Wysłuchana modlitwa

1339

Abegail nie miała już czym nakarmić podopiecznych. Cindy zepsuł się samochód na niebezpiecznym odludziu. Martin pragnął doświadczyć Bożego działania. Ich modlitwy zostały wysłuchane.

Abegail

Spędziłam rok na misji w filipińskiej dżungli jako wolontariuszka. Nasza odizolowana od świata wioska miała tylko dwa źródła zaopatrzenia. Po pierwsze, prowiant zamówiony esemesem dostarczano nam łodzią. Po drugie, jedzenie mogliśmy dostać lub kupić od mieszkańców wioski. Byliśmy bardzo zależni od tej małej łodzi. W tamtym okresie u wybrzeży Australii szalał tajfun. Ponieważ morze również wokół naszej wioski było wzburzone… bardzo wzburzone, łódka z jedzeniem nie mogła do nas dopłynąć.

Minął jeden tydzień. Mieliśmy wystarczająco dużo jedzenia. W drugim tygodniu też nie mieliśmy problemów. Na tyle byliśmy przygotowani — na dwa tygodnie. Ale w trzecim tygodniu już nie było tak wesoło.

Skończyły się nam wszystkie zapasy — nie mieliśmy nawet ryżu. W tym trzecim tygodniu to ja byłam odpowiedzialna za gotowanie i miałam zatroszczyć się o cztery osoby, łącznie ze mną. Nie miałam pojęcia, jak to zrobić, bo nie mieliśmy dosłownie niczego.

Zrobiłam jedyną rzecz, jaką mogłam wtedy zrobić — upadłam na kolana i modliłam się: Panie, nie mam pojęcia, jak przeżyjemy ten tydzień. Modlę się, żebyś zatroszczył się o nas tak, jak obiecałeś w 12. rozdziale Ewangelii Łukasza.

Gdy po modlitwie wstałam z kolan, od razu usłyszałam, że ktoś woła przed moimi drzwiami: Mama Abi, Mama Abi! Zobaczyłam małą dziewczynkę, która niewiele umiała po angielsku, ale moi uczniowie mi przetłumaczyli: „mam dla ciebie maniok do sprzedania”. Mogę wam powiedzieć, że w tym tygodniu nie było dnia, kiedy nie bylibyśmy najedzeni. Kiedy mówię, że okna niebieskie się otworzyły, to nie mam na myśli czegoś takiego: Właśnie zjedliśmy. Myślę, że da się jakoś przeżyć. Przetrwamy. Nie! Każdego dnia najadaliśmy się do syta.

Mam na imię Abegail. Moja modlitwa została wysłuchana.

Cindy

Niedawno byłam służbowo w Ameryce Południowej. Po wykonaniu pracy udałam się z synem na wycieczkę. Tereny były urokliwe, ale niestety słynęły też z wysokiego poziomu przestępczości.

Wynajęliśmy kierowcę, żeby pojechać w odludne miejsca w górach i zwiedzić ruiny miast, o których słyszeliśmy od dzieciństwa. Wsiedliśmy do wozu i pojechaliśmy, ale po pewnym czasie złapaliśmy gumę i utknęliśmy w dziczy.

Szybko zdałam sobie sprawę z powagi naszej sytuacji, gdy osoba kierująca autem powiedziała:

— Oj, zapomniałam was poinformować, że dwa dni temu ktoś włamał się do mojego samochodu i ukradł lewarek, oponę zapasową i komórkę. Nie miałam czasu, żeby zdobyć nowy sprzęt. Wiecie co? Wezmę stopa do najbliższego miasta, tam mi naprawią dętkę i zaraz do was wrócę.

— Wiesz, w tych okolicznościach to chyba nie jest dobry pomysł — odpowiedziałam.

Pomyślałam, że zanim wróci, może minąć kilka godzin, nawet zapaść zmierzch, a może też w ogóle nie wrócić. Zaproponowałam więc, żebyśmy stanęli na drodze i poprosili Boga o pomoc. Nie miała nic przeciwko temu, więc nasza trójka chwyciła się za ręce na tym górzystym odludziu. Poprosiliśmy Boga o interwencję, bo nasza sytuacja naprawdę była nie do pozazdroszczenia.

Chwilę po tym, jak skończyliśmy się modlić, obok nas zatrzymał się samochód, z którego wysiadło dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich zapytał kierowcę po hiszpańsku:

— Macie jakiś problem? Czy możemy pomóc?

Kobieta wyjaśniła, że złapaliśmy gumę i że nie mamy zapasowej opony. Młody człowiek odpowiedział, że oni mają zapasową oponę i że nam ją dadzą, jeśli tylko będzie pasowała. Rozmawiali po hiszpańsku. Patrzyłam na rozpromienione twarze tych dwóch młodzieńców, gdy zmieniali oponę, i zapytałam ich:

— Czy wy jesteście aniołami?

Tylko się uśmiechnęli. Do dzisiaj nie wiem, czy to byli ludzie o anielskim sercu czy aniołowie w ludzkiej postaci… Ale wiem, że Bóg słyszał naszą modlitwę i wysłuchał nas.

Mam na imię Cindy. Moja modlitwa została wysłuchana.

Martin

Mam przywilej pracować z grupą starszej młodzieży. Organizujemy czterodniowe kampy biblijne, na których uczymy, jak samemu dogłębnie badać Biblię. Przy jednej z takich okazji bardzo pragnęliśmy zobaczyć Boże działanie, doświadczyć wylania Jego Ducha.

Ustaliliśmy więc, że przed porannym nabożeństwem odbywającym się o siódmej rano zorganizujemy spotkanie modlitewne. Ogłosiliśmy, że następnego dnia, czyli w czwartek, planujemy spotkanie modlitewne o 6.15. Ku naszemu zaskoczeniu pojawiło się 20 osób. W piątek było już ponad 40 osób, a w sobotni poranek zebrało się ponad 80 osób.

Widzieliśmy potężne działanie Ducha Świętego. Ludzie doświadczali uwolnienia od poczucia winy i nawet dorośli mężczyźni płakali. Dużo modlitw — dużo błogosławieństw. Mało modlitw — mało błogosławieństw. Żadnych modlitw — żadnych błogosławieństw. Poprosiliśmy uczestników, aby podzielili się tym, w jaki sposób Bóg dotknął ich życia podczas tego kampu. Ponad 70 proc. świadectw dotyczyło pokoju modlitewnego.

Była z nami dziewczyna o imieniu Alice. Przyszła w środę i dowiedziała się o pokoju modlitewnym. W czwartek spędziła tam godzinę, ale w piątek aż osiem godzin! Byliśmy zdumieni. Miała tak silne pragnienie modlitwy.

Wierzymy, że to w odpowiedzi na wszystkie nasze modlitwy, które zanosiliśmy do Stwórcy, Bóg wylał na nas swego Ducha. W życiu ludzi zachodziły wielkie zmiany. Odnosząc się do tych wszystkich świadectw pochodzących z pokoju modlitewnego, uczestnicy kampu mówili, że ten pokój jest jak szpital, że jest duchowym ośrodkiem terapeutycznym, w którym umierający powracają do pełni życia, a ponieważ dzieje się to w sferze duchowej, to możemy mówić o (religijnym) ożywieniu.

Mam na imię Martin. Moja modlitwa została wysłuchana.

[Źródło: answeed.tv/hopechannel.pl. Tłum. Piotr Lazar / glosnadziei.pl. Tytuł i lid pochodzą od redakcji ZC].