Historia tego nawrócenia mogłaby być scenariuszem dla dobrego filmu akcji. Kto wie, czy nie będzie…
Wisam urodził się i wychował w Nazarecie, gdzie trzy czwarte populacji to muzułmanie, a pozostali to chrześcijanie. W latach 90. jego rodzinny klan liczył około tysiąca siedmiuset mężczyzn.
Klan
Klan to najbliższa rodzina, krewni bliżsi i dalsi oraz inne, mniejsze rodziny, które zdecydowały się wybrać przynależność do tej większej rodziny dla bezpieczeństwa i ochrony. Rada takiego klanu to grupa najbardziej znaczących mężczyzn, na czele których stoi imam. Ponieważ w tamtym czasie Arabowie nie mieli swojej państwowości w Izraelu, rady klanów pełniły kluczową funkcję — decydowały o istotnych sprawach dla całej społeczności. Posiedzenia rady odbywały się na świeżym powietrzu. Imam zajmował miejsce centralne, pozostali, według starszeństwa, tworzyli półokrąg. Dla kobiet nie było tam miejsca.
Rodzina Wisama była największa i najbogatsza w zachodnim Nazarecie. Jego wujek był imamem, a ojciec przywódcą rodu. Był początek lat 90. Ojciec Wisama szukał następcy. Wybór padł na Wisama, który miał wtedy 12 lat. Pozycja, którą miał zajmować, wymagała odpowiedniego wykształcenia. Posłano go do szkoły szariatu. Tam poznawał przede wszystkim Koran, ale i inne prawa. Duży nacisk kładziono na kształtowanie odwagi, obojętności emocjonalnej, budowanie autorytetu. Uczono również sztuk walki i często stosowano kary cielesne.
Jednak im dłużej Wisam czytał Koran, tym większą pustkę odczuwał. Sądził, że jeśli będzie głębiej studiował Koran, zapełni tę pustkę. Ale tak się nie stało. Postanowił poszukać czegoś, co ją zapełni. Odszedł ze szkoły. Miał wtedy 17 lat. Jego decyzja była jednak obrazą dla rodziny. Zwołano radę. Usiadł naprzeciw niej. Pozwolono mu przemówić. Wyznał, że chce wyjechać. „Wszystko ci zabierzemy: twoje prawa, bogactwo, dziedzictwo, nazwisko” — zagrożono mu. Użyli wszelkich metod, żeby go zatrzymać. Bez skutku. Wyjechał i zamieszkał nad Morzem Martwym.
Znad Morza Martwego do Austrii
Wyrastając w bogatym domu, nauczył się traktować wszystkich z góry. Sądził, że wszędzie będzie podobnie. Szybko się jednak przekonał, że tak postępując, nie ma szans na żadną pracę. W końcu znalazł zajęcie w hotelu. Został asystentem kucharza.
Po pewnym czasie szef hotelu, który miał rosyjskie korzenie, zaproponował mu, że wdroży go w zajęcie dużo bardziej intratne, związane z działalnością mafijną. Zgodził się. Jednak większe pieniądze wiązały się z większym ryzykiem. Postanowił z tym zerwać. Tyle że jak już zacznie się pracować dla mafii, nie da się tak zwyczajnie przestać. Postanowili go zabić. Wisam uciekł, ale został postrzelony. Ocknął się w jakimś motelu. Od właściciela dowiedział się, że przywiózł go tu jakiś lekarz z dwiema innymi osobami i opłacił z góry jego pobyt przez pół roku. Do dzisiaj się nie wie, kto to był.
Do rodziny nie mógł wrócić, bo przyniósł jej wstyd. Postanowił poszukać kontaktu z siostrą, która mieszkała w Austrii. Numer telefonu dostał od matki. Zadzwonił.
— Chcesz studiować w Austrii? — zapytała od razu siostra.
— Oczywiście! — odpowiedział entuzjastycznie.
Ruszył do Austrii. Na miejscu, na maleńkiej stacji gdzieś na głębokiej prowincji czekał na niego obcy mężczyzna. Objął i uściskał Wisama… Jeszcze nikt go w życiu nie objął! To było nieakceptowalne w jego środowisku, ale było też niezwykłym przeżyciem. Mężczyzną, który go przywitał, był Roman Kulicki pochodzący z Sopotu, jak się potem okazało chłopak jego siostry.
Wisam zaczął pracować jako ogrodnik w szkole językowej i teologicznej prowadzonej przez protestantów – Kościół Adwentystów Dnia Siódmego. Od studentów i pracowników szkoły oczekiwano, że będą uczestniczyć w codziennych porannych nabożeństwach. Wisamowi bardzo się to nie podobało. Postanowił, że z pomocą Allaha będzie nawracał studentów na islam. Zaczepiał każdego, kogo napotkał. Próbował rozmawiać o islamie, ale nikogo to nie interesowało. Zaczęła w nim narastać frustracja i agresja do tego stopnia, że wszyscy wokół mieli go już dosyć. Proszono nawet jego siostrę, aby go zabrała. Zdesperowany zaczął więc studiować Biblię, żeby udowodnić im, że jest pełna błędów. Z czasem spisał sobie nawet trzysta takich fragmentów.
Pewnego razu jeden ze studentów zapytał go:
— Jak leci? Co tam u siostry? Jak tam jej chłopak?
Wisam myślał, że dostanie zawału! W kulturze muzułmańskiej to ostatnie pytanie brzmi jak informacja, że siostra jest prostytutką! Co za wstyd!
— Podobno mają się niedługo pobrać — kontynuował ów student. — To Roman Kulicki z Polski, ten, który cię odebrał z dworca.
Czyli siostra wyjdzie za chrześcijanina — pomyślał Wisam. To niemożliwe, niedopuszczalne!
Zabij ją!
Kryzys w relacjach z siostrą zbliżył go ponownie do rodziny w Izraelu. Zadzwonił do nich, by im opowiedzieć o zamiarach siostry. Już nawet nie mówił, że wychodzi za chrześcijanina, ale że zostanie chrześcijanką. Nakazano mu wrócić i stawić się przed radą. Zrobił to. Rada zaś wyznaczyła mu tylko jedno zadanie — miał zabić siostrę, aby w ten sposób zmyć z rodziny hańbę.
Wrócił do Austrii i od razu zadzwonił do siostry, próbując odwieść ją od jej planów zostania chrześcijanką i wyjścia za chrześcijanina.
— Nie zmienię zdania — odpowiedziała. — Co z tego, gdybym robiąc, czego sobie ode mnie życzysz, miała nawet cały świat pozyskać, a na swojej duszy ponieść szkodę?
— Proszę, opamiętaj się — nalegał Wisam.
— Poznałam Jezusa i Go nie opuszczę — odpowiedziała.
— To będę musiał cię zabić! Takie dostałem polecenie!
— Zrób, jak uważasz. A przy okazji przekonamy się, kto jest silniejszy: Jezus czy ty.
Wisam był wściekły.
— Zabiję cię! — wrzeszczał.
— Proszę bardzo, ale najpierw musisz mnie znaleźć — odpowiedziała spokojnie siostra. — Zawrzyjmy jednak umowę — zaproponowała. — Przyjadę sama do ciebie za rok, jeśli wytrwasz rok w tej szkole, a wtedy zrobisz, co uważasz.
— Dobrze — zgodził się Wisam — ale jeśli nie przyjedziesz, to codziennie będę zabijał jednego adwentystę, aż do twojego przyjazdu.
Zgodziła się. Rok w szkole powoli mijał. Wisam uczył się języka i pracował w ogrodzie. Zbliżał się moment spotkania z siostrą. Zaczął obmyślać sposób, w jaki ją zabije. Pewnego dnia zadzwoniono do niego z urzędu, że mają jakiś problem z jego dokumentami. Poprosił szefa o zwolnienie, żeby mógł załatwić sprawę w urzędzie, ale szef odmówił.
— Jeśli opuścisz pracę — powiedział — nie będziesz miał prawa tu wrócić.
Wisam był wściekły. Musiałby wtedy wrócić do rodziny, nie zabiwszy siostry. W końcu ustalił z szefem, że ten wyznaczy mu jakąś konkretną pracę, a on jeśli wykona ją szybciej, wyjdzie wcześniej i załatwi swoje formalności. Jednak zadanie, które dostał wymagało aż trzynastu godzin pracy. To tylko wzmogło jego wściekłość. Zdenerwowany usiadł pod drzewem i… zasnął.
We śnie usłyszał, że ktoś do niego mówi: Jesteś mój! Ocknął się i zobaczył, jak jeden z nauczycieli zbliża się do niego z pomarańczą w ręku.
— Czy ty jesteś tym Arabem z Izraela? — zapytał Wisama.
— Tak — odpowiedział zdziwiony pytaniem, bo był jedynym Arabem w szkole.
— To jest pomarańcza z Izraela dla ciebie. Smacznego.
Ten człowiek wydał się Wisamowi jakiś inny: radosny, serdeczny, spokojny, pełen miłości.
— Kto jest twoim Bogiem? — zapytał Wisam.
— Służę Bogu Ojcu, Jezusowi Chrystusowi i Duchowi Świętemu jako jednemu Bogu — odpowiedział nauczyciel.
— To pomarańczę przyjmuję, ale twojego Boga nie — odpowiedział Wisam.
Skończyli rozmawiać i po chwili Wisam znów zasnął. Jesteś mój — ponownie usłyszał we śnie ten sam głos. Ocknął się i zobaczył tego samego nauczyciela z pomarańczą idącego w jego kierunku. Ponownie wywiązał się między nimi taki sam dialog. Na koniec Wisam znowu usnął, już trzeci raz! I znów miał sen. Tym razem głos był mocniejszy: Nie lękaj się, jesteś mój! Wisam otwiera oczy i widzi tego samego mężczyznę z pomarańczą, po raz trzeci. Dialog identyczny jak poprzednio. Jednak tym razem Wisam odpowiada na końcu:
— Chcę poznać twojego Boga!
Umówili się na wieczorne studium Biblii. Mężczyzna odszedł, a Wisam odczuł, że pustka w jego sercu zaczyna się w dziwny sposób zapełniać. Czy to wszystko to był tylko sen? Nie, przecież trzymał w ręce trzy pomarańcze…
Przypomniało mu się, że ma jeszcze pracę do wykonania. Wymagała sporo wysiłku i czasu. Pomyślał, że aby się z nią uporać przed czasem, potrzebuje pomocy Boga. Ale nie Allaha, a Boga tego nauczyciela. Pierwszy raz w życiu zaczął się do Niego modlić. Okazało się, że wykonał zadanie w cztery godziny, a nie w trzynaście. I nawet nie bardzo się zmęczył.
— Kto ci pomógł? — zapytał go szef adwentysta.
— Jezus, Bóg tego nauczyciela, który tu był — odpowiedział Wisam.
— To niemożliwe, żeby Bóg pomagał takiemu człowiekowi jak ty! Zobaczymy, czy teraz ci pomoże.
I wyznaczył Wisamowi kolejne zadanie — pracę z kompostem, która wymagała dobrych czterech godzin. Wisam znowu zaczął się modlić: Panie tego nauczyciela, nie chcę, żebyś mi coś udowodnił, ale udowodnij temu człowiekowi, że Ty jesteś Bogiem, który mi pomaga. I znów zadanie zostało wykonane w jednej trzeciej wyznaczonego czasu. Przełożony nie mógł uwierzyć. Podejrzewał nawet jakąś demoniczną pomoc, co Wisam skwitował krótko:
— Ty odrzuciłeś dziś Jezusa dwa razy, a ja przyjąłem Go dzisiaj jako mojego Pana i Zbawiciela!
Po tym wydarzeniu Wisam pozałatwiał swoje sprawy w urzędzie, a wieczorem udał się na umówione spotkanie, by poznawać Jezusa. Dzień po dniu jego lista trzystu błędów Biblii kurczyła się, aż w końcu zmalała do zera.
Wisam został ochrzczony w grudniu 1996 roku. Zamiast zabić siostrę, pomógł jej w organizacji ślubu i wesela.
Ukamienowanie
Wrócił do Izraela. Rada wezwała go na spotkanie.
— Jak się ma twoja wiara? — zapytał imam, wujek Wisama.
— Znakomicie — odpowiedział.
— Czytasz Koran, modlisz się?
Wtedy Wisam poprosił o pozwolenie przemówienia. Zgodzono się.
— Kto jest stworzycielem? — zapytał Wisam.
— Wszechmocny Bóg — odpowiedzieli mu zebrani.
— Kto jest uzdrowicielem?
— Wszechmocny Bóg!
— Kto potrafi wzbudzać z martwych?
— Wszechmocny Bóg!
— To dlaczego w Koranie jest napisane, że Jezus może robić to samo co Wszechmocny?
Zaskoczony ostatnim pytaniem imam spojrzał na Wisama ze złością.
— Uważasz, że Jezus jest Bogiem? — zapytał.
— Ja tak nie powiedziałem, ty to powiedziałeś! — odrzekł Wisam.
Wtedy imam, wskazując na Wisama, rozkazał:
— Ukamienujcie go!
Poleciały kamienie. „Po ośmiu czy dziewięciu uderzeniach kamieni nie czujesz już nic — wspomina Wisam. — Traci się przytomność”. Bardziej niż uderzenia kamieni było bolesne to, że robili to ci, z którymi Wisam bawił sie i dorastał. „Z taką nienawiścią je rzucali” — opowiada. Upadł na ziemię. Jak przez mgłę usłyszał tylko, jak ojciec nakazał jego bratu, by go szybko zasłonił. W szpitalu opatrzono mu rany i po tygodniu Wisam znowu stanął przed radą. Jego ojciec był zły na imama.
— Mój syn zasługuje na udzielenie mu głosu — powiedział.
Jeszcze raz pozwolono Wisamowi przemówić. Stanął przed nimi i zaczął mówić o planie zbawienia od Księgi Rodzaju do Apokalipsy i że w nikim innym nie ma zbawienia jak tylko w Jezusie…
— Dość! — przerwał mu imam. — Ukamienujcie go!
Wisam znów upadł pod gradem kamieni. Widział, jak jego mama płakała w oddali. Nie była w stanie nic zrobić. Czuł jej ból, a nie kamienie. Nie chciał się wyrzec Jezusa! I znów ojciec w ostatnim momencie nakazał bratu go osłonić. „Mój brat był gotowy umrzeć za mnie, gdyby kamień trafił go w głowę” — mówi Wisam. Znowu spędził jakiś czas w szpitalu. Dostał tydzień na opuszczenie kraju, ponieważ jeśli ktoś z rodziny by go zobaczył, miał prawo go zabić bez żadnych konsekwencji.
Pojednanie z rodziną
Ponownie uciekł do Austrii. Tam zaczął studiować teologię, żeby zostać pastorem. Po listach z pogróżkami przeniósł się do Niemiec, ale i tam go odnaleźli. Wyjechał więc do RPA, gdzie ukończył szkołę teologiczną. Stamtąd przeniósł się do USA, gdzie na adwentystycznym Uniwersytecie Andrewsa zrobił magisterium z teologii. Wrócił do RPA, by poślubić dziewczynę, która na niego tam czekała. Mają dziewięcioletnią córeczkę. Dwa lata temu zadzwonił do niego ojciec, by powiedzieć, że ci, którzy zamierzali go zabić, już nie żyją, i może wrócić. Poza tym w Izraelu prawo ograniczyło władzę rad klanów. Wisam ucieszył się, ale postawił warunki. Po pierwsze, na wypadek pracy w rodzinnych firmach chciał mieć wolny szabat. A po drugie, chciał mieć prawo głosić miłość Jezusa wszystkim klientom, z którymi będzie miał kontakt. Po zastanowieniu się rodzina zgodziła się na oba warunki.
Wisam wrócił i zaczął pracować w firmie ojca. Zawsze pytał klientów, czy spotkali już jego przyjaciela Jezusa. Reagowali zdziwieniem, a wtedy on otwierał przed nimi Biblię i zapraszał do wspólnego czytania.
Rok temu Wisam został pastorem w Nazarecie. Utworzył też szkołę języka angielskiego. Każdy rodzic, którego dziecko miało się uczyć w tej szkole, musiał podpisać zgodę na to, że do nauczania będzie wykorzystywana również Biblia. Obecnie w szkole uczy się jedenaścioro dzieci, a kolejne czterdzieścioro czeka w kolejce. Co ciekawe, rodzice też uczestniczą w tej nauce przez wspólne z dziećmi odrabianie zadań domowych. Wszystkie dzieci są z rodzin muzułmańskich. Żona Wisama rozpoczęła kursy zdrowego gotowania, które cieszą się bardzo dużą popularnością. W efekcie ich pracy ochrzczonych zostało już dwoje muzułmanów, a kolejnych ośmioro przygotowuje się do chrztu.
Czy może być coś dobrego z Nazaretu? Okazuje się, że nadal może.
A co się dzieje z siostrą i jej mężem Romanem? Roman jest pastorem w Niemczech, mają dwóch prawie dorosłych synów i cieszą się, że mogą patrzeć na kolejne zwycięstwa Wisama.
Mariusz Radosh
Foto: Flickr