Dwie rodziny – dwie miłości (1)

799

Jak błędy wychowawcze domu rodzinnego wpływają na obraz samego siebie, a tym samym na decyzje podejmowane w wieku dorosłym?

Obraz samego siebie kształtowany jest stosunkiem rodziców do dziecka — im większy stopień akceptacji, tym obraz ten jest bardziej trwały i mniej podatny na zmiany otoczenia.

Miłość nierówno rozdawana

Przyjrzyjmy się pewnej rodzinie. Jakub i Ezaw są bliźniętami. Wzrastają w domu przepojonym dobrze pojętą religijnością. Praktyki rodziców wynikają ze szczerego oddania Bogu i dobrej znajomości Wszechmocnego, który jest dla nich osobą żywą, stale obecną i kochaną. Prowadzą życie w cieple Jego troskliwej opieki, ciesząc się szczególnymi obietnicami. Jeszcze przed narodzeniem dzieci Bóg powiadomił Rebekę, iż potomstwo jej zapoczątkuje historię dwóch wielkich rodów, przy czym młodszy z braci będzie generalnym sukcesorem linii ojcowskiej i „będzie miał przewagę nad drugim”1. W miarę rozwoju chłopców zaczęły się ujawniać odmienności charakterów: starszy — „Ezaw był mężem biegłym w myślistwie i żył na stepie. Jakub zaś był mężem spokojnym, mieszkającym w namiotach”2. Nic dziwnego, że pierwszy wzbudzał szczególną sympatię ojca. Dziarski, krzepki, typowy superman, stanowił chlubę i nadzieję starzejącego się Izaaka. Doskonale przystawał do typowego wizerunku przywódcy rodu, który umie radzić sobie w życiu. Tak więc Izaak darzy szczególnymi względami Ezawa, ponieważ ten spełnia jego oczekiwania: „Izaak miłował Ezawa, bo lubił dziczyznę, Rebeka natomiast kochała Jakuba”3. Chyba nie byłoby słusznie potępiać Izaaka i nadmiernie uwypuklać zależność jego miłości od spełniania ojcowskich nadziei. Mimo wszystko preferencje ojca w jakiejś mierze dawały o sobie znać i Jakub musiał je boleśnie odczuć. Najlepsze uśmiechy, najserdeczniejsze uściski, najczulsze słowa ojciec rezerwował dla brata. On, Jakub, otrzymywał tylko resztki z pańskiego stołu. Być może taka ocena wyda się przejaskrawiona i rzeczywistość nie była aż tak dramatyczna. Pamiętajmy jednak o zniekształceniu odbioru zdarzeń przez umysł dziecka. Co dorosłemu wyda się nieistotnym szczegółem, dla nastolatka może być powodem załamania lub buntu. Młodzież nie od dziś postrzega świat w ostrych, czarno-białych barwach, występując z pryncypialną, jednoznaczną krytyką osób i zjawisk. Dorośli skłonni są dostrzegać rozmaite odcienie i brać pod uwagę wiele rozmaitych okoliczności towarzyszących podejmowaniu decyzji. Nie pora tu rozstrzygać, czyj osąd jest słuszny. Jeśli nawet udowodnimy, że dziecko kieruje się skrajnym subiektywizmem, nie zmieni to rzeczywistości, gdyż ono po prostu nie potrafi spoglądać inaczej na świat. Jego subiektywizm nie jest podyktowany świadomym wyborem, lecz stanowi jedyny mechanizm oceny otaczającego je świata, jakim dysponuje.

Chyba każdy rodzic doświadczył bolesnego wykrzywienia własnej oceny. Kiedy nastolatek wykrzykuje zarzuty, jakoby nigdy nie był kochany, jakoby nigdy nie liczono się z jego zdaniem, jakoby nigdy nie pozwalano mu wychodzić z domu, odbieramy to jak akt agresji, na jaką nie zasłużyliśmy, bo przecież… Ze swej strony potrafimy wyliczyć szereg działań nieustannie podejmowanych w interesie dziecka. Rodzic nie żąda nieustannych pochwał, ale negowanie poświęcenia wyrządza mu przykrość. Brak dostrzegania wysiłków drażni do tego stopnia, iż czasem podejrzewa się młodego człowieka o rozmyślną stronniczość. Narasta napięcie, a wzajemne kontakty stają się bolesne. Oczekiwanie, iż młody człowiek ujrzy nareszcie faktyczny trud rodzicielski jest tyleż naturalne, co trudne do spełnienia. On myśli innymi kategoriami, a nauczenie się innego oglądu świata stanowi dla niego istotny problem. My z kolei przechodzimy obojętnie nad nieistotnymi — z naszego punktu widzenia — zdarzeniami, które dla nastolatka mają kolosalne znaczenie. Nierzadkim błędem rodziców jest zaniedbywanie kontaktu fizycznego, gestów wyrażających miłość. Przekonani o wystarczającej sile oddziaływania codziennej, żmudnej pracy zawodowej i domowej zapominamy o uśmiechach, uściskach, głaskaniach, pocałunkach, wspólnej zabawie itp. I jeśli nawet nie brakuje dość słów wyrażających miłość, to pozbawienie ich należytej oprawy czyni je mało przekonującymi. Sam przekaz słowny to zbyt nikły bodziec, by mógł zbudować pewność akceptacji dziecka przez rodziców. Wszak nawet Bóg nie ograniczył się li tylko do poinformowania człowieka o swej miłości, lecz okazał ją najpełniej, jak potrafił — posłaniem Zbawiciela na tułacze życie i haniebną śmierć.

Deficyt emocjonalny

Jakub wzrastał więc z jednej strony świadom sukcesji patriarszej, jaka zgodnie z Bożym postanowieniem miała mu przypaść po ojcu, a z drugiej — w obawie, iż Izaak pokrzyżuje plany Boże, czyniąc Ezawa swym sukcesorem, oraz w przeświadczeniu o swej gorszej pozycji w oczach ojca. Narastał — niczym odsetki niespłacanego na czas długu — deficyt emocjonalny i za chwilę zobaczymy, do czego miał on popchnąć młodego człowieka. Pewnym wyrównaniem owego deficytu była bezinteresowna miłość Rebeki. Kochała swoje dziecko, choć nie było tak przebojowe jak Ezaw, dla samego faktu, iż było jej dzieckiem. Sam fakt jego istnienia wystarczał w zupełności i wypełniał całkowicie potrzeby serca matki. To prawdziwy obraz, zbliżający do miłości Bożej — o ileż doskonalszej od ludzkiej, o ileż bardziej potrafiącej kochać każde z dzieci, niezależnie od ich ułomności. Człowiek obdarza swe potomstwo miłością z racji zrodzenia. Mały człowieczek pochodzący z matki i ojca stanowi ich trudną do określenia radość, dumę, unikalny konglomerat satysfakcji, spełnienia, jakich nie dostarcza żadna inna aktywność. Bóg jest w równej mierze Ojcem każdego człowieka, gdyż ma udział w naszym przyjściu na świat: „Wysławiam cię, za to, że cudownie mnie stworzyłeś”4 — napisze Dawid. Nie dość na tym. Z racji dokonanego przez Pana Jezusa zbawienia Bóg stał się autorem nowego życia, jakie każdy człowiek może z Nim rozpocząć. Jest więc podwójnym Ojcem i nigdy nie uzależnia swej miłości od stopnia naszego posłuszeństwa. Kocha nas bez względu na okoliczności. „Miłością wieczną umiłowałem cię”5 — oświadcza co dzień od nowa. I nie usiłujmy doszukać się racjonalnego uzasadnienia tego faktu — miłości nie sposób wytłumaczyć. W przeciwnym razie oznaczałoby to logiczne wyjaśnienie istoty Boga, gdyż „Bóg jest miłością”6.

Dwa zdarzenia w przemożny sposób rzuciły cień na dalszy los Jakuba: wykorzystanie chwili słabości Ezawa i namówienie go do zrzeczenia się praw pierworództwa oraz wyłudzenie od ojca szczególnego błogosławieństwa, przeznaczonego tylko dla następcy. Jakub wszedł w jego posiadanie, podszywając się pod brata i wykorzystując ślepotę Izaaka. Uczynił to, choć wiedział, że cała intryga wkrótce musi wyjść na jaw. Interesujące jest, dlaczego zdecydował się na czyn z góry skazany na niepowodzenie i potępienie. Krok ten zmusił go przecież do pośpiesznego opuszczenia domu rodzinnego w obawie przed zemstą Ezawa i przemienił zamożnego młodego człowieka w tułacza. Mało tego, już nigdy nie zobaczył matki — jedynej, która prawdziwie potrafiła go kochać. Co było prawdziwą przyczyną popychającą Jakuba do takich wyrzeczeń mimo wyraźnego Bożego zapewnienia gwarantującego mu pozycję pierworodnego?

Odpowiedź znajdujemy, czytając opis sceny udzielania przez Izaaka błogosławieństwa. Przebrany za Ezawa Jakub nareszcie doznaje przeżyć, jakich dotąd mógł jedynie pragnąć, a jakich nigdy nie otrzymywał. Oto ręce ojca z największą tkliwością spoczywają na jego głowie, najczulsze słowa kierowane są do niego. Oto nareszcie może bodaj przez chwilę poczuć się tak doceniony jak jego brat. Za tę chwilę gotów jest oddać całą przyszłość, byle tylko ogrzać się w cieple, które dotąd zarezerwowane było dla jego brata. Czy dzisiejsze historie niekochanych lub nie w pełni kochanych przebiegają mniej dramatycznie? Czy ekstrawaganckie lub wręcz sadystyczne zachowania nie stanowią przeraźliwego wołania odtrąconej duszy o odrobinę zainteresowania? To nie jest usprawiedliwianie postępującej brutalizacji życia ani wybielanie zwyrodniałych morderców nieodczuwających odrobiny skruchy. To próba wniknięcia w jedną z przyczyn bezmiaru nienormalności współczesnego świata.

Przypomina mi się pewna kamienica. Pewnego razu przejeżdżałem przez pewne miasteczko, gdy na bocznej ścianie dostrzegłem wymalowane sprayem hasło: „Zabić — to mało”. Do dziś zastanawiam się, jak bardzo musiała zostać odtrącona istota, która zdecydowała się uczynić tak przerażające wyznanie. Myślę też, jak rzadko uświadamiamy sobie wpływ naszych metod wychowawczych na sposób odbierania przez dziecko świata i siebie, a w następstwie — na jego decyzje życiowe. Jak dalece wywołana brakiem miłości postawa lękowa potrafi odwieść dorastającego człowieka od godziwego życia i to nawet wówczas, gdy mamy do czynienia z głęboko wierzącymi rodzicami.

Zapewnienie dzieciom miłości rodziców jest największą potrzebą jednych, jak i drugich oraz największym zadaniem tych ostatnich. W przeciwnym razie trudno jest mówić o jakiejkolwiek naprawie świata.

Jacek Matter

1 Rdz 25,23. 2 Rdz 25,27. 3 Rdz 25,28. 4 Ps 139,14. 5 Jr 31,3. 6 1 J 4,8.

[Tekst pochodzi z książki autora pt. Zalęknione dzieci Boga, Wydawnictwo Orion plus, Radom 2008. Śródtytuły pochodzą od redakcji].