Grzech nasz powszedni

2169

Jest grzech, który prawie każdy popełnia prawie codziennie, a wielu nawet wielokrotnie każdego dnia. Grzech popełniany przez ludzi ze społecznych wyżyn i nizin. Tak powszedni, że uważamy go już za coś normalnego.

Przed wakacjami telewizja HBO wyemitowała pięcioodcinkowy serial pt. Czarnobyl. Widzowie i krytycy chwalili go za wierność faktograficzną i naturalistyczną scenografię, idealnie oddającą komunistyczne realia życia w Europie Wschodniej drugiej połowy lat 80.

Dla mnie jednak ten serial to coś więcej niż tylko film. To wspomnienie czasów z jednej strony trudnych, a z drugiej pięknych. W dniu katastrofy czarnobylskiej 26 kwietnia 1986 roku byłem 24-letnim ojcem swojego pierwszego dziecka, pięciomiesięcznej córeczki. Tego dnia i przez kilka kolejnych wychodziliśmy z nią w wózeczku na spacery, zupełnie nieświadomi tego, co działo się już nad naszymi głowami — przesuwania się na zachód chmury radioaktywnego pyłu ze wschodu. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero po kilku dniach z TVP, która zaczęła informować o katastrofie dopiero po ogłoszeniu tego przez Radio Wolna Europa. A nawet wtedy TVP minimalizowała, jak tylko mogła, możliwe skutki radioaktywnego skażenia nad Polską.

Przyczyna pierwotna

Katastrofa w elektrowni jądrowej w Czarnobylu (dzisiejsza Ukraina, wtedy ZSRR) była jak dotąd największą katastrofą przemysłową w dziejach. W jej efekcie skażeniu radioaktywnemu uległo 150 tys. kilometrów kwadratowych terenu Ukrainy, Rosji i Białorusi. Radioaktywna chmura rozprzestrzeniła się na całą Europę. Z terenów w pobliżu elektrowni na stałe ewakuowano 350 tys. mieszkańców. W kolejnych miesiącach i latach kilka tysięcy osób zmarło na nowotwory, głównie tarczycy. Zresztą liczbę ofiar trudno oszacować, gdyż ludzie umierali nawet w wyniku traumy wywołanej przymusową przeprowadzką i koniecznością rozstania się w kilka godzin z dorobkiem całego życia. Kilkadziesiąt osób zmarło na chorobę popromienną w ciągu paru tygodni po katastrofie.

Z serialu dowiedziałem się, że tylko dzięki samobójczej misji trzech pracowników elektrowni oraz pracy 400 górników, którzy pod płonącym reaktorem kopali tunele dla jego schłodzenia, udało się zapobiec kolejnemu wybuchowi, w efekcie którego skażenie terenu byłoby nieporównywalnie większe, a liczba ofiar, również za granicami ZSRR, szłaby w miliony. Cześć ich pamięci!

To, co mnie jednak najbardziej uderzyło w tej filmowej relacji z tamtych wydarzeń, to nie sam wybuch ani to, co po nim — nierówna walka z żywiołem zwolnionym z uwięzi przez samego człowieka. Najbardziej uderzające były konkluzje z odcinka piątego, gdy podczas procesu inżynierów nadzorujących pracę elektrowni w dniu wybuchu wychodzi na jaw, że winne były nie tylko ich zaniedbania i niefortunny splot różnych okoliczności, ale… kłamstwo. Pierwotną przyczyną tej katastrofy było dużo wcześniejsze kłamstwo, a właściwie ukrycie prawdy.

Dziesięć lat wcześniej jeden z radzieckich naukowców wykazał w prasie naukowej, że reaktory tego samego typu, który potem zbudowano w elektrowni w Czarnobylu, w pewnych okolicznościach wykazują się daleko posuniętą niestabilnością, która może doprowadzić do ich przegrzania i wybuchu. Ponieważ jednak wtedy do najgorszego jeszcze nie doszło, a niebezpieczeństwo jednoczesnego splotu tych wszystkich negatywnych okoliczności wydawało się minimalne, władze komunistyczne zdecydowały się to ukryć. Naukowca wywieziono gdzieś na wschód, a jego odkrycie zatuszowano.

Kłamano więc przed Czarnobylem. Kłamano też podczas oddawania tej elektrowni do użytku, gdyż nie przyznano się do nieprzeprowadzenia wszystkich niezbędnych testów bezpieczeństwa. Ale chodziło o oddanie jej zgodnie z zakładanym planem. Plany w komunizmie były jak wola boska. Za ich wykonanie w terminie były nagrody i medale. Do katastrofy doszło kilka lat później właśnie w trakcie wykonywania ostatniego zaległego testu bezpieczeństwa. A i nawet wtedy, już po wybuchu, długi czas kłamano co do poziomu skażenia, pozwalając, by ludzie mieszkający w okolicy oglądali nocny pożar w elektrowni jak fajerwerki, zamiast ich niezwłocznie ewakuować.

Kłamano zatem na początku, w środku i na końcu. Ceną tych kłamstw było życie tysięcy i zagrożenie życia milionów.

Zabójczy grzech

Kłamstwo to chyba nasz najpowszechniejszy grzech. Ludzie nie cudzołożą codziennie, nie kradną codziennie ani codziennie nie zabijają (zwykle w ogóle nie zabijają, o ile nie ma wojny, chyba że słowem — to zdarza się wielu niemal codziennie). Ale wielu kłamie codziennie, i to wielokrotnie. O niektórych krążą nawet dowcipy, że do kłamania wystarczy im tylko otworzenie ust.

Nazwanie kłamstwa grzechem przenosi rozważania o nim na grunt biblijny, bowiem to Biblia ukazuje, jakie ludzkie zachowania są przez Boga zabronione. Biblijna Księga Apokalipsy charakteryzuje zbawionych m.in. jako tych, w których ustach nie znaleziono kłamstwa1. Ta sama księga ostrzega, że w nowym Jeruzalem, Bożym mieście zbawionych, nie znajdzie się żaden kłamca2. Miejsce kłamców będzie na zewnątrz tego miasta, tam, gdzie będzie miejsce również dla morderców3. To ciekawe, że spośród wszystkich grzechów te są szczególnie uwypuklone i ze sobą połączone, niemal jak przyczyna i skutek. Bo kłamstwo zabija, a kłamca jest jak morderca. Najpierw zabija się zaufanie i szacunek między ludźmi, a stąd do fizycznego zabójstwa już niedaleko. W Czarnobylu kłamstwa zabijały.

Mimo możliwych zabójczych konsekwencji kłamstwa ludzie próbują je racjonalizować i minimalizować jego powagę. Racjonalizujemy je sobie, usprawiedliwiając się, że ten jeden raz musimy skłamać. Przekonujemy samych siebie, że konsekwencje tego kłamstwa będą niewielkie; albo przeciwnie — że będą wielkie, jeśli tego nie zrobimy. Nawet przestajemy kłamstwo nazywać po imieniu, a nadajemy mu różne eufemistyczne określenia: mijanie się z prawdą, pomyłka, błąd, bujda, bajer, kit — żeby tylko oszukać sumienie; żeby łatwiej zaakceptować fakt fałszowania prawdy.

Oblicza kłamstwa

Kłamstwo to każde twierdzenie skierowane do drugiej osoby w intencji wprowadzenia jej w błąd. Oznacza to, że samo wprowadzenie kogoś w błąd, ale bez takiej intencji, nie jest kłamstwem. Nie kłamie, kto jest święcie przekonany, że mówi prawdę, nawet jeśli obiektywnie jej nie mówi. Trzeba o tym pamiętać, żeby nie krzywdzić innych bezpodstawnymi pomówieniami o kłamstwo w sytuacji, gdy nie mieli świadomości, że kłamią, ani takiej intencji.

Jednym z powszechnych obliczy kłamstwa jest manipulacja. Wszyscy jesteśmy jej na różne sposoby codziennie poddawani. Jesteśmy manipulowani na przykład opiniami ekspertów. Nikt z nas nie zna się dziś na wszystkim. W większości sfer życia musimy polegać na opiniach znawców poszczególnych zagadnień. A ich opinie są często sprzeczne, i to nie tylko dlatego, że doszli do różnych możliwych wniosków na podstawie obiektywnie przeprowadzonych badań. Często chodzi o to, kto sponsorował badania. I tak od jednych dowiemy się, że picie alkoholu, nawet w najmniejszych ilościach, szkodzi, a od innych, że wręcz przeciwnie. To samo z kawą, mięsem, żywnością modyfikowaną genetycznie, telefonami komórkowymi, szczepionkami czy katastrofą klimatyczną.

Inne pole manipulacji to strach o własne bezpieczeństwo. To ulubione narzędzie manipulacji społeczeństwami przez wszystkie rządy. Umiejętne dawkowanie wybranych informacji przy jednoczesnym ukrywaniu innych składa się ostatecznie na dezinformację. Tym sposobem można dzielić społeczeństwa i wzbudzać w nich strach przed innymi: uchodźcami, emigrantami, różnymi mniejszościami, ludźmi określonych mniejszościowych profesji. A dzieli się, by rządzić. Wymyślili to już starożytni Rzymianie. To najlepszy sposób odwracania uwagi całych społeczeństw od prawdziwych problemów, które je dręczą; od ich rzeczywistych potrzeb, których władza nie jest w stanie zaspokoić.

Jeszcze inne wdzięczne pole do manipulacji to reklama. Nie każda to kłamstwo, ale często tak — taka, która ma nas przekonać do nabycia rzeczy w istocie nam niepotrzebnych; która ma wzbudzać w nas pragnienia, by napędzać konsumpcję i realizować potrzeby producentów, a nie konsumentów.

Ojciec kłamstwa

Choć podane przykłady manipulacji wydają się całkiem współczesne, to jednak kłamstwo, co do istoty jest zjawiskiem starym jak świat. Tę prawdę o kłamstwie ujawniają słowa Jezusa do Żydów usiłujących Go zabić: „Waszym ojcem jest diabeł i chcecie spełniać żądze waszego ojca. Od początku był on mordercą i nie wytrwał w prawdzie, bo nie ma w nim prawdy. Kiedy mówi kłamstwo, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa”4.

Interesujące, że to niewytrwanie szatana w prawdzie występuje w powyższym cytacie w łączności z jego żądzą. Szatan pożądał czegoś, do czego nie miał ani prawa, ani kompetencji, a mimo to chciał to mieć — chciał zająć miejsce Boga5. Dziś ludzie też kłamią i manipulują, bo pożądają czegoś, do czego nie mają kwalifikacji i czego normalną drogą nie są w stanie osiągnąć.

Inną interesującą tu rzeczą jest powiązanie kolejny raz kłamstwa z zabójstwem. Zaczyna się od jednego, a kończy na drugim. Wielu morderców zaczynało od kłamania, oszukiwania innych ludzi. W ten sposób uczyli się przedmiotowego traktowania swoich ofiar, wykorzystywania ich, odzierania z szacunku i godności. I nawet jeśli kiedyś nie zabili osobiście, to ilu ludzi zmarło z rozpaczy, okradzionych z oszczędności ich życia lub z ostatnich pieniędzy na życie? Kłamstwo zabija.

Ludzie kłamią z kilku podstawowych powodów. Bo, jak już napisałem, chcą coś zyskać. I nie zawsze chodzi o pieniądze. Kłamią, bo jak już nie można zyskać, to niech przynajmniej ich rywal straci. Kłamią, bo się czegoś wstydzą. Albo kłamią ze strachu.

Ale niezależnie od powodów konsekwencje mogą być tragiczne. Nie muszą uderzyć od razu i bezpośrednio w kłamcę. Mogą go dotknąć pośrednio i z opóźnieniem, uderzyć w jego dzieci czy wnuki. Nie żyjemy bowiem na samotnej wyspie. Jesteśmy wpleceni jak nić w materię społeczeństwa. Nie da się wyjąć jednej nitki, nie naruszając struktury całości, a zwłaszcza nitek najbliżej położonych.

Dlatego nie powinny dziwić wielokrotne i dobitne biblijne ostrzeżenia przed kłamstwem. Co się dzieje z narodem, którego władze dają posłuch kłamcom? „Jeśli rządzący daje posłuch słowom kłamliwym, to wszyscy jego słudzy stają się niegodziwi”6. Co gorszego może się stać z takim narodem, jeżeli rządzący nie tylko daje posłuch kłamcom, ale sam kłamie i manipuluje? Możemy dopowiedzieć sobie sami. Ryby psują się od głowy.

Co grozi ludziom dorabiającym się majątku za pomocą kłamstwa? „Kto gromadzi skarby językiem kłamliwym, ugania się za marnością i wpada w sidła śmierci”7. Zatem nie warto. Konsekwencje oszustwa powrócą, nie teraz, to kiedyś, i to ze zdwojoną siłą.

Czego nie uniknie nawet najbardziej sprytny kłamca? „Fałszywy świadek nie uniknie kary, kto rozgłasza kłamstwa, nie ucieknie”8. Nie ucieknie od odpowiedzialności, oczywiście. Jak nie w tym życiu, to na Sądzie Ostatecznym. „A losem (…) wszelkiego rodzaju kłamców będzie jezioro płonące ogniem i siarką. To jest druga śmierć”9. Taka, z której nie będzie już zmartwychwstania. Niebyt.

Kłamstwa białe?

Zapytani o ogólną ocenę moralną kłamstwa, zwykle wszyscy odpowiadają, że jest złe i nie należy tego robić. Gdy się jednak wejdzie w różne szczegóły, można usłyszeć w odpowiedzi, że czasami niektóre kłamstwa są dobre. W uzasadnieniu tego drugiego stanowiska pada zwykle jeden argument biblijny i jeden z niedawnej historii.

Ten biblijny dotyczy historii opisanej w drugim rozdziale starotestamentowej Księgi Jozuego. Przed atakiem Izraelitów na Jerycho, pierwsze miasto Ziemi Obiecanej stojące na ich drodze, Izraelici wysłali tam dwóch szpiegów. Jerychoński kontrwywiad się o tym dowiedział i wszczął poszukiwania. Szpiegów ukryła u siebie miejska prostytutka Rachab. Zapytana przez grupę poszukującą, gdzie oni są, okłamała poszukiwaczy, mówiąc, że poszukiwani już opuścili miasto. Zrobiła to, bo nie wierzyła w sens oporu wobec narodu izraelskiego, bo uważała Boga izraelskiego za silniejszego Boga niż wszyscy bogowie kananejscy, w końcu — bo widziała w tym jedyną szansę na przeżycie swoje i swoich bliskich. I tak się stało. Nie tylko przeżyła z rodziną zdobycie miasta i śmierć jego mieszkańców, ale również została wymieniona w gronie zbawionych w jedenastym rozdziale nowotestamentowego Listu do Hebrajczyków.

Drugi, bardziej współczesny przykład dotyczy ratowania Żydów w czasie drugiej wojny światowej. Uratowanie jednego Żyda wymagało zwykle współpracy wielu ludzi, którzy w tym celu często czuli się zmuszeni kłamać — żeby zdobyć dla niego dokumenty, żywność, wyjaśnić obecność nowej osoby w ich miejscu zamieszkania. Lub jak Rachab — kłamali, mówiąc, że żadnego Żyda nie widzieli, choć ukrywał się pod ich podłogą.

Te dwie sytuacje są często wykorzystywane dla usprawiedliwienia tzw. białych kłamstw — takich codziennych, drobnych, o których się mówi, że nikomu nie zaszkodzą, a może nawet pomogą.

Służy temu także swoista wąska interpretacja przykazania Bożego odnoszącego się do kłamstwa, które zakazuje mówienia fałszywego świadectwa „przeciw swemu bliźniemu”10. Bo skoro nie wolno kłamać „przeciw”, to może wolno kłamać „za”, czyli dla dobra bliźniego? Zwolenników tej zawężającej interpretacji nie ucieszy przypomnienie, że Pan Jezus w słynnym Kazaniu na Górze interpretował przykazania Boże rozszerzająco, a nie zawężająco. Za zabójstwo uznał nawet gniewanie się na bliźniego, a za cudzołóstwo — zaledwie pożądanie innej osoby11.

Czy zatem Rachab zgrzeszyła, kłamiąc? Czy zgrzeszyli ratujący kłamstwem Żydów?

Bałbym się jednoznacznie odpowiedzieć tak lub nie. Kłamstwo zawsze pozostaje kłamstwem — czymś, czego robić nie wolno, co Bóg zabronił. Inną natomiast rzeczą jest, czy Bóg zawsze i z każdego kłamstwa wyciągnie wieczne konsekwencje. Skoro bowiem nawet ziemski sąd może dziś uznać, że zabójca, który zabił w samoobronie czy w stanie wyższej konieczności, nie jest przestępcą i go uniewinnić, to czy Bóg nie może uznać, że ktoś, kto skłamał dla ratowania cudzego życia, nie dopuścił się grzechu (przestępstwa), choć na pewno dopuścił się czynu zabronionego przez Boże prawo? Choć każde przestępstwo jest czynem zabronionym przez prawo, to jednak nie każdy czyn zabroniony zostanie uznany za przestępstwo podlegające ukaraniu. Dlaczego tak samo nie miałoby być na sądzie Bożym? Jedno jest pewne, kłamstwo Rachab nie zmieniło ani na jotę treści Bożego Dekalogu i kłamstwo w oczach Boga jest nadal kłamstwem. Rachab — i to też jest pewne — dostąpiła Bożego przebaczenia grzechów i znalazła się w gronie zbawionych.

Jeśli i ty, drogi Czytelniku, chcesz się znaleźć w tym gronie, ale ciąży ci świadomość własnych popełnionych grzechów, to nie szukaj dla siebie usprawiedliwienia w różnych dziwnych koncepcjach czy w pudrowaniu grzechu, ale natychmiast w osobistej modlitwie wyznaj grzechy Jezusowi Chrystusowi. Biblia obiecuje: „Jeśli wyznajemy nasze grzechy, to Bóg, który jest wierny i sprawiedliwy, odpuści nam grzechy i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. (…) Dzieci moje, piszę wam to, abyście nie grzeszyli. Gdyby jednak ktoś zgrzeszył, mamy Orędownika przez Ojcem — sprawiedliwego Jezusa Chrystusa. On jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, a nie tylko za nasze, lecz także za grzechy całego świata”12.

Andrzej Siciński

1 Ap 14,1.4-5. Cytaty biblijne, jeśli nie podano inaczej, pochodzą z Biblii ekumenicznej Towarzystwa Biblijnego w Polsce. 2 Ap 21,27. 3 Ap 22,15. 4 J 8,44. 5 Zob. Iz 14,14. 6 Prz 29,12. 7 Prz 21,6 Biblia warszawska. 8 Prz 19,5. 9 Ap 21,8. 10 Wj 20,16. 11 Zob. Mt 5,21-22; 27-28.
12 1 J 1,9; 2,1-2.