Przed nami niespokojna końcówka roku i nic nie wskazuje na to, by kolejny rok był spokojniejszy i przyniósł znaczącą zmianę.
Właściwie to dzieje się już od wiosny. Mamy już tego roku tak dość, że nie możemy się doczekać jego końca i odejściaw niepamięć. Za dużo już tego.
Dzieje się na ulicach. Ostatnio setki tysięcy Polek wyprowadził na nie wyrok Trybunału Konstytucyjnego praktycznie likwidujący kompromis aborcyjny. Polki zaprotestowały głośno i wyjątkowo dobitnie. Można się obrażać na nieparlamentarną formę ich wypowiedzi, ale może gdyby parlamentarna większość pozwalała parlamentarnej mniejszości na większą swobodę wypowiedzi w imieniu zróżnicowanego w poglądach społeczeństwa, to społeczeństwo nie musiałoby wypowiadać się tak dobitnie?
Trudno się też zgodzić z zarzutami, że protestujące na ulicach kobiety to same zwolenniczki nieskrępowanej aborcji. Badania opinii publicznej tego nie potwierdzają. Wydaje się, że chodzi nie tyle o aborcję, a o wolność wyboruw sytuacjach ekstremalnych, których boi się każda kobieta.
Rosalyn Carter, była pierwsza dama USA, powiedziała kiedyś: „Aborcja powinna być traktowana jako problem religijny. Nie mogłabym jej dokonać ze względu na moje przekonania religijne, lecz kimże jestem, by narzucać moje odczucia innym ludziom? Niektóre religie nie są tak rygorystyczne w tym zakresie. Konstytucja domaga się rozdziału Kościoła i państwa. Jak można narzucać wszystkim ludziom wierzenie religijne przy użyciu prawa?”. Tymczasem wiele Polek i wielu Polaków odebrało wyrok TK jako narzucenie im przekonań religijnych Kościoła katolickiego.
Dlatego działo się również pod kościołami katolickimi. Sympatycy władzy zostali wezwani do ich obrony i to „za wszelką cenę”. Strasznie niebezpieczne słowa. Czy żeby nastał w Polsce społeczny spokój, naprawdę musi dojść do „wojny” między różnymi segmentami społeczeństwa? Boję się, że nie będzie to tylko wojna ideologiczna na hasła i słowa, ale że w ruch pójdą twardsze argumenty. W Bogu nadzieja, że przyjdzie opamiętanie.
Kolejny raz przy tej okazji mogliśmy w telewizorach usłyszeć z ust przedstawiciela teoretycznie bezstronnej światopoglądowo władzy, że poza katolicyzmem jest tylko nihilizm. W jakim świetle stawia to inaczej wierzącychi niewierzących? Jak poczułyby się, gdyby jeszcze żyły, tak pomnikowe postaci jak: Bem, Boy-Żeleński, Brzechwa, Edelman, Frycz-Modrzewski, Geremek, Gombrowicz, Herling-Grudziński, Heweliusz, Korczak, Kotarbiński, Lem, Linde, Łaski, Miłosz, Narutowicz, Ordon, Ossoliński, Piłsudski, Religa, Skłodowska-Curie, Szpilman, Szymborska, Urung, Wedel, Żeromski. Sami niekatolicy, ale czy nihiliści?
Dzieje się również w ochronie zdrowia. Jesteśmy świadkami jej covidowego upadku. Media aż huczą od dramatycznych relacji spod i ze szpitali. Z reportaży wyzierają oddziały covidowe, gdzie pacjenci pozostawiani są na noc bez opieki, mimo ich jęków i wezwań o pomoc. Nikt przez wiele godzin ich nie przewija, nie pomaga, nie ratuje. Tak źle jeszcze nie było. Ludzie umierają w karetkach, czekając pod szpitalami, aż umrze w nich kto inny i zwolni się dla nich miejsce. Umierają, czekając na zwolnienie respiratora. Umierają na choroby niecovidowe, bo walka z covidem angażuje niemal wszystkie moce systemu ochrony zdrowia.
A jakby było mało, dzieje się też w Kościele katolickim. Raport o byłym kardynale McCarricku, informacje o niedawno zmarłym kardynale Gulbinowiczu, wątpliwości co do postawy kardynała Dziwisza, wszystko z elementami seksualnych nadużyć czy ich krycia — podkopały pozycję Kościoła katolickiego w Polsce jako moralnej busoli. Kolejny raz najciemniej okazało się pod latarnią. Na myśl przychodzą też słowa Pana Jezusa wypowiedziane do faryzeuszyi uczonych w Piśmie o ich pozornej, zewnętrznej sprawiedliwości, która skrywa wewnętrzną obłudę i nieczystość. Nie wróży to dobrze ani temu Kościołowi, ani innym, które pewnie oberwą rykoszetem społecznego oburzenia.
Dlatego nie powinny dziwić coraz głośniej formułowane żądania przywrócenia realnego rozdziału Kościoła od państwa.I niech zostanie tu liczba pojedyncza, gdyż chyba nikt nie ma wątpliwości, że tylko jeden Kościół ma realny i przemożny wpływ na władzę. Ten wpływ był przez lata efektem swoistego rozumienia „historycznych zasług” Kościoła katolickiegow przechodzeniu Polski od komunizmu do obecnego ustroju. Tyle że żadne zasługi nie mogą go czynić Kościołem „państwowo uprzywilejowanym” i stawianym ponad prawem. Czas, aby Polska stała się wreszcie państwem prawdziwie świeckim i neutralnym światopoglądowo, gdyż głębia sojuszu tronu z katolickim ołtarzem uczyniła z Polski państwo w praktyce wyznaniowe. I jest to już trudne do zniesienia nie tylko dla mniejszości wyznaniowych, ale i dużej rzeszy obywateli.
Dzieje się. Ale mogłoby już przestać, bo wszyscy na tym stracimy. I nie myślę wcale tylko o tym, co tu i teraz.
Andrzej Siciński