Podstępne sekty

56

Wyglądał jak kalifornijski miłośnik surfingu. Kiedy podszedł do mnie w centrum handlowym, w pierwszym odruchu odwzajemniłam uśmiech. Był rok 1976, miałam szkolne wakacje. Zapytał, czy nie poszukuję odpowiedzi na pytania egzystencjalne. Przytaknąłem, bo któż z młodych ludzi nie chce ich poznać?

Wówczas wręczył mi najosobliwszą broszurę ewangelizacyjną, jaką kiedykolwiek widziałam. Były w niej pornograficzne rysunki i przedziwny, erotyczny wiersz religijny.

Wychowana w duchu chrześcijańskim, wiedziałam, że natknęłam się na zło przez wielkie Z, więc czym prędzej odeszłam. Dopiero później dowiedziałam się, że spotkałam członka ugrupowania Dzieci Boga, sekty, której dawanie publicznego świadectwa wiary obracało się głównie wokół seksu skrytego pod maską chrześcijańskiej miłości.

Działalność Dzieci Boga wprawdzie przygasła, ale kolejne sekty wyrastają jak grzyby po deszczu, stwarzając nowe niebezpieczeństwa dla nieświadomych osób goniących za jakąś duchowością.

Niepohamowana żądza władzy

Nie istnieje określony zbiór wierzeń ani doktryn charakteryzujący sektę. Jedna zaczyna jako zgromadzenia chrześcijańskie, druga tkwi korzeniami w innej światowej religii. Sekty wyróżniają nie tyle wierzenia, co sposób działania. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych cech to dominujący przywódca, mający przeogromny wpływ na swoich uczniów.

Niektórzy guru, na przykład Jim Jones, Warren Jeffs czy David Koresh, zyskali swego czasu niemałą sławę. Niekoniecznie od samego początku przewodzili sektom, aczkolwiek może już wcześniej korzystali z wrodzonej charyzmy i niesamowitej siły perswazji. Z początku proponowali pomoc w rozwiązaniu przeróżnych problemów. Jones stał na czele organizacji zapewniających ubogim wyżywienie i dach nad głową, przekonując do sponsoringu środowiska polityczne. Jeffs udzielał schronienia mormonom, którzy chcieli się trzymać dawnej, poligamicznej zasady swojego Kościoła. Koresh wyszukiwał ludzi o pogmatwanym życiorysie i sprowadzał na ranczo, obiecując zbawienie i poczucie przynależności do grupy.

Niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy przewodnicy duchowi zaczynają wierzyć, że mają tak szczególną łączność z Bogiem jak nikt inny, ignorując biblijne ostrzeżenie, że „żadne proroctwo Pisma nie jest do prywatnego wyjaśnienia”1, przekręcają proste słowa Pisma Świętego w służące ich własnym interesom proroctwa. Ma przykład Jones i Koresh uczyli, że są wcieleniem Jezusa, lekceważąc Jego własne wyraźne ostrzeżenie przed szarlatanami tego pokroju2.

Absolutna władza absolutnie demoralizuje. Przywódca sekty, mniemając, jakoby sprawował władzę absolutną, stawia się ponad biblijne standardy moralne i prawo państwowe. Jones, Koresh i Jeffs zmuszali innych, włącznie z dziećmi, do utrzymywania z nimi stosunków płciowych. Inni guru nakazywali uczniom żebranie albo inne zarobkowanie, by nabijać im kabzę.

W Biblii również czytamy historie o wielu nader charyzmatycznych pobożnych przywódcach, Jahwe jednak w każdym przypadku dokładnie rozliczał ich z tego, jak wykorzystywali swój wpływ na innych. Kiedy król Dawid wziął sobie cudzą żonę, Bóg potępił go za nadużycie władzy3.

Jezusa cechował niezwykły magnetyzm, urok osobisty, ale Jego służba zawsze polegała na przekonywaniu, nie przymuszaniu. Powiedział, że każdy, kto w Niego wierzy — z własnej, nieprzymuszonej woli — nie zginie, ale będzie mieć życie wieczne4. Nigdzie nie widzimy, aby używał swojej mocy do wykorzystywania innych, choć niektórzy chcieli, by przejął ster rządów w państwie5. Pozostał pokorny i ubogi6, zawsze żyjąc zgodnie z zasadami, których sam nauczał. Kiedy bogaty młodzieniec przybył do Niego, by prosić o duchową radą, Chrystus polecił mu sprzedać cały majątek i dać pieniądze nie Jemu, lecz biedakom7.

Całkowita kontrola

Patrząc na sekty z pozycji obserwatora z zewnątrz, można zachodzić w głowę, dlaczego ktoś miałby pójść za Jimem Jonesem albo Davidem Koreshem. Jednak w grupach takich zidentyfikowanie i wykorzystanie czyichś słabych punktów zyskało status niemal dyscypliny naukowej. Osobom złamanym na duchu, głęboko zranionym, oferują obietnicę stabilnego, szczęśliwego życia. Osobom chwiejnym dają najwyraźniej poczucie pewności. Ale za kulisami kryją się manipulacja i przymus.

Guru wiedzą, że otwarty kontakt z ludźmi z zewnątrz grozi upadkiem ich władzy nad członkami, stąd też chronią ich przed obcymi, z wyjątkiem spotkań starannie wyreżyserowanych. Zwolennicy Jonesa byli więzieni w Jonestown, w głębi gujańskiej dżungli. Jeffs ulokował swoich uczniów hen na jałowych preriach zachodu Stanów Zjednoczonych. Koresh miał przygotowane ranczo pod Waco w Teksasie. W ugrupowaniach takich jak Dzieci Boga, zmuszających członków do składania świadectwa wiary w świecie zewnętrznym, w umyśle wyznawców wykształca się silne systemy obronne, tak aby nie zawierzyli nikomu spoza grupy.

Jezus tymczasem nigdy się od ludzi nie odgradzał. Wzywał swoich naśladowców, aby pozostawali w świecie, ale nie nabywali przy tym cech tego świata8. Wysłuchiwał również innych punktów widzenia. Mimo że jako Syn Boży znał całą prawdę, prowadził z wrogami dyskusje.

Sekty nie tyko nie pozwalają członkom komunikować się ze światem (co czasami rozbija rodziny i zrywa wszelkie stosunki z ludźmi spoza grupy), ale też stosują brutalne metody w celu osłabienia mechanizmów obronnych. Nowi adepci bywają pozbawiani pożywienia, snu, prywatności albo zmuszani do uczestniczenia w wielogodzinnych spotkaniach, podczas których mówcy wbijają im do głów nauki przywódcy, powtarzając je niczym mantrę.

Kiedy członkowie bardziej się z grupą zżywają, guru zastraszają ich i szantażują. Niekiedy adepci muszą publicznie wyjawić nurtujące ich najskrytsze wątpliwości i zdradzić najwstydliwsze słabości — a wszystko to potem wykorzystuje się przeciwko nim. Kwestionowanie czegokolwiek może skutkować karami cielesnymi bądź psychicznymi.

Mojemu przyjacielowi, który był w sekcie, stale powtarzano: „Bez nas jesteś bezwartościowy. Nigdy nie dasz sobie rady na zewnątrz. Jak nas opuścisz, będziesz na zawsze stracony”. I on im wierzył. Aby mógł szczęśliwie żyć w świecie zewnętrznym, trzeba było wieloletniej psychoterapii.

Bóg pragnie, by Jego wyznawcy cieszyli się wolną wolą — nawet za cenę ryzyka, że Go odrzucą. Ustami Jozuego Pan Bóg powiedział: „[W]ybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć”9. Przedstawiając prawdę, Jezus posługiwał się jasnymi, niezbitymi argumentami, a jednak nie sprawował władzy nad nikim, nawet nad osobami najbardziej ku temu podatnymi. Śmiało mogli za Nim iść lub też Go odrzucić, tak jak to uczyniła część naśladowców i przynajmniej jeden z najbliższych przyjaciół10.

Niebezpieczna wiara

Z tych właśnie względów sekty stanowią niebezpieczeństwo dla zdrowia psychicznego i duchowego, a także dla życia — zarówno doczesnego, jak i tego w przyszłym świecie.

W marcu 1997 roku 39 członków ugrupowania Wrota Niebios popełniło samobójstwo pod kierunkiem swojego przywódcy Marshalla Herffa Applewhite’a Juniora. Guru przekonał ich, że kiedy umrą, powrócą do życia w pozaziemskim statku kosmicznym, który — jak twierdził — miał lecieć w warkoczu zbliżającej się do Ziemi komety Hale’a-Boppa. Kiedy władze wkroczyły na ranczo sekty w kalifornijskiej miejscowość Santa Fe, znalazły 39 zwłok leżących w pozycji wyprostowanej na łóżkach. Ciała były schludnie ubrane i obute w identyczne czarne adidasy.

Z kolei na ranczo Gałęzi Dawidowej David Koresh zmuszał do kontaktów cielesnych z nim nawet dziesięcioletnie dziewczynki. Kiedy władze zjawiły się, aby go aresztować, Koresh i jego zwolennicy odpowiedzieli strzałami z broni palnej. Zabudowania na ranczo stanęły w płomieniach. Kilkoro wyznawców zginęło od kul, innych pochłonął ogień. Bilans ofiar śmiertelnych to 54 dorosłych i 21 dzieci.

David Berg, znany swoim wyznawcom jako Mojżesz Dawid, zmuszał członkinie Dzieci Boga do prostytucji religijnej zwanej flirty fishing (werbowanie przez podryw). Uważał, że w niebie ludzie podziękują mu za to, że imał się wszelkich sposobów, byle pozyskać ich dla Chrystusa (sic!). Jeden z adeptów, Ricky Rodriguez, który dorastał w domu samego Berga, opowiedział później o częstych kontaktach seksualnych pomiędzy małymi dziećmi a dorosłymi członkami rodziny. W 1995 roku Rodriguez, cierpiący na głębokie zaburzenia osobowości, zamordował nianię, która w dzieciństwie go molestowała, po czym odebrał sobie życie. Zostawił po sobie kasetę wideo z nagraniem, na którym wyjaśnia, że pomścił wszystkie dzieci, którym sekta Dzieci Boga wyrządziła krzywdę na całe życie.

Jakkolwiek Jones, Jeffs, Koresh i Berg powoływali się na imię Jezusa Chrystusa, wypaczali Jego poselstwo, nasycając je podstępem, przemocą, molestowaniem i interesownością, tak iż efekt końcowy w niczym nie przypominał danej przez Jezusa obietnicy życia w obfitości11. Będący jak najdalej od wykorzystywania załamanych i skrzywdzonych Jezus pomagał bez wyjątku wszystkim, którzy do Niego przychodzili. Upadłym w grzech przebaczał, dając moc do niegrzeszenia12. Wielu za Nim szło — i to nie dlatego, że ich przymuszano, lecz z powodu żywionej do Niego miłości.

Bóg nie prosi nas, abyśmy przed uwierzeniem wzięli rozbrat z wolnością i racjonalnością. Zachęcał: „Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie!”13. W związku z bulwersującymi twierdzeniami przywódców [ówczesnych] sekt udzielił następującej przestrogi: „Jeśli nie będą mówić zgodnie z tym [Bożym] słowem, to nie ma dla nich jutrzenki”14. Jest wielu dobrych przywódców chrześcijańskich, ale nawet ich wypowiedzi muszą znaleźć potwierdzenie na kartach Biblii. Pismo Święte musi być najważniejszym fundamentem wierzeń i praktyk wszystkich przywódców religijnych i wszystkich wyznań. Przewodnicy duchowi wysuwający niebiblijne roszczenia — nalegający, aby przyłączyć się do ich ugrupowania i ślepo za nimi kroczyć — to fałszywi nauczyciele.

Sekty są niebezpieczne, ale nie imają się tych, którzy zostali oświeceni przez Słowo Boże — tę cudowną lampę dla naszych kroków i światło dla naszej ścieżki15.

Czego można się nauczyć od byłego członka sekty

Mark Breau, zanim stał się uczniem Davida Koresha, członkiem Gałęzi Dawidowej na ranczu w Waco w Teksasie, kształcił się na pastora. Opuścił siedzibę dawidian na kilka miesięcy przed tym, nim strawiły ją płomienie, w których spotkał śmierć sam Koresh. Wnioskami, jakie wyciągnął z okresu spędzonego w sekcie, podzielił się w wywiadzie udzielonym w 1999 roku czasopismu „Signs of the Times”:

„Żyliśmy dla Biblii i tego, w co wierzyliśmy. Sądziliśmy, że wykonujemy dzieło Boże. Kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze »oznaki«, nie przywiązywałem do nich zbytniej wagi. Zobaczyłem, że David interpretuje Biblię pod kątem własnej osoby. Dostrzegł siebie w proroctwie. Stał się apodyktyczny. Dopatrywał się niebezpieczeństw tam, gdzie wcale ich nie było. Ideały, którym do tej pory hołdowaliśmy, powędrowały do śmietnika. Kiedy w końcu oprzytomniałem, ranczo Mount Carmel przeistoczyło się w zbrojny obóz, a nie szkołę biblijną.

Nauczyłem się, jak niebezpieczna jest ciasnota umysłowa i przekonanie, że pozjadało się wszystkie rozumy. Ludzie usiłują dotrzeć do Boga na wszystkie możliwe sposoby. Trzeba to uszanować. Jednym z powodów, dla których David nie opuścił rancza, była duma. Wydawało im się, że mają gorącą linię z Bogiem. Nie potrafili przełknąć myśli, że Bóg stara się dopomóc każdemu.

Nauczyłem się też niemało o ludzkiej naturze. Nieważne, za jak dobrych się uważamy, i tak wszyscy mamy skłonności do zła. Widziałem, jak ludzie uznawani wszem i wobec za »dobrych«, nurzali się w plugastwie, choć nikt wcześniej absolutnie ich nie posądzał o to, że mogą się go dopuścić. To samo zachodzi w drugą stronę: ludzie poczytywani za jednostki, które nigdy by się złu nie oparły, chwytali byka za rogi i stawali w jednym rzędzie z najodważniejszymi.

Wreszcie nauczyłem się, że kluczem do wszelkiej prawdziwej religii jest miłość. Jezus powiedział, abyśmy czynili innym to, co sami chcielibyśmy, aby nam czyniono. Powinniśmy więc spytać samych siebie: »Czy to, co robię, jest wyrazem miłości i szacunku względem bliźnich?«. Odpowiedź na to pytanie pokaże, czy znajdujemy się na dobrej drodze.

W Waco zginęło wielu ludzi. Wyciągnięto również wiele niełatwych do przełknięcia lekcji, ale jak to bywa z każdą tragedią, życie toczy się dalej. Wszystkim, którzy przeżyli coś naprawdę strasznego, radziłbym żyć pełną piersią”. 

Loren Seibold

1 2 P 1,20 BT. 2 Zob. Mt 24,23-26. 3 Zob. 2 Sm 12,1-14.
4 Zob. J 3,16. 5 Zob. Mt 20,20-21. 6 Zob. Łk 9,48. 7 Zob. Mt 19,21. 8 Zob. J 17,15-16. 9 Joz 24,15 BW. 10 Zob. J 6,66; Mt 26,14-16. 11 Zob. J 10,10. 12 Zob. J 8,11. 13 Iz 1,18 BT. 14 Iz 8,20. 15 Zob. Ps 119,105.

[Przedruk z „Signs of the Times”, 9/2009. Tłumaczył Paweł Jarosław Kamiński].

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj