Zakaz spowiadania dzieci?

92

Dyskusję publiczną rozgrzewa ostatnio do czerwoności postulat zakazania spowiadania dzieci do 16. roku życia. Jego zwolennicy twierdzą, że taka spowiedź to forma niedopuszczalnego przymusu psychicznego.

Zwolennicy zakazu pytają, dlaczego lekarze czy policjanci wypytujący dziecko o trudne dla niego kwestie mają obowiązek czynić to w asyście rodzica dziecka, a spowiedź jest spod tego obowiązku wyłączona. Dlaczego katolickim księżom spowiednikom wolno więcej? Pytanie to, zdaniem zwolenników zakazu, jest tym bardziej aktualne, odkąd powszechnie znana stała się wiedza o licznych nadużyciach seksualnych księży. Przeciwnicy spowiadania dzieci widzą tę praktykę jako siłowe — bo podpierane autorytetem Boga i Kościoła — zmuszanie dzieci do opowiadania o swoich intymnych przeżyciach dorosłym, żyjącym w celibacie mężczyznom, a więc być może przeżywającym jakieś własne frustracje seksualne. Wielu uczestników tej debaty przytacza własne doświadczenia ze spowiedzi w dzieciństwie — że była dla nich przeżyciem stresującym, traumatycznym, zawstydzającym. Bywało, że dzieci pytały rodziców po spowiedzi o pojęcia, których nie znały, a o które były pytane w konfesjonale, na przykład o masturbację.

Trudno odmówić racji niektórym z tych argumentów, ale równie trudno nie odnieść wrażenia generalizowania i czynienia reguły z wyjątków. Nadużycia są, ale czy wolno nam rozciągać to na wszystkich księży? Braki w umiejętności spowiadania dzieci też pewnie się zdarzają, ale czy ktokolwiek dysponuje wiarygodnymi badaniami pozwalającymi stwierdzić, czy to reguła, czy wyjątek? Zwłaszcza że mówimy o praktyce objętej tajemnicą spowiedzi, co z definicji utrudniałoby takie badanie. Czy z uwagi na wypadki drogowe, nawet tragiczne, należy zrezygnować z używania samochodów? Czy fakt, że do większości napadów dochodzi po zmroku, ma usprawiedliwiać wprowadzenie godziny policyjnej dla wszystkich? Może przesuwam problem ad absurdum, ale to odpowiedź adekwatna do generalizowania w jego przedstawianiu.

Wolność religijna i swoboda kultu

Zwolennikom zakazu spowiadania dzieci należałoby przypomnieć konstytucyjne prawo rodziców do wychowania i nauczania moralnego i religijnego swoich dzieci według własnych przekonań. W katolicyzmie obejmuje to również zgodę na spowiadanie dziecka z jego grzechów przez kapłana. Tak się w tym wyznaniu wierzy, praktykuje i naucza. I w tym duchu katoliccy rodzice mają prawo wychowywać swoje dzieci.

Nie znaczy to oczywiście, że te dzieci są całkowicie ubezwłasnowolnione i nie mają własnej wolności sumienia i wyznania. Mają. Konstytucja, która w jednym zdaniu mówi o prawie rodziców do wychowania dziecka w swoich przekonaniach, w drugim dodaje, że „wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. Wyrażenie „stopień dojrzałości” jest tu celowo nieostre, gdyż u jednych dzieci może to być na przykład lat 16, a u innych nawet mniej.

Osobiście dojrzałem do własnych wyborów religijnych jako 13-latek. Zakomunikowałem wtedy rodzicom, że już dłużej nie będę chodził do kościoła. Próbowali przekonywać, nalegać, ale bezskutecznie. Jako 22-latek odnowiłem osobiste życie religijne, ale już w innym wyznaniu, samodzielnie wybranym. Nasze dzieci wychowywaliśmy wraz z żoną we własnych przekonaniach religijnych, co łączyło się też z praktykowaniem religii i udziałem w nabożeństwach i katechezie dzieci, ale już decyzje o przystąpieniu do Kościoła przez chrzest zostawiliśmy im samym. Oboje dojrzeli do tego równo w 16. roku życia.

Jaki koń jest, każdy widzi. Jeśli jakimś katolickim rodzicom nie podoba się katolicka nauka o spowiedzi, w tym o spowiedzi dzieci, to kto ich tam trzyma? Jest tyle innych Kościołów, które nie wymagają takiej formy spowiedzi, że jest w czym wybierać. Nie jest jednak rozwiązaniem zakazywanie tej praktyki, tym bardziej w świetle kolejnej konstytucyjnej zasady poszanowania autonomii związków wyznaniowych oraz ich niezależności od państwa i państwa od nich. Do tego można wspomnieć ustawową zasadę swobody pełnienia funkcji religijnych przez Kościoły i inne związki wyznaniowe jako jedną z trzech fundamentalnych gwarancji wolności sumienia i wyznania obok równouprawnienia religii i wyznań oraz ich rozdziału od państwa.

Dla przeciwników spowiadania dzieci argumenty „wolnościowo-religijne”, nawet umocowane w naszej konstytucji, nie mają większego znaczenia wobec ich rozumienia spowiedzi dziecka jako formy stosowania wobec niego przemocy psychicznej, mającej skutkować stresem, traumami itp. Twierdzą, że przemocy wobec dziecka nie można usprawiedliwić wolnością wyboru i prawem rodziców do wychowania dziecka zgodnie z własnym światopoglądem.

I mają rację — przemocy wobec dziecka nie można usprawiedliwić prawem rodziców do wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami religijnymi! Tylko gdzie jest napisane — w jakim akcie prawnym, w jakim dziele naukowym o niekwestionowanej wiarygodności — że spowiadanie dzieci to forma przemocy? Worek z „przemocą wobec dziecka”, jak widać, pęcznieje, i to nie od liczby jej przypadków, a od mnożenia jej postaci. Wrzuca się do niego również praktykę spowiadania dzieci, by legła w nim obok lania dzieci pasem, klapsów i innych postaci przemocy fizycznej. Rozciąganie pojęcia przemocy wobec dziecka na praktykę spowiadania dzieci jest w świetle obowiązującego prawa nadużyciem. O ile każde bicie dzieci jest prawem zabronione, to prowadzenie dzieci do spowiedzi jest nie tylko prawem dopuszczalne, ale nawet przez prawo chronione.

Nie bronię tu spowiedzi usznej jako takiej (bo teologicznie nie ma żadnego uzasadnienia), w tym spowiedzi dzieci, ani każdego sposobu, w jaki księża spowiadają dzieci. Jedni robią to pewnie bardziej, a inni mniej umiejętnie. Nie mam natomiast nic przeciwko rozmawianiu z dziećmi o dobrym i złym zachowaniu oraz uświadamianiu im zachowań niewłaściwych, również ich własnych. Robi to, mam nadzieję, również każdy rodzic, nauczyciel czy wychowawca. Samopoczucie dziecka w tym procesie wydaje się nie mieć znaczenia decydującego. Bo gdyby miało mieć, to przemocą mogłoby się okazać karmienie dziecka czymkolwiek innym niż samymi smakołykami. Przestępstwem przemocy mogłoby się okazać odebranie dziecku tabletu z grami czy nakazanie mu, za karę, niewychodzenia z jego pokoju przez godzinę. Wszystko to może wprowadzić niektóre dzieci w stan skrajnego dyskomfortu psychicznego, skutkującego płaczem, krzykami, tupaniem, trzaskaniem drzwiami, rzucaniem się na podłogę, a w skrajnych przypadkach oskarżeniami rodziców o przemoc i zmuszanie dzieci do określonych zachowań. Aż strach być rodzicem, nawet bez „dawania w szyję”!

Skrajność rodzi skrajność

Zwykle, gdy dochodzi do ostrych ideologicznych sporów ich przedmiotem bywa jakaś bardzo konkretna kwestia — jak teraz spowiadanie dzieci. Ale w istocie chodzi o coś większego, o sprawę, dla której ta konkretna kwestia jest jedynie jedną z bitew w całej wojnie. Przeciwnicy spowiadania dzieci nawet nie kryją się z tym, że w istocie chodzi im o opóźnienie ekspozycji dzieci na treści religijne, świat religii, świat Kościoła, jakiegokolwiek. A to oznacza, że za równie szkodliwe uważają jakiekolwiek nauczanie religijne dzieci — nie tylko to odbywające się na przykład w szkołach, ale pewnie i to realizowane w domach przez rodziców wychowujących dzieci w swoich przekonaniach religijnych. Nie zdziwmy się zatem, jeśli pojawią się niebawem postulaty nie tylko odejścia od spowiadania dzieci kierowane do Kościoła katolickiego, ale także do państwa o wprowadzenie stosownego prawnego zakazu tej praktyki religijnej. A po nich, z górki, przyjdą następne zakazy — nauczania dzieci religii w ogóle, również przez rodziców w domach, pod hasłem: stop przemocy domowej!

Absurd? Nie mniejszy niż procedowane właśnie w Sejmie projekty zmiany prawa, by postawić tamę „prześladowaniu chrześcijan w Polsce”! Ale im bardziej wahadło wychyla się w prawo, tym dalej wychyli się też w lewo. To tylko kwestia czasu. Skrajność rodzi skrajność. A ofiarą zawsze jest wolność. 

Olgierd Danielewicz

[Źródło: „Znaki Czasu” 12/2022]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj