Pragnąc grzechu

836

Odkąd pojawił się nowy kaznodzieja, młodzi ludzie tłumnie przybywali, by słuchać jego kazań. Gdy zapytano myśliciela Anthony’ego Lee, co o tym sądzi, odpowiedział: „Ci młodzi ludzie, którzy przychodzą, by go słuchać, nie chcą religii. Chcą kogoś, kto im powie, jak grzeszyć i być szczęśliwym”.

Tego właśnie pragnął Balaam1. Był Bożym prorokiem na pogańskiej ziemi. Balak, król Moabu, przestraszony rzeszą Izraelitów przemierzających jego kraj w drodze do Kanaanu, poprosił Balaama, by przeklął Hebrajczyków. Wiedział, że Bóg jest z Balaamem i że jego słowo ma moc. Balaam znalazł się w trudnej sytuacji. I choć Bóg dał mu wyraźną wskazówkę, by tego nie robił, połakomił się na obiecaną zapłatę Balaka. Próbował dokonać rzeczy niemożliwej — pogodzić służbę Bogu z żądzą i nieposłuszeństwem.

Oferta króla wydała się Balaamowi zbyt atrakcyjna, by można ją odrzucić. Zapragnął bogactwa i zaszczytów. Ale to pragnienie było zaprzeczeniem jego lojalności wobec Boga. Z jednej strony Balaam zabiegał o nieczysty zysk, służąc Balakowi, z drugiej — pragnął pozostać Bożym prorokiem. Jako prorok nie mógł uchylić się od wymagań Jahwe, ale jako człowiek pragnął bogactwa i stanowisk. Dopiero po kilku dniach wewnętrznej walki, po interwencji samego Boga i kłopotliwej sytuacji, gdy zamiast słów przekleństwa z jego ust płynęły niezamierzone słowa błogosławieństwa dla Izraelitów, Balaam zrozumiał, że nie można grzeszyć i być szczęśliwym.

Doświadczenie Balaama jest klasycznym przykładem napięcia między obowiązkiem a pragnieniem. Prorok wiedział dobrze, że nie powinien odpowiadać na zaproszenie króla, ale zapragnął lepszego domu, może lepszego wozu, a jego żona nowych szat. Tak więc Balaam usiłował pogodzić służbę Bogu z łatwym i nieetycznym zarobkiem.

Błąd Balaama popełnia dziś wielu ludzi. Są kaznodzieje, którzy naginają swoje przekonania dla zysku; są politycy, którzy działają tylko dla własnej korzyści; są przedsiębiorcy, którzy wzbogacają się nieuczciwie, wyzyskując przy tym pracowników, i którzy uciszają swe sumienie, łożąc szumnie na cele charytatywne.

I jesteśmy my, chrześcijanie, zwykli zjadacze chleba, do których raz po raz świat mówi: odejdź od Boga, a będziesz bogaty i ważny. I tak rozbijamy się między obowiązkiem a pragnieniem, bo jednocześnie słyszymy głos Boga: „Pójdź za mną”2. Często próbujemy, jak Balaam, chwycić dwie sroki za ogon. Stłumić poczucie lojalności wobec Boga i usprawiedliwić niechrześcijańskie zachowanie. Uniknąć niesienia krzyża. Być z Chrystusem, ale nie płacić ceny, jakiej to często wymaga. A przecież to On powiedział: „Kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien”3.

Nie chcemy nieść krzyża, ale za to koronę Jezusa — o tak! Nie chcemy być sługami; podoba się nam mieć władzę. Nie lubimy skromności, pokory, dzielenia się sobą, tym, co mamy. Zbyt często chrześcijaństwo, pobożność, uczciwość i wierność stają się dla nas niczym kula u nogi, jak w przypadku Balaama. I jak Balaam często nie chcemy widzieć znaków, które wytyczają drogę. Ale za to w niebie bardzo chcemy się znaleźć!

Obowiązek i pragnienia zawsze będą ze sobą rywalizować. Dobry chrześcijanin potrafi pozostać bezkompromisowym. Bo warto. Bo to wszystko jest niczym, jak mówi apostoł Paweł, „w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić”4.

K.S.

1 Zob. Li 22. 2 Zob. Mk 2,14. 3 Mt 10,38. 4 Rz 8,18.