Jest nadzieja w świecie beznadziei

1950

Świat jest pogrążony w oceanie problemów o zatrważających wprost rozmiarach. Apokaliptyczne złowrogie odgłosy zwiastują koniec cywilizacji.

Klęski żywiołowe w rozmiarach dotąd niespotykanych, skażenie środowiska, eksplozja demograficzna, wyczerpywanie się surowców naturalnych, głód, choroby, przestępstwa, zabójstwa na ulicach, w środkach komunikacji, szkołach, domach, terroryzm — to niektóre tylko problemy.


Wiek postępu czy okrucieństwa?


Wiek XX był najokrutniejszym okresem w dziejach świata. Ale równocześnie zapisał się w historii jako czas największego postępu naukowego. Było to stulecie rozbicia atomu, podboju kosmosu, człowiek pozostawił ślady swoich stóp w pyle księżycowym, a zbudowane przez niego pojazdy kosmiczne dotarły do najodleglejszych rejonów Układu Słonecznego. Był to wiek rewolucji techniczno-informatycznej. Przy takiej eksplozji wiedzy, triumfie nauki i techniki najbliższe lata mogły się wydawać okresem powszechnego optymizmu i sukcesów. Tak się nie stało. Apokaliptyczne złowrogie odgłosy zwiastują koniec cywilizacji. Osiągnięcia nauki okazały ludzką nieumiejętność w uporaniu się z problemami gnębiącymi świat. Wykształcenie, wiedza, zdrowy rozsądek, dyplomacja miały rozwiązać każdy problem człowieka czy świata. Zawiodły całkowicie.

Wielu pisarzy XX wieku (Hemingway, Sartre, Camus) dawało wyraz narastającemu uczuciu beznadziejności. Ci, którzy przyjęli zachodni styl życia, opanowujący cały świat, popadali w depresję. Artyści powiększali ich szeregi. Było to typowe egzystencjonalne spojrzenie na świat: życie jest bez sensu, a tylko w obecnej chwili, tak szybko uciekającej, można, jeżeli w ogóle można — wydobyć jakieś znaczenie. Ich konkluzja jest następująca: życie jest przypadkiem, pustką, czymś potwornym, brudnym żartem. Znalazło to także odbicie w poezji noblistki Wisławy Szymborskiej: 

Miało się kilka nieszczęść

nie przydarzyć już,

na przykład wojna

i głód, i tak dalej…

Kto chciał cieszyć się światem

ten staje przed zadaniem

nie do wykonania…

Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka

dobrego i silnego,

ale dobry i silny

to ciągle jeszcze dwóch ludzi.

Jak żyć — spytał mnie w liście ktoś,

kogo ja zamierzałam spytać

o to samo.

Wielu łudziło się: może następne stulecie będzie inne, lepsze. I oto nadszedł dzień 11 września 2001 roku. Przypuszczono terrorystyczny atak na „stolicę świata” Nowy Jork — na World Trade Center, a później na Pentagon. W „Polityce” czytamy: „Historycy kiedyś pewnie powiedzą, że dwudziesty wiek skończył się definitywnie 11 września 2001 roku o godzinie 8.45 czasu nowojorskiego, kiedy ufna, otwarta Ameryka ugodzona została w samo serce. To, co niewyobrażalne, nierzeczywiste, to, co tylko miało straszyć widzów w kinie, stało się naprawdę. Precyzyjny skrytobójczy zamach dosięgnął tysięcy niewinnych ludzi. Wymierzony został w demokratyczny ład swobód i wolności. Ten dzień zmienił świat (…). Z dymu i kurzu po storpedowanych wieżowcach Manhattanu wyłania się na naszych oczach nieznana epoka”1. „Została zaatakowana wolność i demokracja, zniszczona wiara w porządek, prawo i sprawiedliwość, czy Ameryka się zmieni?” — napisał inny dziennikarz na łamach „Vivy!”2.

W ciągu stuleci swobody religijne i demokratyczne były tym czynnikiem, który przyciągał do Stanów Zjednoczonych pielgrzymów z całego świata. Decydowały o szybkim rozwoju tego kraju. Czyżby miały się wypełnić przepowiednie prorocze z trzynastego rozdziału Księgi Apokalipsy?


Pytanie o przyszłość


Pytanie o przyszłość staje się aktualne i niepokojące jak nigdy przedtem. Przeraża nas żądza odwetu. Realne jest, że broń masowego rażenia może dostać się w ręce terrorystów lub zostanie użyta w najbliższych wojnach. Czy rządy poszczególnych krajów widzą zagrażające nam niebezpieczeństwo? Przeraża pazerność producentów broni. „Czyżby ci, którzy korzystają z dobrobytu materialnego, mając udział w przemyśle zbrojeniowym — napisała Maria Szyszkowska — nie zdawali sobie sprawy, że istnienie naszej planety wisi na przysłowiowym włosku? Czyż znów mają ginąć niewinni ludzie, tylko w innym kraju?”.

Życie każdego człowieka powinno być wartością bezcenną, a tak nie jest. Hiroszima już była. Obozy zagłady i łagry syberyjskie także. Katyń ciągle straszy. Brak tolerancji i wolności, brak zrozumienia wzbudzają uzasadniony niepokój. Wojny religijne oraz płonące stosy też mieliśmy. Profesor Samuel P. Huntington postawił złowieszczą tezę: „Wojny przyszłości będą miały charakter religijny”.

Warto pamiętać, że po grzechu, czyli zerwanej łączności z Bogiem, pierwszy konflikt opisany na kartach Pisma Świętego3 miał charakter religijny; i taki sam charakter będzie miał Armagedon4.

Istnieje tylko jedna księga, która objawia przyszłość — nie tylko stan, do jakiego doprowadzi egoizm ludzki, ale ostateczne rozwiązanie problemów świata i ludzkości. Jest to list od Boga informujący o ratunku, jaki będzie darowany ziemi. W poszukiwaniu odpowiedzi człowiek sięga po przepowiednie Nostradamusa, opinie jasnowidzów, wróżek, astrologów, stawia karty tarota, usiłuje nawiązać kontakt z zaświatami — i jest oszukiwany przez istoty demoniczne5. Tymczasem odpowiedź na odwieczne ludzkie pytania znajduje się w nieomylnym Słowie Bożym, Piśmie Świętym, które oznajmia nieodwołalne wyroki Wszechmogącego.

Tragedią naszych czasów jest to, że współczesny człowiek potrafi wymienić nazwiska wybitnych sportowców, aktorów, polityków, rzadziej naukowców, nie ma jednak pojęcia, ile ksiąg zawiera Pismo Święte, kiedy powstało, kto jest jego autorem, a przede wszystkim — co jest jego treścią.

W związku z tym przychodzą na myśl ostatnie chwile z życia Juliusza Cezara, który zaatakowany w senacie przez spiskowców wypowiedział pamiętne słowa: „Et tu Brute contra me” (I ty, Brutusie, przeciwko mnie), gdy w tłumie spiskowców zobaczył swojego przyjaciela. Co więcej, historycy twierdzą, że Cezar miał przy sobie list od kogoś życzliwego informujący o planowanym zamachu, ale nigdy go nie przeczytał. To zaniedbanie przypłacił życiem. Ten sam los spotka każdego, kto zlekceważy ów list od Boga — Pismo Święte. Ta niezwykła natchniona księga z właściwą odpowiedzią na wszystkie nabrzmiałe problemy świata i ludzkości jest do nabycia w najbliższej księgarni.

Jak mamy żyć w tym wieku rozpaczy, gdy wokół słychać jedynie głosy załamania, strachu, złości i czystego nihilizmu? Jaki sens ma nasze istnienie? W Biblii mamy odpowiedź. Ukazano tam obraz ostatnich wydarzeń na naszej planecie, które są niepokojąco trafne. „Na ziemi lęk bezradnych narodów (…) ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu rzeczy, które przyjdą na świat”6.


Korzenie nadziei


Biblia objawia, że jest coś, co wykracza poza załamanie i rozpacz. Nadzieja jest w Bogu. Nasza chrześcijańska nadzieja to nie ślepy, nierealny optymizm, że ludzkość będzie w stanie sama rozwiązać problemy albo w jakiś przypadkowy sposób rozwiążą się one same. Chrześcijańska nadzieja ma w sobie przekonanie i pewność. Jej korzenie nie tkwią w możliwościach człowieka. Ona trwa nawet wtedy, kiedy ludzka nadzieja słabnie. Tak więc choć nadzieja świata zawodzi, chrześcijańska nadzieja trwa, a nawet w tym najciemniejszym okresie wzrasta — gdy rozum ludzki podpowiada, że nie ma nadziei, gdy oczy widzą jedynie rozpacz.

Biblia przedstawia Boga w działaniu. W całej historii Starego i Nowego Testamentu zawsze pojawia się On jako ktoś, kto przynosi wybawienie, nieustannie interweniuje w obronie swojego ludu. Podczas wędrówki Izraela prowadził go i towarzyszył mu w postaci ognia w nocy i obłoku w dzień. Co za wspaniały Bóg! Przychodzi, ponieważ człowiek Go potrzebuje; przychodzi, aby dać mu nadzieję. To dzięki interwencji Boga wstępuje w nas nadzieja: „Czemu rozpaczasz, duszo moja, i czemu drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim!”7. Nowy Testament rozszerza ten pozytywny obraz Boga. Bóg, który zawsze spieszył człowiekowi z pomocą, teraz dokonuje największego czynu — przychodzi ucieleśniony8. Tak więc czytamy w Nowym Testamencie o posłannictwie Chrystusa, o Jego życiu obfitującym w uczynki pełne miłości, o niezliczonych przykładach dobroci, troski o zdrowie ciała i duszy. „Chodził, czyniąc dobrze”9 — tak podsumował Jego działalność apostoł Piotr. Sam Jezus powiedział o swojej misji: „Duch Pański nade mną, przeto namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę, posłał mnie, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie, abym uciśnionych wypuścił na wolność, abym zwiastował miłościwy rok Pana”10. W Ewangelii Mateusza już w pierwszym rozdziale czytamy o nadejściu Immanuela, Boga z nami11, a na końcu mamy zapewnienie: „A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata”12.

Okres między pierwszym a drugim przyjściem Chrystusa nie jest przerwą w Jego zbawczej misji, czytamy bowiem: „Główną zaś rzeczą w tym, co mówimy, jest to, że mamy takiego arcykapłana, który usiadł po prawicy tronu Majestatu w niebie, jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku, który zbudował Pan, a nie człowiek”13 . Apostoł Jan dodaje: „Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata”14. Tam, w przybytkach niebiańskich, dokąd Jezus odszedł, znajduje się prawdziwy konfesjonał. Nie ma teraz potrzeby składania ponownych ofiar, gdyż Chrystus został „raz ofiarowany, aby zgładzić grzechy wielu”15. „Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej, ale do samego nieba, by się wstawić teraz za nami przed obliczem Boga, i nie dlatego żeby wielokrotnie ofiarować samego siebie (…) gdyż w takim razie musiałby cierpieć wiele razy”16.

Ofiara złożona na Golgocie jest niepowtarzalna. Dlatego praktyki sakramentalne nie mają żadnego zbawczego znaczenia. Wszelkie nowotestamentalne obrzędy mają charakter pamiątkowy, przypominający to, co się już stało. Są przypomnieniem raz złożonej ofiary Jezusa. „Ten kielich — napisał apostoł Paweł — to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie na pamiątkę moją”17. Chrystus wypełnił i wypełnia swoją misję do końca.

Chrześcijańska nadzieja nie tylko spogląda wstecz na krzyż, zmartwychwstanie Chrystusa, pośredniczą służbę w niebiańskiej świątyni, ale także kieruje wzrok na największe wydarzenie w historii — na powrót Chrystusa w mocy i chwale: „Gdyż sam Pan na dany rozkaz (…) zstąpi z nieba — wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie — oświadcza apostoł Paweł — potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nim porwani będziemy w obłokach w powietrze na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem”18. Nie ma tutaj żadnej niepewności. Jest to obietnica, która przynosi pociechę każdemu, kto stracił jakąś osobę ze swoich bliskich i pokłada w Nim nadzieję. Jest to ów wielki finał, do którego zmierza cała historia ludzkości.

Biblia naucza, że choćby było nie wiadomo jak źle na tym świecie, spojrzenie w górę będzie zawsze napawało nadzieją. Bóg wciąż jest władcą wszechświata. „Jest jednak Bóg na niebie”19 — powiedział prorok Daniel w momencie największego zagrożenia.

Jezus dzięki swej ofierze na krzyżu zyskał prawo do tego, by być Panem wszechświata. I rzeczywiście nadejdzie taki dzień, w którym każde kolano schyli się przed Nim i uzna w Nim Pana wszystkiego20. Pewnego dnia Jezus powróci, aby założyć swoje królestwo, w którym „śmierci już nie będzie — ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie”21. Pewnego dnia powróci, żeby się upomnieć o swoje królestwo i je posiąść. Jednak już teraz idee tego królestwa powinny przenikać serca Jego prawdziwych naśladowców. To jest chwalebny cel chrześcijańskiej nadziei. Oto dlaczego nadzieja pozostaje — nawet w wieku powszechnej beznadziei.  

Władysław Polok

1 „Polityka”, 22 września 2001. 2 „Viva!”, 22 września 2001. 3 Rdz 4,1-16. 4 Ap 16,14-16. 5 Ap 16,13-14. 6 Łk 21,25-26.
7 Ps 42,12. 8 Iz 9,5-6. 9 Dz 10,38. 10 Łk 4,18-19. 11 Mt 1,23. 12 Mt 28,20. 13 Hbr 8,1-2. 14 1 J 2,1-2. 15 Hbr 9,28. 16 Hbr 9,24-26.
17 1 Kor 11,25. 18 1 Tes 4,16-17. 19 Dn 2,28. 20 Flp 2,10-12.