To, że Józef nie był prawdziwym ojcem Jezusa, wiedzą wszyscy. Ale są tacy, którzy sugerują, że nie był nim również Bóg. Zatem kto? Rzymski legionista Abdes Pantera — odpowiadają.
Kilka lat temu po moim artykule o Marii jeden z internautów, ateista, zaczepnie zapytał o rolę Abdesa Pantery w poczęciu Jezusa. Była to próba odgrzania argumentu użytego w II wieku n.e. przez Celsusa, rzymskiego krytyka chrześcijaństwa. Uważał on Jezusa za nieślubnego syna legionisty Pantery. Podobna informacja znajduje się w żydowskich pismach talmudycznych, też z II wieku. Z kolei w roku 1859 w Nadrenii odnaleziono grób legionisty o takim imieniu. Jego kohorta na przełomie er stacjonowała właśnie w Palestynie, a on sam pochodził z Sydonu. I tak mój rozmówca stwierdził, że ponad wszelką wątpliwość Jezus z Nazaretu to nie żaden tam Chrystus, Zbawiciel, ale zwykły Jeszu ben Pantera, Jezus syn Pantery.
Czyżby chrześcijanie tkwili w błędzie? Gdyby ów zarzut Celsusa był prawdziwy, to dopiero co kształtujące się chrześcijaństwo nie miałoby prawa przetrwać. Skoro przetrwało, to widać, że dla ówczesnych chrześcijan wieść o zmartwychwstaniu Jezusa była bardziej wiarygodna niż kłamstwo o rzymskim ojcu Jezusa.
Poza tym autorzy Ewangelii nie obawiali się przytaczać fałszywych zarzutów, jakie ówcześni Żydzi (kapłani, faryzeusze, uczeni w Piśmie) kierowali pod adresem Jezusa — że łamał szabat, namawiał do niepłacenia podatków, mówił, żeby zburzyć świątynię, że był żarłokiem i pijakiem. Jaki byłby problem, żeby dodać, iż był bękartem z rzymskiego legionisty? Żaden. Nawet by to pasowało, bo skoro uzdrowił sługę rzymskiego setnika, okupanta, mogło to znaczyć, że czuł do Rzymian sympatię. Jednak ewangelie nie sprawozdają, aby taki zarzut został podniesiony. A przecież mógłby zdusić chrześcijaństwo w zarodku, pozbawiając Jezusa jakiejkolwiek wiarygodności. Byłby tym samym, czym całkiem niedawno był „dziadek z Wermachtu”, a nawet czymś gorszym. A jednak w I wieku n.e. nikt o tym nie wspominał. Dopiero w II wieku Rzymianin Celsus i paru żydowskich talmudystów nagle odkryło coś, z czego — nie wiedzieć czemu — nie zdawali sobie sprawy współcześni Jezusowi Żydzi. Wniosek: kotlet nie dość, że odgrzewany, to jeszcze mocno nieświeży.
Celsusowe i talmudyczne rewelacje to nic innego tylko starożytny czarny PR mający na celu poniżenie Jezusa przez zaprzeczenie Jego boskiego pochodzenia oraz odebranie rodzącemu się chrześcijaństwu wiarygodności. To taka ówczesna postprawda czy fake news. Nowy Testament sprawozdaje, że w swej nienawiści do chrześcijaństwa Żydzi czasów apostolskich posuwali się nawet do mordowania chrześcijan. Nie powinno więc dziwić, że rozpowszechniali również kłamstwa na temat pochodzenia założyciela chrześcijaństwa. A dla uprawdopodobnienia swojego kłamstwa użyli imienia autentycznego rzymskiego żołnierza stacjonującego na początku naszej ery w Palestynie.
Puśćmy na chwilę wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że oto pod Wawelem odkryto właśnie wczesnośredniowieczną inskrypcję nagrobną z imieniem księcia Kraka. Czy takie odkrycie miałoby bez żadnych wątpliwości dowodzić również istnienia Wandy, co nie chciała Niemca, szewca Dratewki i wawelskiego smoka? A tak właśnie wydają się rozumować ci, który odkryciem nagrobka niejakiego Pantery próbują negować boskie poczęcie Jezusa z dziewicy Marii. Bo jeśli możliwe jest, aby dziewica poczęła, to właściwie wszystko inne też jest możliwe, zmartwychwstanie również.
Andrzej Siciński