Oni nie chcą umierać, oni tylko nie potrafią już dłużej żyć

5820

Każdego dnia w Polsce życie odbiera sobie jeden nastolatek. Rośnie liczba prób samobójczych wśród polskiej młodzieży. Jak wynika ze statystyk prowadzonych na świecie, szczyt samobójstw przypada na późną wiosnę i wczesne lato. Rozmawiamy z dr. Zdzisławem Plesem, teologiem i psychologiem, rektorem Podkowiańskiej Wyższej Szkoły Medycznej.

„ZNAKI CZASU”: W ocenie społecznej jest różnica między odebraniem życia komuś innemu a sobie samemu. A jak traktuje to Biblia?

ZDZISŁAW PLES: Niezwykle trudno odpowiada się na ogólnie sformułowane pytania dotyczące problemów kluczowych dla człowieka, a z pewnością takim zagadnieniem jest utrata ludzkiego życia. W Biblii jednoznacznie potępiono mord, ale klarowne stanowisko względem samobójstwa jest prawdopodobnie nieosiągalne, ponieważ nigdzie w Piśmie Świętym nie ma bezpośredniej odpowiedzi na postawione pytanie. Nie ma w tej kwestii biblijnych praw i zaleceń.Odebranie ludzkiego życia może nastąpić m.in. wskutek morderstwa, zabójstwa, uczestniczenia w działaniach wojennych czy też wyroku sądowego. A jeszcze bardziej zróżnicowane są przyczyny targnięcia się na własne życie. Prezentację stanowiska biblijnego utrudnia fakt występowania jedynie sześciu sprawozdań samobójstw na kartach Starego i Nowego Testamentu. Owymi samobójcami byli: Samson, Saul, giermek Saula, Abimelech, Ahitofel i Judasz Iskariota. Osoby te są bezsprzecznie negatywnymi postaciami, z wyjątkiem giermka Saula, o którym nic nie wiemy, i Samsona, który w Nowym Testamencie został wpisany w poczet bohaterów wiary, prawdopodobnie z powodu końcowych momentów życia. A życie to w pewnym sensie zostało zakończone świadomym aktem śmierci samobójczej, Samson bowiem wykrzyknął: „Niech zginę wraz z Filistynami”1. W innych miejscach spotykamy się z pochwałą świadomej śmierci poniesionej dla ratowania innych osób. Pan Jezus wypowiedział takie oto słowa: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich”2. Apostoł Paweł wskazuje, że „Jezus umarł za nas”3. Generalizując, Pismo Święte jest zbyt mądrą księgą, aby w trudnej kwestii samobójstw formułowało uproszczone sądy. Wydaje się też, że Biblia zawęża definicję samobójstwa jedynie do tych przypadków, gdy w pełni świadomą intencją samobójcy jest wyłącznie unicestwienie. Natomiast cała klasa czynów dobrowolnej śmierci, instrumentalnej wobec realizowanych celów, podlega zróżnicowanej ocenie etycznej.

Kultura chrześcijańska potępia samobójców — noszą oni piętno grzeszników. Czy dziś, dzięki sporej już wiedzy na temat skomplikowanych mechanizmów psychicznych, można to tak uprościć?

Nie wszystkie religie bezwzględnie potępiają samobójców. Religie Wschodu mają odmienne podejście do życia, wynikające z wiary w reinkarnację. Podobno sam Budda zakończył swe życie w drodze samobójstwa. Dla chrześcijan natomiast życie jest szczególnym darem Bożym, chronionym przez szóste przykazanie: nie zabijaj oraz zasadę miłości: miłuj bliźniego swego jak siebie samego, co oznacza, że życie własne należy równie pieczołowicie ochraniać jak życie bliźnich. Stąd samobójców piętnuje się jako grzeszników. W 563 roku na synodzie w Bradze zakazano śpiewania psalmów na pogrzebach samobójców, a na synodzie w Nimes pozbawiono samobójców prawa do pochówku na tzw. poświęconej ziemi. Św. Augustyn określił, że „samobójstwo jest wstrętnym i niecnym czynem”. Pogląd ten upowszechniał w celu przeciwdziałania ruchowi skrajnych donatystów, którzy ubliżali poganom, aby sprowokować swoją śmierć męczeńską, a gdy tego nie osiągali, byli gotowi rzucać się z występów skalnych, aby uniemożliwić sobie popełnianie grzechów w codziennym życiu. Można więc popełnić samobójstwo z czystego fanatyzmu albo na przykład podzielać pogląd Kiryłowa, bohatera Biesów Dostojewskiego, który wykrzyczał: „Zabijam się, żeby afirmować moją niesubordynację, moją nową i straszliwą wolność”. Można też zabić się dla lichej sławy, bowiem po ukazaniu się reportaży o spektakularnych samobójstwach, jak np. skok z wieży Eiffla, służby porządkowe nie mogą nadążyć z odpędzaniem następnych chętnych do samobójczych skoków, którzy pragną chociaż na moment zaistnieć na pierwszych stronach gazet. Ale nie wszystkie samobójstwa mają tak płytką podstawę. Niektóre osoby załamują się psychicznie pod brzemieniem życia.

W Piśmie Świętym czytamy, że na nikogo nie został włożony krzyż cięższy niż ten, który może unieść. Jak ma się to do osób, które nie mają siły już żyć?

Badania ukazują, że jedna trzecia odratowanych układa sobie całkiem znośne życie po próbie samobójczej i ma dość siły, aby żyć. W świetle tych badań cytowana zasada może z mocy definicji pełnić regulującą funkcję w życiu człowieka wierzącego. Warto wierzyć, że jeżeli się istnieje, to po to, aby żyć. Warto wierzyć, że kryzysy można przezwyciężyć! W sformułowanym pytaniu tkwi też jakby sugestia, że Bóg z premedytacją dozuje człowiekowi cierpienie. Posługując się tym obrazem, muszę wyraźnie powiedzieć, że krzyże które niesiemy, nie zostały na nasze barki włożone przez Boga. Ale bez względu na to, skąd one pochodzą, możemy się zwrócić do Jezusa o pomoc w niesieniu naszego krzyża. On wie, jak ciężko niesie się krzyż. On nigdy nie zapomni momentu ulgi, gdy Szymon Cyrenejczyk wziął Jego krzyż na swoje ramiona. Dlatego zapewnił nas w Ewangelii: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię”4. To zapewnienie jest wciąż aktualne!

Samobójstwa, choć rzadziej, popełniają też ludzie świadomi swej wiary i identyfikujący się z danym Kościołem, którzy wołali o pomoc do Boga. Nie odpowiedział im?

Bywają stany takiego wyczerpania psychicznego, w których perspektywa człowieka drastycznie się zawęża i niczego nie widzi prócz beznadziei i czerni. Osoby o takim stanie umysłu prawdopodobnie tak bardzo czują się odizolowane od zewnętrznego świata, że nie są w stanie odczuwać miłości i pocieszenia bliskich osób. Ich okaleczone postrzeganie napływa co pewien czas zmiennymi falami albo zafałszowana rzeczywistość utrwala się na stałe w ich umysłach, prowadząc do czynów destruktywnych. Opisane stany psychiczne są m.in. rezultatem zmian chorobowych, traumatycznych przeżyć degradujących osobowość, zmian pourazowych ośrodkowego układu nerwowego, skomplikowanych zatruć czy też otępienia starczego. Nieszczęścia te mogą dotknąć wszystkich mieszkańców naszej planety, również ludzi wierzących. Według szacunkowych danych od 30 do 60 proc. samobójców to osoby cierpiące na różne postacie depresji. Pocieszeniem w tej sytuacji jest fakt, że Bóg najlepiej wie, do jakiego momentu życiem tych nieszczęsnych osób kierował zdrowy rozsądek, a od jakiego momentu kontrolę nad ich życiem przejęła choroba.

Ale samobójstwa mają miejsce również w grupie ludzi zdrowych. Dlaczego? Może to osoby będące wokół nich nie zdały egzaminu? Przecież Bóg częstokroć działa przez otoczenie. Może zlekceważyły problem, nie było ich stać na poświęcenie, czas dla takiego człowieka? W końcu samobójstwo nie pojawia się bez sygnałów ostrzegawczych.

Dramat właśnie rozpoczyna się w momencie, gdy człowiek nie widzi śladów obecności Boga w sercach otaczających go kilku najbliższych mu osób i nieco dalszych — około 20 — które nie okazują mu żadnej dobroci. Tworzą fikcyjny, karmelkowo-obłudny świat, który wrażliwym jednostkom nie odpowiada. W takim świecie nie ma prawdziwych ludzi i prawdziwego Boga, bo prawdziwy Bóg objawia się w ciepłych, przyjaznych osobach. Lew Tołstoj kiedyś napisał, że dobro rodzi się wtedy, kiedy ludzie zapominają o sobie. W swoisty sposób wyraził on najpiękniejszą biblijną zasadę Chrystusowego samopoświęcenia, która czyni świat miłym i pięknym. Powiada się, że większość kandydatów na samobójców nie chce umierać — oni tylko nie mogą już dłużej żyć. Bardzo często próba samobójcza jest ostatnim jękiem o pomoc, a nie decyzją rozstania się z życiem. Liczne badania wykazują, jak stwierdza Światowa Organizacja Zdrowia, że połowa samobójców wyjawia swemu otoczeniu — nieraz w zawoalowanej formie — zamiar odebrania sobie życia, który nikogo nie obchodzi.

Zdaniem socjologów samobójstwo nie jest sprawą indywidualnego wyboru człowieka. Jest aktem społecznym, wynikającym ze stanu grupy, w której uczestniczy jednostka. Samobójcę należy uznać za ofiarę, wobec której grupa nie wypełniła swoich obowiązków.

Według teorii socjologicznych samobójstwo jest wskaźnikiem dezintegracji społeczeństwa, a nie wskaźnikiem dezintegracji osobowości samobójcy. Zgodnie z tą koncepcją makroprocesy społeczne są czynnikami najsilniej determinującymi dewiacyjne zachowania społeczne. Analiza danych statystycznych z zakresu przedmiotu badań potwierdza socjologiczną koncepcję. Na przykład wielkim migracjom towarzyszy kilkukrotny wzrost samobójstw. Paradoksalnie w czasie działań wojennych zdecydowanie spada wskaźnik samobójstw w społeczeństwach uwikłanych w zbrojny konflikt. Pewne grupy zawodowe cechuje wyższy wskaźnik samobójstw, inne zaś mniejszy.

W krańcowo socjologicznym rozumowaniu tkwi jednak niebezpieczeństwo fatalistycznego podejścia do życia. Jeżeli makroprocesy determinują życie społeczne, to w społeczeństwie może narastać poczucie bezsilności wobec nieakceptowanych zjawisk. A warto sobie uzmysłowić, że poczucie samotności i bezsensu — splecionego z nudą — znacząco wpływa na umysłowość samobójcy, a przecież każdy człowiek może skutecznie temu przeciwdziałać.

Czy samobójca może w ogóle być „rozliczany” ze swej decyzji, może za nią odpowiadać — w sensie religijnym? Przecież człowiek, który odbiera sobie życie, jest odrętwiały, jego umysł nie funkcjonuje normalnie, został zaburzony w nim dany nam przez Boga instynkt życia.

Stosunek do samobójców przeszedł w społeczeństwie światowym ogromną ewolucję. W starożytności, w kręgu kultury rzymskiej, okazywano samobójcom znaczną wyrozumiałość. W prawie rzymskim dopuszczano jako bezkarny akt samobójczy popełniony wskutek niedołężności, bólu, zmęczenia życiem, obłąkania czy też obawy przed hańbą. W średniowieczu i w czasach nowożytnych zaostrzono represje względem niedoszłych samobójców oraz względem samobójców. W Genewie przez całe długie lata publicznie chłostano ludzi, których odratowano z próby samobójczej. Pozbawiano ich szacunku i godności. Karano nawet osoby z otoczenia denata, którym nie udało się przeciwdziałać samobójstwu. Powszechną praktyką była konfiskata majątku samobójcy. Często bezczeszczono zwłoki: ćwiartowano je, obnażano, wystawiano na widok publiczny, rzucano na sterty gnoju, wleczono po miejscach publicznych, odmawiano godziwego pochówku. Nieraz zwłoki samobójców traktowano w tak upadlający sposób, że się nie godzi tego opisywać. Takie grubiańskie zachowanie wobec samobójców, charakterystyczne dla minionych epok, wydaje się jeszcze funkcjonować w umysłach niektórych współczesnych ludzi. Trudno wskazać na genezę tej zapiekłej złości, która z perspektywy biblijnej jest irracjonalna i bezzasadna. Według Pisma Świętego życie człowieka, szczególnie w chwili jego śmierci, podlega ocenie samego Boga. Uzurpowanie sobie przez ludzi prawa do całościowego osądu człowieka jest wkraczaniem w kompetencje samego Boga. Powinniśmy być świadomi ograniczeń ludzkiego umysłu, który nie jest w stanie wniknąć w prawdziwe motywy czynów ludzkich; rozumieć, że ferowanie wyroków dotyczących samobójców — wyłącznie z perspektywy ich ostatniego czynu — jest groteskowe. Należy wyraźnie stwierdzić, że samobójstwo jest złem, któremu należy się przeciwstawiać, ale wyłącznie dobrocią i życzliwością przejawiającą się w relacjach międzyludzkich.

Człowiek, który zabije drugą osobę, ma czas i szansę, żeby żałować tego czynu i pojednać się z Bogiem. Samobójca nie ma tej możliwości. Czy zatem może być zbawiony?

Tak jak nauka ma problemy ze zdefiniowaniem, w którym momencie umiera ciało człowieka — czy w chwili zaprzestania akcji serca, czy w momencie ustania aktywności mózgu — tak samo nie wiemy, kiedy umiera trzeźwy rozsądek jednostki, kiedy umiera jej poczytalność. Na szczęście Bóg nie ma problemów ze zdefiniowaniem punktów granicznych tych stanów.

Rozmawiała Katarzyna Lewkowicz-Siejka

1 Sdz 16,30. 2 J 15,13. 3 Rz 5,6.8. 4 Mt 11,28.