Kozioł ofiarny

385

Gazety krzyczały nagłówkami: „Skandal w przemyśle miedziowym”, „Kto zdefraudował 500 mln?”, „Trzęsienie ziemi — znika 300 mln”. O niczym innym nie rozmawiano. Oburzeni ludzie pytali, jak to możliwe, że komuś udało się sprzeniewierzyć taką sumę.

Juan Pablo, młody i zdolny makler giełdowy, pośredniczył w transakcjach finansowych związanych z handlem miedzią, jaki jego kraj prowadził z całym światem. Przez lata jego bystrość umysłu i wyczucie w biznesie przynosiły państwowemu przedsiębiorstwu milionowe zyski. Uważano go za finansowego czarodzieja, a jego szefowie otaczali go niemal boską czcią. Ale pewnego dnia koniunktura nagle się załamała. Biznes, który wcześniej generował olbrzymie zyski, zaczął przynosić straty. Winą obarczono Juana Pabla. Ktoś musiał za to odpowiedzieć, więc to z niego zrobiono kozła ofiarnego.

Siedząc przy barze w paryskim hotelu, Juan Pablo patrzył, jak rozpada się zamek z marzeń, który budował przez lata. Wiedział, że jeśli wróci do ojczyzny, zostanie aresztowany. Był kluczową osobą w biznesie, ale miał słabą pozycję polityczną. Wiedział, że jego nazwisko zostało obrzucone błotem.

Mimo że Juan Pablo nie był człowiekiem religijnym, wyznawał wzniosłe zasady. Jako dziecko uważał się za katolika. Gdy dorósł, zapomniał o religii, ale nigdy nie porzucił zasad, które mu wpojono. Jedną z nich było przyjmowanie odpowiedzialności za swoje czyny. Wierzył, że największą klęską jest bitwa, której się uniknęło. Tak więc postanowił wrócić do kraju i stawić czoło czekającej go burzy.

Prasa przedstawiła go jako zręcznego oszusta, który zdefraudował miliony dolarów, a więc rodacy żywili do niego nienawiść i pogardę. Został skazany na 30 lat pozbawienia wolności. Stracił wszystko, co miał, i musiał żyć ze świadomością upokarzającej sytuacji, w jakiej znaleźli się jego bliscy. Człowiek, który zwiedził cały świat, przebywał w najlepszych hotelach i jadał w najdroższych restauracjach, teraz dzielił niewielką celę z pięcioma towarzyszami niedoli.

Czasami Bóg pozwala, byśmy sięgnęli dna, aby przypomnieć nam, że nie należymy sami do siebie, ale do Niego. Podczas długiego uwięzienia Juan Pablo uświadomił sobie, że oślepiające światło ludzkiej chwały, fascynacja władzą i ułuda bogactwa zajęły w jego życiu miejsce Boga. Teraz, cierpiący i upokorzony, nie miał się do kogo zwrócić, jak tylko do Stwórcy.

*  *  *

W więzieniu odwiedzali go różni szczerzy chrześcijanie. Starali się go przekonać, by przyłączył się do takiego czy innego wyznania. Juan Pablo czuł się tym zniesmaczony. Wydawało się mu, że traktują go jak jakieś trofeum, które każdy chce zdobyć.

Pewnego pochmurnego dnia w jego ponurym życiu odwiedził go prosty człowiek. Był to około pięćdziesięcioletni mężczyzna ubrany w czarne spodnie i białą koszulę. Wydawało się, że jakiś spokój bije od niego.

Ów człowiek przeszedł od razu do rzeczy.

— Chciałbym z tobą studiować Biblię — powiedział delikatnym głosem.

— Z jakiego jesteś Kościoła? — zapytał Juan Pablo, zdecydowany pozbyć się jak najszybciej kolejnego nieproszonego gościa.

— Nie chcę rozmawiać o Kościołach — odpowiedział gość. — Chcę ci opowiedzieć o Jezusie.

— Owszem, ale w końcu będziesz się starał przekonać mnie, żebym zapisał się do twojego Kościoła.

— Nie, chcę tylko studiować z tobą Pismo Święte.

— Po co? Co ci to da, że będziesz ze mną studiował Biblię, skoro nie chcesz, żebym się zapisał do twojego Kościoła?

— Wiem, kim jesteś i co wycierpiałeś, dlatego chciałbym ci pomóc. Być może teraz tego nie rozumiesz, ale jeśli będziesz studiował Słowo Boże, odkryjesz, że choć ludzie mogą cię wtrącić do więzienia, to nie są w stanie uwięzić twojego ducha.

— Hm… to brzmi ciekawie. Jak masz na imię?

— Fernando.

W ten sposób Juan Pablo zaczął czytać Pismo Święte. Przystąpił do tego studium z otwartym i racjonalnym umysłem, bez uprzedzeń. Był uważnym uczniem. Fernando odwiedzał go raz w tygodniu. Wkrótce Juan Pablo zrozumiał sens ewangelii. Od upadku naszych prarodziców wszyscy ludzie rodzą się ze skłonnością do odseparowywania się od Boga. Chcą żyć po swojemu, niezależnie. Pragną dbać wyłącznie o siebie. Są z natury skłonni do zła. Aby się zmienić, potrzebują mocy większej niż ludzka. Potrzebują Boga. Tak więc ludzie doświadczają pełni życia jedynie wtedy, gdy — zmęczeni cierpieniem i zmaganiami — zwracają się ku Bogu.

Kilka miesięcy po rozpoczęciu studiowania Biblii Juan Pablo powierzył swój los Jezusowi i doświadczył zupełnej duchowej przemiany.

*  *  *

Jakiś czas później, gdy Fernando przybył do niego z wizytą, Juan Pablo zaczął go zasypywać pytaniami.

— Nie mogę znaleźć w Piśmie Świętym ani jednego wersetu, który stwierdzałby, że Bóg zamienił dzień odpoczynku z soboty na niedzielę. Kto dokonał tej zmiany? Dlaczego chrześcijanie nie świętują soboty? — dopytywał się zaintrygowany.

Fernando popatrzył na niego troskliwie i powiedział:

— To długa historia. Pan zawarł przymierze ze swoim ludem. Izraelici mieli otrzymywać Jego błogosławieństwo tak długo, jak byli posłuszni Jego przykazaniom. Jego starotestamentowy lud zawiódł, ale On się nie zmienił.

— Tak, rozumiem. Ale kiedy chrześcijanie zaczęli święcić niedzielę jako dzień odpoczynku i nabożeństwa?

— W Starym Testamencie Bóg ostrzegał swój lud przed oddawaniem czci „innym bogom, (…) słońcu albo księżycowi, albo całemu zastępowi niebieskiemu”1. Nazwa pierwszego dnia tygodnia w wielu językach pochodzi właśnie od słońca, jako że dzień ten był w wielu pogańskich religiach uważany za dzień poświęcony słońcu, które było czczone jako bóstwo.

— Rzeczywiście, to ma sens. Angielskie słowo sunday znaczy właśnie dzień słońca. Ale czy to nie apostołowie zamienili świętowanie soboty na świętowanie niedzieli?

— Nie. Czytamy, że apostoł Paweł „w każdy sabat rozprawiał w synagodze i starał się przekonać zarówno Żydów, jak i Greków”2. To było 23 lata po zmartwychwstaniu Chrystusa. Jest oczywiste, że w czasach apostołów pierwszy dzień tygodnia nie zajął miejsca soboty. Ta zmiana nie została zatwierdzona przez Słowo Boże.

— Więc kto dokonał tej zmiany?

— Prorok Daniel zapowiedział pojawienie się instytucji, która dokona tej zmiany3. Przedstawił pojawienie się religijnej potęgi, która będzie usiłowała zmienić prawo Boże, a zwłaszcza przykazanie odnoszące się do czasu — przykazanie sobotnie. Obecnie ta moc religijna otwarcie przyznaje się do dokonania takiej zmiany. Twierdzi, że przeniosła dzień nabożeństwa i odpoczynku z soboty na niedzielę. Jednak Pismo Święte nigdzie nie mówi, że Bóg zatwierdził tę zmianę. To ludziom wydaje się, że mieli do tego prawo.

— Więc jak to możliwe, że doszło do takiej zmiany? — zapytał zdumiony i zaintrygowany Juan Pablo.

— Pierwsi chrześcijanie wiernie zachowywali siódmy dzień tygodnia, sobotę, jeszcze długo po zmartwychwstaniu Chrystusa. Potem Żydzi zaczęli wzniecać bunty przeciwko Rzymianom i rzymskie legiony tłumiły te powstania. Aby uniknąć prześladowań, Żydzi rozpierzchli się po całym imperium. Rzymskie władze identyfikowały buntowniczych Żydów po ich praktyce świętowania siódmego dnia tygodnia, soboty (szabatu). Myliły przy tym chrześcijan, także świętujących sobotę, z prześladowanymi Żydami. Sykstus, biskup Rzymu, zaczął wprowadzać zmiany, zalecając chrześcijanom obchodzenie Wielkanocy w niedzielę, zamiast w święto Paschy, która przypadała na różne dni tygodnia. Czyniąc tak, mieli uniknąć posądzenia o to, że są Żydami.

— I to był powód? — zapytał zdziwiony Juan Pablo.

— Nie tylko. To był dopiero początek — odpowiedział Fernando. — W tamtym czasie Rzymianie uważali niedzielę za dzień świąteczny obchodzony na cześć słońca. Tak więc wyznawcy rzymskich religii, którzy nawracali się na chrześcijaństwo, ale niezupełnie przyswajali biblijne zasady wiary, woleli oddawać cześć Bogu w ten sam dzień, w którym wcześniej czcili słońce — w niedzielę. Około 155 roku n.e. Justyn Męczennik napisał: „W dniu zaś, zwanym Dniem Słońca, odbywa się zebranie w jednym miejscu wszystkich razem, i z miast, i ze wsi”. Kolejny istotny krok został uczyniony w 200 roku n.e. Wiktor, biskup rzymski, starał się zachęcić do świętowania dnia zmartwychwstania tych, którzy nadal odmawiali czczenia niedzieli. Posłużył się świętowaniem niedzieli, by zdobyć władzę nad Kościołem chrześcijańskim.

— Czy to wtedy upowszechniło się świętowanie niedzieli przez chrześcijan?

— Nie, nie wtedy. Jeszcze w 450 roku n.e. Sokrates, zdolny historyk Kościoła, napisał: „Tak samo jest z nabożeństwami. Bo podczas gdy we wszystkich Kościołach na obszarze całej ziemi w sobotę każdego tygodnia odprawia się tajemnicę mszy świętej, duchowni w Aleksandrii i w Rzymie na podstawie jakiejś starodawnej tradycji uchylili się od tego” .

— Przypuszczam, że ta stara tradycja to znaczenie, jakie Sykstus i Wiktor nadali niedzieli — wtrącił Juan Pablo.

— Właśnie — powiedział Fernando. — Cesarz Konstantyn także znacząco przyczynił się do tej zmiany. Gdy nawrócił się na chrześcijaństwo, nakazał świętowanie niedzieli, gdyż przedtem był czcicielem słońca. Pierwsze prawa nakazujące świętowanie niedzieli zostały uchwalone właśnie za panowania Konstantyna w 321 roku n.e., a Kościół chrześcijański pod kierunkiem biskupa Rzymu przeniósł świętość soboty na niedzielę podczas synodu w Laodycei pod koniec IV wieku n.e.

— Ale dlaczego protestanci święcą niedzielę?

— Tego nie potrafię do końca wyjaśnić. Sam tego nie rozumiem. Katolik ks. Segur napisał: „Świętowanie niedzieli przez protestantów jest hołdem, który wbrew sobie oddają władzy Kościoła [katolickiego]”.

— Czy to znaczy, że Kościół rzymski otwarcie bierze odpowiedzialność za zmianę dnia odpoczynku?

— Owszem. Katoliccy autorzy przyznają to w licznych publikacjach. Na przykład w „Catholic Mirror” kardynał Gibbon napisał: „Kościół katolicki przez ponad tysiąc lat przed powstaniem protestantyzmu na mocy swojej boskiej misji zmienił dzień odpoczynku z soboty na niedzielę”. Napisał też: „Możecie przeczytać Biblię od Księgi Rodzaju do Apokalipsy Jana, a nie znajdziecie ani jednego wersetu uzasadniającego świętowanie niedzieli”.

Juan Pablo zamyślił się na chwilę, a potem zapytał:

— Czy człowiek może być zupełnie szczery, a jednocześnie zupełnie zwiedziony?

— Owszem, to możliwe. Ale Jezus powiedział: „Gdybyście byli ślepi, nie mielibyście grzechu, a że teraz mówicie: Widzimy, przeto pozostajecie w grzechu”4. Zbawiciel mówi, że nikt nie będzie sądzony za to, że został zwiedziony, ale świadome odrzucenie prawdy pociąga za sobą potępienie. Pan pragnie, by ludzie podążali za prawdą, gdy zostaje im ona ukazana. W przeciwnym razie, odrzucając prawdę, odrzucają także Boga.

— Ale ludziom, którzy wierzyli w coś przez całe życie, trudno jest zmienić poglądy — zaprotestował Juan Pablo.

— Chyba tak — przyznał Fernando. — Ale posłuchaj, co napisał Jakub: „Kto więc umie dobrze czynić, a nie czyni, dopuszcza się grzechu”5. Jeśli wiesz, co jest właściwe, nie masz innego wyjścia, jak okazać posłuszeństwo.

— Ale czy Bóg nie bierze pod uwagę szczerości człowieka, nawet jeśli człowiek błądzi?

— Chrystus najlepiej odpowiedział na to pytanie: „Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie. (…) uchylacie przykazanie Boże, aby naukę swoją zachować”6.

Juan Pablo był wstrząśnięty. Słowo Boże mówiło wyraźnie, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości. Wtedy przypomniał mu się werset, który przeczytał kiedyś: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”7.

*  *  *

Kilka miesięcy po tej rozmowie na temat soboty Juan Pablo podjął decyzję przyjęcia chrztu. Gdy zanurzył się w wodzie i wynurzył się z niej, poczuł, że jego dawne życie odeszło w przeszłość na zawsze, a on stał się nowym człowiekiem, powołanym do nowego życia.

Wkrótce wydarzyło się coś, co zdecydowanie potwierdziło, iż zaczął on nowe życie. Próba wiary zaczęła się, gdy zdiagnozowano u niego raka, a po szczegółowych badaniach lekarze dali mu nie więcej niż trzy lata życia. Juan Pablo, klęcząc na podłodze swojej celi, wołał jak Jonasz z wnętrza wielkiej ryby: Panie, potrzebuję Cię bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wiem, że mi przebaczyłeś, a moje dawne życie jest już za mną, bo jestem nowym stworzeniem. Nie potrzebuję dowodu na to. Ale chciałbym doświadczyć prawdziwości Twojej mocy w mojej fizycznej chorobie. Dotknij mnie, mojego ciała, i zabierz ode mnie tę chorobę.

Dwa miesiące później wyniki kolejnych badań zaskoczyły wszystkich, prócz Juana Pabla. Był zupełnie zdrowy.

Minęły lata. Prasa znowu zaatakowała Juana Pabla. Tym razem dziennikarze twierdzili, że jego nawrócenie miało na celu jedynie skłonienie ludzi, by zapomnieli o milionach dolarów w jego kieszeni. Wtedy to znany dziennikarz przeprowadził z nim wywiad, który został wyemitowany w czasie największej oglądalności w ogólnokrajowym kanale telewizyjnym. Dziennikarz powiedział:

— Twierdzi się, że tylko udaje pan świętego i że ma pan na tajnych kontach pieniądze, które pan zdefraudował. Niektórzy mówią, że został pan chrześcijaninem tylko na pokaz, by przybrać pozory skruchy. Czy to prawda?

Kamery skupiły się na dłoniach i twarzy Juana Pabla, by widzowie mogli zobaczyć jakiś odruch, który zdradzi jego napięcie. Jednak on uśmiechał się — nie sarkastycznie, ale w sposób świadczący o wewnętrznym spokoju — a jego oczy wyrażały całkowite opanowanie. Po chwili zastanowienia odpowiedział:

— Nie potrafię zmienić sposobu, w jaki ludzie o mnie myślą. Wiem tylko tyle, że Jezus mnie odnalazł i zmienił moje życie. Z materialnego punktu widzenia straciłem wszystko. Jednak zyskałem coś bezcennego — wspaniałą miłość Chrystusa.

*  *  *

Było piątkowe popołudnie. Za trzy godziny miałem przemawiać w uniwersyteckim audytorium, a następnego dnia miałem wyjechać do Brazylii. Jednak nie zapomniałem tego, co czułem, gdy po raz pierwszy usłyszałem tę historię.

Drzwi więzienia otworzyły się. Wprowadzono mnie do środka, do gabinetu naczelnika zakładu karnego.

— Proszę zaczekać — powiedział mi dowódca straży więziennej.

Czekałem. Po kilku minutach wszedł on.

Nikt, kto zobaczyłby go w tamtej chwili, nie przypuszczałby, że ten człowiek żył kiedyś w zbytku. Nikt nie uwierzyłby, że to był czarodziej giełdy, który jednego dnia był w Nowym Jorku, a następnego w Tokio, obracając milionami dolarów.

Człowiek, który stanął przede mną tego popołudnia, miał na twarzy pokój, który jest wynikiem poznania Jezusa. Wyglądał jak ktoś, kto przeszedł ucisk i cierpienie, ale odnalazł pogodę ducha. Świadczyły o tym jego łagodny głos i nieśmiały uśmiech.

Tak. Ten człowiek był głownią wyrwaną z ognia dzięki cudownej łasce Chrystusa. To był Juan Pablo.

Alejandro Bullon

1 Pwt 17,3. 2 Dz 18,4. 3 Zob. Dn 7,25. 4 J 9,41. 5 Jk 4,17. 6 Mk 7,7-9. 7 Dz 5,29. 

[Artykuł jest skrótem rozdziału z książki autora pt. Życie ma sens, Wydawnictwo „Znaki Czasu”, Warszawa 2015].