Niezwykła śmierć

975

W śmierci Jezusa nie jest najważniejsze to, co się po prostu wydarzyło — gdzie, kiedy i jak. Najważniejsze jest to, dlaczego On umarł i czego przez swą śmierć dokonał.

Każdy zapewne słyszał historię Jezusowej śmier­ci, Jego egzekucji na rzymskim krzyżu poza bramami Jerozolimy wiosną 31 roku w wyniku fałszywego oskarżenia religijnych i politycznych wywrotowców. Od kiedy opisano ją w Nowym Testamencie1, była opowiadana na tysiąc sposobów (choć nie zawsze zgodnych z rzeczywistością) — od klasycznego oratorium „Me­sjasz” Händla po musical rockowy „Jesus Christ Superstar”. Ukrzyżowanie zostało utrwalone w powieściach i sztukach pasyjnych, filmach, potężnych malowidłach i krucyfiksach z małych sklepików.

Ale najważniejsze w śmierci Jezusa nie jest to, co się po prostu wydarzyło. Tysiące ludzi przed Jezusem i po Jezu­sie też umarło na rzymskich krzyżach. Samo więc przy­bicie gwoździami do krzyża nie czyni śmierci Jezusa wyjątkową. I z całą pewnością nie był jedynym wielkim nauczycielem, którego skazał na śmierć jego własny naród.

Najważniejsze w Jezusowej śmierci jest to, dla­czego On umarł i czego przez swą śmierć dokonał. Jezus umarł z powodu czło­wieczego grzechu i Jego śmierć ten problem rozwią­zała. Właśnie dlatego śmierć Jezusa stała się chrześcijańską Dobrą Nowiną. „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”2.

Jego śmierć była niepowtarzalna, ponieważ On sam jest niepowtarzalny. Głosił, że jest ży­wym objawieniem Boga, czynił to, co Bóg czyni w swej miłości, troskliwości, przebaczeniu, w ten sposób ujawniając, jaki jest Bóg. Śmierć nie zakończyła Jego egzystencji. Śmierć poprzedziła zmartwychwstanie, które historia dokumentuje i które ukazało, że Jezus naprawdę był tym, za kogo się podawał. Był, jak powiedział jeden z Jego pier­wszych uczniów, „Chrystusem, Synem Boga żywego”3. Chrześcijaństwo opiera się na prawdzie tego wyznania jak na skale.

Chrystus dokonał przez swą śmierć czegoś tak głębokiego i nieosiągalnego, że jest to wyrażone i opi­sane w Nowym Testamencie na wiele różnych, choć pokrewnych sposobów.

Okup, dar, uzdrowienie…

Pisarze Nowego Testamentu często nazy­wają Jezusową śmierć okupem albo odkupieniem, co wskazuje, że była ona aktem uwolnienia czy oca­lenia duchowego z pewnej obcej mocy4. Mówią oni również o Jezusowej śmierci jako ofierze albo poświęceniu, rozu­miejąc, że nie było to usiłowanie ułagodzenia nie­przyjaznego Boga, bo przecież to miłość samego Ojca do istot ludzkich zainicjowała możliwość zbawienia, ale że pociągnęła za sobą niezmierny i bezzwrotny koszt5. W śmierci Jezusa Bóg utożsamił się z istotami ludzkimi tak dalece, że On sam doświadczył ostatecz­nych konsekwencji ich grzechów, całkowitej ciemności umierania bez nadziei. Niekiedy nazywa Biblia śmierć Jezusa zwycię­stwem nad wrogiem, ponieważ poprzez swą śmierć zadał On szatanowi śmiertelny cios i ustalił prawość Bożego sposobu zarządzania wszechświatem6. Jego śmierć jest również czasem zwana uzdrowieniem albo oczyszczeniem, co wskazuje na to, że odmienia położenie ludzkie, uzdrawiając nasze pod­stawowe ułomności7. Jest również zwana darem życia wieczne­go, ponieważ umożliwia taki rodzaj ludzkiej egzy­stencji, której jakość jest odmieniona, a która jed­nocześnie nigdy się nie skończy8. Pismo Święte często też używa terminów usprawiedliwienie albo pojednanie, żeby opisać śmierć Zbawiciela, ponieważ stała się ona środkiem, przy pomocy którego istoty ludzkie są znowu pojednane z Bogiem i osobiście przywrócone do pokrewieństwa otwartości i zaufania Bogu9.

Wszystkie te określenia ze swymi indywidualny­mi akcentami wyrażają i oddają pewność, że dzięki Jezusowej śmierci możemy być zbawieni od tego, co inaczej byłoby nieuniknioną konsekwencją grze­chu.

Uwolnieni od…

Przede wszystkim jesteśmy zbawieni od ty­ranii winy. Śmierć Jezusa nie oznacza, że Bóg igno­ruje fakt naszego osobistego grzechu. Kiedy się już raz pojawił, nawet Bóg nie może go uznać za nie­były. Ale z całą pewnością oznacza to, że chociaż fakt naszego grzechu jest oczywisty, nasze pokrewieństwo z Bogiem wcale nie musi być przezeń zniszczo­ne. A ponieważ śmierć Jezusa pokazuje, że nie je­steśmy odrzuceni przez Boga ani pozostawieni na pastwę grzechu, nie wolno nam też potępiać samych siebie. Odwrotnie właśnie — kiedy rozpoznajemy, że jesteśmy grzeszni, możemy jednocześnie odkryć, że Bóg nas wciąż kocha.

Po drugie — jesteśmy uwolnieni od podejmo­wania prób (które prowadzą jedynie do zniechęcenia i załamania) bycia „wystarczająco dobrymi”, żeby osiągnąć zba­wienie. Nie musimy czuć się zależni od akuratności naszych przekonań religijnych albo od siły swoich religijnych uczuć czy doskonałości moralnego postępowania. Mimo że chcemy oczywiście zrobić co tylko w naszej mocy, żeby zrozumieć prawdę religijną, odczuć obec­ność Boga i spełniać Bożą wolę, to źródłem naszego bezpieczeństwa nie jest jakość naszych dokonań w żadnej z tych dziedzin, lecz raczej to, co Bóg nam obiecał i uczynił dla nas przez śmierć Jezusa.

Po trzecie — właśnie dlatego, że jesteśmy oswo­bodzeni z poczucia winy religijnej i z zależności od naszych własnych dokonań, jesteśmy również wolni od koncentrowania się na sobie samych, które odbiera wewnętrzny pokój. Jeśli bowiem nieustannie spoglądamy na samych siebie i próbujemy oceniać, czy poziom naszej dobroci jest wystarczający do zbawienia, to odczuwamy ciągły nie­pokój, jako że nigdy nie mamy pewności, czy jesteś­my dostatecznie dobrzy. Ale kiedy uświadamiamy sobie, że nasze zbawienie zależne jest nie od nas, a od Jezusa i Jego śmierci dla nas, do­znajemy uwolnienia od niepokoju. Owa wolność zaś znaczy tyle, że możemy wówczas z o wiele więk­szym powodzeniem przezwyciężać grzech w swoim życiu i żyć dla dobra naszych bliźnich.

Po czwarte — śmierć Jezusa oznacza, że jesteśmy wolni od powątpiewania, czy Bóg rzeczywiście ma zwierzchnictwo nad naszym życiem i historią ludzkości. To objawienie Bożej troskliwości o los ludzi daje nam przekonanie, że „Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z ty­mi, którzy Boga miłują”. A jeśli „Bóg z nami, któż przeciwko nam?”10.

No i wreszcie — dzięki śmierci Jezusa jesteśmy zbawieni od ostateczności naszej własnej śmierci i mo­żemy otrzymać pewność wiecznej przyszłości z Bo­giem. Naszym ostatecznym przeznaczeniem nie jest pustka nieistnienia, a właśnie możliwość wzbudzone­go z martwych życia w stworzonym na nowo świe­cie. To zaś znaczy tyle, że śmierć nie trzyma nas dłużej pod groźbą ani już nas dłużej nie terrory­zuje, bo jest przekształcona przez nadzieję, która przenosi nas poza nią na wieki.

Śmierć Jezusa zbawia nas od konsekwencji na­szej własnej grzeszności poprzez sprowadzenie nas na powrót do właściwego pokrewieństwa z Bogiem, innymi słowy — poprzez ustanowienie na nowo tego pokrewieństwa, które zrujnował grzech.

Zdrada, bunt, zniszczenie…

Grzech jest przestąpieniem jed­nej z Bożych zasad. Jest zdradą zaufania, zniszcze­niem więzi. Jest odmówieniem uzna­nia i przyjęcia roli Boga jako Boga. Jest aktem od­rzucenia i buntu, w którym umieszczamy samych siebie wysoko jako swego własnego boga.

Kiedy przekraczamy dozwoloną prędkość i otrzy­mujemy mandat, czynimy zadość prawu przez zapłacenie kary. Ale z grzechem jest zupełnie inaczej. Grzech nie jest zwykłym łamaniem przepisów; grzech łamie, przerywa poważne między­ludzkie więzi. Jeśli na przykład małżeństwo ulega rozbiciu w wyniku zdrady, to pieniężne odszkodowanie nie naprawi zerwanych więzów miłości. Trzeba je odnowić. I takie jest znaczenie pojedna­nia, które zawiera w sobie autentycznie szczere przebaczenie z jednej strony i przyjęcie owego przebaczenia przez drugą stronę. W ludzkich powiązaniach często się oczywiście zdarza, że człowiek znajduje się po obu stronach. Kiedy zaś obie strony są winne, pojednanie polega na wzajemnym okazaniu i przyjęciu przebaczenia.

Biblia oświadcza, że „zapłatą za grzech jest śmierć”11. Jednak nie jest to kara ustanowiona przez Boga tyrana, który nie może tolerować niezależności, ale naturalna konsekwencja odgrodzenia, jakie grzech tworzy między Bogiem i stworzonymi przez Niego synami i córkami. Ponieważ Bóg jest źródłem wszystkiego, jeśli odetniemy się od źródła życia, nie­odwracalnym, choć niekoniecznie natychmiastowym tego rezultatem jest ustanie życia. Kiedy wyciąga się sznur z kontaktu, lampa gaśnie.

Ponieważ jednak Bóg kocha swoich ludzkich sy­nów i córki i przeznaczył ich do życia w bliskiej łączności z samym sobą, nie może tak po prostu po­wiedzieć: no, przebaczamy mu grzech! Z jednej strony — nie może On udawać, że grzech się naprawdę nie wydarzył i że wszystko jest dalej w porządku; miłość Boża bowiem polega również na świętości, na absolutnej prawości, całkowitej uczciwości, nierozłączności i szczerości i nie może współistnieć z grzechem. Właśnie z powodu swej prawdziwie Bo­żej natury, która jest świętą miłością, Bóg nie może grzechu ignorować — musi go ostatecznie wy­eliminować. Z drugiej zaś strony — Bóg nie może pozosta­wić ludzi w tym stanie pogmatwania, które uczynili ze swego życia, mówiąc: niech to­ną. Albo: niech sobie pływają. Bo przecież wie, że nie potrafią „pływać”. Toteż Bóg odpowiedział na problem grzechu i jego konsekwencji w ten sposób, że z powrotem przywiódł swą ludzką rodzinę do sie­bie poprzez przebaczenie.

Przebaczam…

W akcie przebaczenia zaś żadną miarą nie patrzy Bóg na grzech z pobłażaniem ani go nie lekceważy. Przeciwnie, przebaczając, uznaje i oświadcza, czym w istocie grzech jest — osądza go i potępia. Gdyby zignorował nasz grzech, nie miałby już czego przeba­czać. Ale przez przebaczenie Bóg właśnie wydaje osąd o strasznym fakcie naszej winy. A kiedy przebacza nam w akcie miłości, czyni oczywistą brzydotę i nie­właściwość naszego grzechu jeszcze bardziej przera­żającą. My zaś, kiedy przyjmujemy owo przebacze­nie, musimy zrezygnować z wszelkich roszczeń do niewinności i uznać, że to zło stargało więzy naszego pokrewieństwa z Bogiem.

Boża droga przebaczenia wiedzie przez śmierć Jego Syna. Jezus musiał umrzeć właśnie dlatego, że przebaczenie, podobnie jak miłość, nie jest postawą, a działaniem. Przebaczenie nie jest jedynie tym, co człowiek czuje; jest tym, co się czyni. Przebaczyć, lecz trzymać owo przebaczenie w sekrecie, jest po prostu niemożliwością, bo tak naprawdę człowiek nie dostępuje przebaczenia aż do momentu, kiedy się o nim dowiaduje.

W akcie śmierci Jezusa Syn Boży przyjął grzeszność ludzką na siebie samego poprzez całkowite utożsamienie się z istotami ludzkimi — tak że sam do­świadczył ostatecznych konsekwencji grzechu: dru­zgocącej beznadziei całkowitego odłączenia się od Boga. Taki bowiem jest wydźwięk tamtego okrut­nego pytania, które wyrwało się z ust Jezusa na krzyżu: „Boże mój, czemuś mnie opuścił?”12.

Ale śmierć Jezusa nie jest tym, czego żąda za­gniewany Bóg; jest tym, co daje Bóg miłości. Oto dzięki życiu i śmierci Jezusa Bóg daje nam absolutną pewność, że nie ma w sobie wrogości względem nas z powodu naszej grzeszności ani nawet nie jest bez­namiętnie wobec nas neutralny. Bóg jest zawsze po naszej stronie! To szatan jest nam wrogi i czyha na nasze życie.

Przebaczenie, które umożliwia śmierć Jezusa, jest Bożym sposobem rozwiązania problemu grzechu i jego konsekwencji. Kiedy dostrzegamy, dlaczego Je­zus umarł, i  odpowiadamy, czyniąc przebaczenie Boga czymś najważniejszym w naszym życiu, zezwalając, aby stało się ono motywacją wszy­stkiego, co robimy — wtedy naprawdę jesteśmy zbawieni od tyranii winy, ześrodkowania się na sobie samych, niepokoju i śmierci.

Tak właśnie Jezus był niepowtarzalny w swojej śmierci. Umarł tak, jak nikt inny nigdy nie umarł. Ponieważ Jego śmierć znaczy życie dla każdego, kto Go przyjmie.

Fritz Guy

1 Najszerzej w: Mt 26-27, Łk 22-23, J 18-19. 2 J 3,16. 3 Mt 16,16. 4 Zob. Mt 20,28; Mk 10,45; 1 Tm 2,6; Hbr 9,12; 1 P 1,18-19. 5 Zob. Hbr 9,26; 10,10.12. 6 Zob. np.: J 16,33; Ap 3,21; 5,5. 7 Zob. 1 P 2,24; 1 J 1,7. 8 Zob. J 3,13.36; 11,25-26; 
Rz 6,23. 9 Zob. Rz 5,10; 2 Kor 5,18-20; Ef 2,16; Kol 1,19-23. 
10 Rz 8,28.31. 11 Rz 6,23. 12 Mt 27,46.