bóg nie chce bylejakości — chce zaszczepić nam wartości nieprzemijające.
Czy pragniesz wzrastać ku Bogu, kroczyć śladami Jezusa, każdego dnia trwać przy niezmiennych naukach Słowa Bożego? Każdego dnia czyha na ciebie wiele atrakcyjnych propozycji — czy sięgniesz po nie, rezygnując z prawdy ewangelii?
Każdy jest kowalem swojego losu. Każda nasza decyzja ma jakiś ciąg dalszy, długofalowe skutki. Żyjemy w kolorowym kalejdoskopie nowinek i sensacji, ale Słowo Boże niezmiennie przypomina nam, że droga ku wieczności jest tylko jedna — i jest nią Jezus8.
Zbigniew Makarewicz
1 Nr 6/2008, s. 32. 2 Tamże, s. 33. 3 Tamże. 4 Rdz 3,5. 5 Iz 44,13-17 BT. 6 2 Tm 4,3-4. 7 W. Barclay, Listy do Tymoteusza, s. 261. 8 Zob. J 14,6; Dz 4,12.