Seks, granice i bezradne Kościoły

1749

Złączenie mężczyzny i kobiety w prawdziwą jedność, w prawdziwego człowieka, odbywa się w akcie seksualnym. I nie chodzi o byle jaki akt seksualny w dyskotekowej toalecie czy w biurowej kserokopiarni. Chodzi o psychiczne i fizyczne zjednoczenie dwojga osób, które wobec Boga zadeklarowały być z sobą na zawsze, na dobre i na złe.

Małżeństwo to znacznie więcej niż urzędowy papierek legalizujący seksualne używanie innej osoby. „I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich”1. Z samego aktu stworzenia wynika, że dopiero razem mężczyzna i kobieta stają się w pełni człowiekiem. Rozdzieleni nim nie są. Są człowiekiem „niepełnym” i niespełnionym. W małżeństwie mogą zrealizować jedność, której wyrazem staje się seksualne przeżycie. „Tych dwoje będzie jednym ciałem”2.

Czy seks podlega biblijnym ograniczeniom?

Czy akt seksualny między małżonkami ma służyć tylko prokreacji? Czy zakazane jest czerpanie z niego przyjemności? A może zakazane jest czerpanie stuprocentowej przyjemności? Może jest jakaś granica przyjemności, na którą można sobie pozwolić, a za którą czyha grzech?

Nie. Akt zjednoczenia małżonków jest święty. Chrystus podkreślał nierozerwalność małżeństwa, potępiał porzucenie, zdradzenie osoby, która kocha. W ten sposób nie obniżał wartości małżeństwa. Wskazywał na jego świętość. Żądał poważnego traktowania uczuć. Przyjąłeś cudze serce? Jest to dar najświętszy ze świętych. Jeśli ci się znudził, to nie szanujesz ani ludzi, ani Boga, ani przede wszystkim samego siebie.

Apostoł Paweł pisał do Koryntian, że ciało żony nie należy już do niej, lecz staje się własnością męża3. Ciało męża nie stanowi już jego własności, lecz staje się własnością żony. Co to oznacza? Czyż nie jest to wezwanie do fizycznego, ufnego i bezgranicznego oddania się sobie nawzajem? Tak. Ale Paweł na tym nie poprzestaje. W jego przepojonych miłością listach dostrzegamy, że miłość małżonków jest miłością szczególną. Miłość jest święta, ale miłość małżonków jest najświętsza. Apostoł porównał ją nawet do miłości Chrystusa łączącej Go z Jego Kościołem4.

Nie da się na podstawie lektury Biblii wykazać, że seks jest zły albo że ma być ograniczany, hamowany, poddawany restrykcjom, że należy dozować małżonkom przyjemność czy frustrować ich w jakikolwiek inny sposób. Wręcz przeciwnie. Biblia nawołuje do seksu pełnego pod każdym względem — i psychicznym, i fizycznym; traktuje go jako świętość godną porównania z miłością Chrystusa.

Czy więc Biblia nakłada na seks jakiekolwiek ograniczenia? Nie. Poza jednym: aby go uprawiać w małżeństwie. Nie zdradzać, nie krzywdzić, nie poniżać osoby ukochanej, nie poniżać siebie. Świętości nie szarga się w dyskotekowych toaletach. Czy Bóg, dając nam dar małżeństwa, dar małżeńskiego seksu, nakazując wierność, chciał dla nas źle?

Dlaczego od wieków traktujemy Boży dar jak kajdany? Platon, Campanella i inni budowali swoje utopie na wizji człowieka wyzwolonego od seksu w wymiarze Bożym, wolnego od rodziny, wolnego od miłości. Z kolei w Manifeście komunistycznym Marks i Engels obiecywali, że w komunizmie żony będą stanowiły wspólną własność. Chrześcijaństwo uparcie powtarzało swoje, a owi „wyzwoliciele” swoje. Niestety, skutecznie.

Świat kocha ułudę

Jakie są efekty starcia między chroniącym człowieka Bożym prawem a wyzwalającym się od miłości światem?

Nie zamierzam krytykować pornografii, prostytucji, swingingu czy innych perwersji. Seks to najsilniejszy żywioł w człowieku. To potężne emocje. Zawsze istniała jakaś kloaka, do której ich nadmiar spływał. Zamiast na pornografię i inne zboczenia popatrzmy na codzienne życie.

Reklama coca-coli. Pensjonariusz domu starców oświadcza, że jeszcze nigdy nie pił tego napoju. A kiedy go wypija, zdaje sobie sprawę, że nie spróbował w życiu tylu innych ważnych rzeczy — np. nie spał z dwiema kobietami naraz! Przegapił coś ważnego. Wybiega więc na ulicę. Już wiemy, że nadrobi stracony czas.

Reklama zupek błyskawicznych. Dwóch obleśnych typów dyskutuje o próbowaniu jakichś „ich” — raz łagodnie, raz na ostro. Widz ogląda tę reklamę sto pięćdziesiąty raz i wie, że te „one” to zupki, ale widzi także przymrużone oko reklamodawcy. Panowie nie dyskutują o zupkach, ewidentnie dyskutują o koleżankach z pracy. Podczas tej dyskusji na planie pojawia się ubrana w żakiet kobieta. Wymiana spojrzeń całej trójki nie pozostawia wątpliwości, do czego służy w pracy koleżanka… Autorom reklamy w żadnym stopniu nie chodzi o promowanie seksualnej rozwiązłości. Chodzi im o promowanie błyskawicznych zupek. A to, że koleżanka z pracy służy do tego, by „raz łagodnie, raz na ostro”, to tylko fakt, który zaobserwowali i wykorzystali w reklamie.

Ten świat taki jest. „Wyzwoliciele” wygrali.

Na marginesie trzeba zaznaczyć, że zarówno autorom reklam, jak i korporacjom, na rzecz których pracują, nie zależy na rozbijaniu rodzin, niszczeniu związków. Chodzi wyłącznie o wypromowanie marki, sprzedaż produktu. Tak samo to nie korporacje są odpowiedzialne za powstanie kultury singli. Dla korporacji single to tylko jeden z wielu rynków, nic więcej. Korporacje na tym zyskują. Ale czy są winne? To nie do nich należy poprawianie świata.

A do kogo?

Jak się czują wyzwoleni ludzie?

Ludzie wyzwoleni z „kajdan” wierności i lojalności mogą się wiązać w dowolne, dowolnie przelotne związki i miniromanse. Porzucać bez patrzenia wstecz. Seks nie jest świętością jak dla Chrystusa i apostoła Pawła. Stał się czynnością fizjologiczną. Można nawet zapomnieć zapytać o imię partnera. Zwyczajem stały się firmowe wyjazdy integracyjne, delegacje służbowe z noclegami, na które wysyła się przypadkowo dobrane pary, nie zwracając uwagi na to, czy komukolwiek sprawi to cierpienie. Chodzi przecież o integrację drużyny — jeśli da się ją uzyskać „w pełni”, to bardzo dobrze. A potem będzie następny wyjazd integracyjny, następna delegacja… Będą się integrować nowi pracownicy, a potem następni…

Tak… W tym czasie ktoś zostaje w domu. Ale przecież jest wolnym człowiekiem. Nie ma prawa się skarżyć. Może wybrać. Gryźć palce z bólu albo samemu pojechać w delegację. I uśmiechać się. Przede wszystkim uśmiechać. W tym świecie uśmiech jest najważniejszy. Ludzie wyglądający na zmartwionych nie mają szans.

Wolność została osiągnięta.

Można by długo opisywać stan ludzi, którzy osiągnęli „wolność”. Wystarczy zajrzeć do portali dla singli albo uprawiać przez kilka tygodni clubbing w Warszawie czy Krakowie. Zobaczymy ludzi frustrujących się własną korporacyjną karierą, dla której poświęcili całe życie, w tym życie emocjonalne, a ścieżki kariery, po których błądzą, są bardziej pogmatwane, niż im obiecano. Dla wydeptywania tych ścieżek zostali singlami. Boją się bliskości. Każde przełamywanie bariery bliskości jest powtarzaniem tych samych stereotypów. Wiadomo, co się stanie, wiadomo, jak się skończy, wiadomo, kto kiedy wypowie który ze schematycznych zwrotów. Wszyscy są tacy sami. Nic nie ma sensu. Single wiedzą, dlaczego im się nie udaje. To ciągle nie ten, to ciągle nie ta. Przecież zasługują na księcia czy księżniczkę z bajki! Kiedyś się doczekają. Kiedyś strzeli w nich piorun miłości i życie nabierze sensu. Kiedyś… A teraz zmieńmy klub, bo w tym robi się drętwo.

Czy ci ludzie przegrali z chrześcijanami? Nie. Wygląda na smutny remis. Bo ci, którzy zaufali Kościołom i zachowali wierność, zazdroszczą tamtym liczby podbojów, życia „ciekawego”. Zazdroszczą, mimo że dostali od Boga to, co najlepsze — zaproszeni na luksusowy obiad do najlepszej restauracji z zazdrością patrzą na tych, którzy jedzą kaszankę z gazety położonej na podłodze. Są sfrustrowani z innych przyczyn niż single, ale bez względu na przyczynę frustracja boli tak samo.

Kościoły w oblężonej twierdzy

Co na to Kościoły chrześcijańskie? Nic. Nadal powtarzają te same prawdy, że seks należy uprawiać w małżeństwie. Tylko zamiast krzyczeć, że jest to seks święty, seks dający najwyższą rozkosz, seks, z którego rezygnacja jest najzwyklejszym frajerstwem, mówią coraz ciszej, wycofują się, praktycznie prawie milczą.

Dla młodego człowieka, który przeżywa burzę hormonalną, zakaz seksu przedmałżeńskiego brzmi jak dęty frazes. Nikt mu nie tłumaczy, że czeka na największą nagrodę, a to, co najlepsze, nie przychodzi łatwo. I po prostu trzeba poczekać.

Funkcjonariusze Kościołów boją się rozmów o seksie. Także z małżeństwami i osobami samotnymi. Seks to zawsze emocje, a kontakt z emocjami jest męczący, kłopotliwy i zmusza do podejmowania ryzykownych decyzji. Lepiej sprawę zbyć. Namiętności i tak kiedyś wybuchną, ale może przy kimś innym. Kto inny będzie miał problem.

Seks, miłość to niewyobrażalny żywioł. Może równie żywiołowo budować, co niszczyć. I ostatecznie wobec tego żywiołu stają ludzie albo całkiem samotni, albo samotni we dwoje. I nie otrzymują pomocy. Kościoły przyjmują politykę „oblężonej twierdzy”: nie będziemy się angażować w rozwiązywanie waszych problemów seksualnych, bo to nas krok po kroku może zaprowadzić do dewiacji, deprawacji, perwersji.

 Chrystus nie wahał się rozmawiać w szynkach, lokalach, które dziś nazwalibyśmy tanimi pijalniami. Nie wahał się rozmawiać z prostytutkami, złodziejami, łapówkarzami. Dlaczego więc tak trudno ludziom, którzy nieustannie powołują się na Chrystusa, otwarcie porozmawiać z cierpiącymi współbraćmi, a tak łatwo ich obmówić, tak łatwo ich potępić? Dlaczego seks, miłość, więź były dla Chrystusa i Jego apostołów najświętszą formą ludzkiej relacji, a stały się wstydliwe dla Jego współczesnych uczniów?

Młodym ludziom należy, nie okazując lekceważenia ani zniecierpliwienia, wyjaśniać, na co czekają, a małżeństwa ośmielać, aby w pełni korzystały z Bożego daru. Bez wstydu, bez zahamowań. Bóg nie ofiarowałby nam nic, co jest złe lub wstydliwe. Czas zacząć rozmawiać i o roli duszpasterzy, i o otwartości w relacjach między chrześcijanami, zwłaszcza że świat, który nas otacza, uparcie plecie o wszystkim; nieustannie przegrywa, a plecie.

Nikodem Berger

1 Rdz 1,27. 2 Ef 5,31. 3 1 Kor 7. 4 Ef 5,32.