Dziecko, które przychodzi na świat, jest zupełnie bezradne. Bez rodziców nie przeżyje. Są jego światem. Wraz z rozwojem i dorastaniem zaczyna się to jednak zmieniać. Dziecko samo wyrusza w swoją podróż, jaką jest życie.
Pierwsze samodzielne wyprawy dziecka to raczkowanie do drugiego pokoju, z którego nie widać już twarzy rodziców. Potem coraz dalej i dalej… To zupełnie naturalna potrzeba wolności wpisana w nasze człowieczeństwo. Sam Bóg dał Adamowi i Ewie wolność wyboru. Choć naraził się tym samym na ogromne ryzyko. Podobnie jest w rodzicielstwie. Chcąc wychować szczęśliwego, mądrego i dobrego człowieka, musimy nauczyć go samodzielności i odpowiedzialności za siebie i własne decyzje. To niesie za sobą ogromne ryzyko. Bo co, jeśli nasze dzieci nie wybiorą tak, jak byśmy tego chcieli? Tak bardzo chcemy je ustrzec przed błędami, że czasem uzależniamy je od siebie, nie pozwalając na samodzielne decydowanie czy odsuwając od nich negatywne konsekwencje ich wyborów. To błąd. Człowiek, który doświadcza poczucia zależności i niemocy, odczuwa bezradność, złość i frustrację. Emocje te, niewyrażane, kumulują się, by w końcu doprowadzić do otwartego buntu bądź stanów depresyjnych i wycofania się z życia.
Dar samodzielności
Chrześcijańska pisarka Ellen G. White w książce Wychowanie napisała: „Każda istota ludzka, stworzona na podobieństwo Boże, obdarzona jest podobnymi Jemu możliwościami — zdolnościami do samodzielnego myślenia i działania. Prawdziwa pedagogika kładzie duży nacisk na spotęgowanie tych zdolności w człowieku. Młodzież musi nauczyć się myśleć samodzielnie, a nie uzależniać się od myśli twórczej innych (…). Należy przygotować młodzież, by potrafiła władać sobą. Należy wykształcić ludzi o szerokich horyzontach, bystrym umyśle, odważnych w poglądach”. Pisarka zwraca uwagę na potrzebę uczenia młodzieży stojącej u progu dorosłości samodzielnego myślenia i działania. By jednak było to możliwe, już od najwcześniejszych lat życia dziecka trzeba je uczyć samodzielności i ponoszenia konsekwencji swojego zachowania i wyborów. Zupełnie inaczej będzie to wyglądało u dzieci w wieku przedszkolnym, a inaczej u starszych. Rodzice i opiekunowie powinni stworzyć dziecku przestrzeń, w której może ono dokonywać samodzielnych wyborów, a wraz z jego rozwojem i dorastaniem poszerzać tę przestrzeń.
Niezależnie od tego, w jakim wieku jest dziecko i jak daleko sięga jego autonomia, warto zapamiętać złotą zasadę duńskiego terapeuty Jespera Juula z książki pt. Przestrzeń dla rodziny: „Najlepszą i najłatwiejszą do zapamiętania regułą jest: nigdy nie robić dla dzieci tego, co potrafią zrobić same”. Wydaje się to dość proste, jednak na co dzień często wyręczamy nasze dzieci. Dlaczego? Bo zrobimy to lepiej, szybciej, staranniej. Nie mamy przecież czasu, żeby dziecko wiązało sznurowadła dziesięć minut! Codzienność, nieprawdaż? Wyręczamy dzieci nie tylko w wykonywaniu pewnych czynności, ale także w podejmowaniu decyzji i braniu za nie odpowiedzialności. A bez tego dużo trudniej będzie im dokonywać w życiu dorosłym mądrych, niezależnych wyborów i brać odpowiedzialność za ich skutki.
Juul zwraca też uwagę na to, że „rola wychowawców dobiega końca, gdy dziecko ma 10-11 lat. Dlatego ważne jest, by wcześniej otrzymało od nas trening w przejmowaniu odpowiedzialności za siebie. (…) W okresie nastoletnim rola rodziców się zmienia: przestają być opiekunami, którzy wszystko wiedzą lepiej, a stają się niejako partnerami sparingowymi. Niestety wielu rodziców nie potrafi porzucić starej roli”.
Poszerzając przestrzeń samodzielności dziecka, ograniczamy tym samym swoją rodzicielską władzę. A to bywa trudne. Nie chodzi jednak o to, by przestać być dla dziecka wsparciem, nie udzielać rad i nie pokazywać, jak żyć w sposób wartościowy i mądry. Czym innym jest przekazywanie dziecku od najmłodszych lat wartości i postaw, które są moralne i niezbędne do prawidłowego rozwoju we wszystkich sferach, a czym innym pozwalanie mu — na miarę jego poznawczych możliwości — na samodzielne podejmowanie wyborów nawet obarczonych ryzykiem błędów.
Kilka prostych sposobów
Jak zatem zachęcać dzieci do samodzielności i uczyć ich odpowiedzialności za siebie? Adele Faber i Elaine Mazlish w swojej książce pt. Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły podają kilka prostych sposobów.
Po pierwsze, uczmy dzieci dokonywania nawet najprostszych wyborów typu: Chcesz sok jabłkowy czy pomarańczowy? Pozwoli to dziecku podejmować decyzje najpierw małe, a z czasem coraz poważniejsze. Skłoni do refleksji nad otaczającą rzeczywistością, podejmowaniem wyborów i ponoszeniem odpowiedzialności.
Po drugie, okażmy szacunek dla jego dziecięcych zmagań. Kiedy z wysiłkiem próbuje zawiązać sznurowadła, przyznajmy: Zawiązanie sznurowadła wymaga dużej zręczności. A kiedy mozoli się nad figurką z plasteliny, podpowiedzmy: Zanim zrobisz ludzika z plasteliny, najpierw zrób miękką kulkę. To czasem pomaga. Kiedy doceniamy wysiłek dziecka i dajemy mu wsparcie, zamiast je wyręczać, łatwiej będzie mu zmierzyć się z przeszkodą; a kiedy się z nią upora, doświadczy prawdziwej satysfakcji, która wpłynie korzystnie na jego samoocenę.
Po trzecie, nie zadawajmy zbyt wielu pytań. Często w dobrej wierze i szczerości wypytujemy dzieci o szczegóły pobytu w szkole, u koleżanki itp. W takiej sytuacji dziecko może odnieść wrażenie, że za daleko chcemy wtargnąć w jego życie. Kiedy jednak pokażemy, że mamy dla niego czas, i nastawimy się na słuchanie, samo opowie nam o tym, co dla niego ważne.
Po czwarte, nie spieszmy się z odpowiadaniem. Taktykę tę stosował Jezus. Pytany o coś często „odbijał” pytanie, zmuszając rozmówców do myślenia i refleksji. Dlatego warto zareagować pytaniem na pytanie, w stylu: A jak myślisz?, albo odpowiedzieć: Pomyśl. Dzięki temu dajemy dziecku szansę, by samo znalazło odpowiedź.
Po piąte, warto jest zachęcać dzieci do korzystania z doświadczeń innych ludzi, którzy byli w podobnej sytuacji czy też cieszą się autorytetem w danej dziedzinie. Uświadamiamy przez to dzieciom, że muszą poszukiwać informacji, a nie oczekiwać, że od razu powiemy im, co mają robić (np. Informację na ten temat możesz znaleźć w encyklopedii lub Musisz zapytać o to w sklepie).
Po szóste, budując samodzielność dziecka, warto pamiętać, by nie mówić o nim w jego obecności. Mogłoby się poczuć uprzedmiotowione i odnieść wrażenie, że jest własnością rodziców. Poza tym kiedy rozmawiamy z dorosłymi i z ich strony pada pytanie o dziecko, pozwólmy, by ono samo odpowiedziało, zręcznie przekierowując pytanie w stronę dziecka, np.: Kasia ci odpowie. Ona wie to najlepiej.
To tylko kilka prostych sposobów, które sprawią, że nasze dzieci nauczą się samodzielności w myśleniu, działaniu i podejmowaniu decyzji. Nauczą się przez to także szacunku do samych siebie i innych, a błędy i niepowodzenia zaczną traktować jak trening, który może ich czegoś nauczyć, a nie jak porażkę, która odbiera wiarę we własne możliwości. Pozwolenie dziecku na samodzielność wymaga od rodziców zaufania dziecku i świadomego ograniczenia samych siebie. Jednak relacja zbudowana na zaufaniu i wzajemnym szacunku stanie się podstawą dobrego porozumienia, szczególnie wtedy, kiedy dzieci wejdą już w wiek nastoletni.
Pozwalając dzieciom na samodzielność i branie odpowiedzialności za siebie, uczymy ich bycia szefem samego siebie i wychowujemy młodych ludzi „o szerokich horyzontach, bystrym umyśle, odważnych w poglądach”.
Beata Baron