Łzy Króla

1987

Wjeżdżając do Jerozolimy, gdzie za chwilę miał być zabity, Jezus płakał. Ale nie nad swoim losem, lecz losem Jerozolimy, która Go odrzuciła, czego skutkiem miało być jej zniszczenie. To obraz w mikroskali losów świata.

Był pierwszy dzień tygodnia, kiedy Jezus dokonał swego triumfalnego wjazdu do stolicy Izraela1. Tłumy gromadzące się w Betanii, aby Go ujrzeć, teraz podążały za Nim, chcąc zobaczyć, jak zostanie przyjęty. Wielu ludzi udawało się do miasta na święto Paschy i oni również przyłączyli się do towarzyszącego Jezusowi tłumu. Nowe życie i nowa radość ożywiały ludzi. Znów wytrysnęła nadzieja na nowe królestwo.

Hosanna na wysokościach

Zamierzając wjechać do Jerozolimy, Jezus posłał dwóch uczniów, aby przyprowadzili Mu oślicę i jej źrebię. Zwierzęciem, którego dosiadał, posługiwali się władcy Izraela, a prorocy przepowiedzieli, że Mesjasz tak właśnie przybędzie do swego królestwa. Zaledwie wsiadł na źrebaka, rozległy się w powietrzu donośne, triumfalne okrzyki. Tłumy witały Go jako Mesjasza, jako swego Króla. Tym razem Jezus przyjmował hołdy, do których nigdy wcześniej nie dopuszczał; uczniowie uznali więc, że ich radosne nadzieje spełnią się, a Jezus zostanie osadzony na tronie. Tłumy były przekonane, że nadchodzi moment wyzwolenia. Ludzie prześcigali się w składaniu Mu hołdów, ścielili Mu drogę swymi ubraniami, gałązkami oliwek i palm.

W miarę postępowania pochodu tłum zwiększał się o tych wszystkich, którzy słyszeli o przyjściu Jezusa i pragnęli się przyłączyć. Teraz do pochodu dołączyły rzesze z Jerozolimy. Spośród tłumów zebranych z okazji Paschy tysiące wyszły powitać Jezusa. Pozdrawiali Go, powiewając gałęziami palmowymi i śpiewając pobożne pieśni. Kapłani w świątyni zatrąbili na wieczorne nabożeństwo, lecz nie znalazło się wielu chętnych, więc z niepokojem mówili w swym gronie: „Oto cały świat poszedł za nim”.

Nigdy dotąd podczas swego ziemskiego życia Jezus nie zezwalał na takie demonstracje. Wyraźnie widział ich wynik — prowadziły one jedynie na krzyż. Lecz tym razem zamierzał publicznie przedstawić się jako Odkupiciel. Pragnął zwrócić uwagę na ofiarę, która miała ukoronować Jego misję wobec upadłego świata. Stało się konieczne, aby Jego Kościół w ciągu wszystkich przyszłych wieków uczynił Jego śmierć za grzechy przedmiotem głębokich rozmyślań i studiów. Dlatego oczy wszystkich ludzi musiały być skierowane na Niego.

Coraz więcej ludzi przyłączało się do pochodu i poza nielicznymi wyjątkami wszyscy, którzy się dołączyli, poddali się atmosferze chwili i pomagali narastać okrzykom: „Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim. Hosanna na wysokościach!”.

Pochód jeńców

Nigdy dotąd świat nie oglądał tak triumfalnego pochodu. Nie przypominał on pochodów wielkich zwycięzców tego świata. Nie było tu skazanych na zagładę jeńców, lecz dokoła Zbawiciela znajdowały się chwalebne trofea Jego dzieła miłości. Byli to jeńcy wyrwani spod władzy szatana, chwalący Boga za swe wybawienie. Niewidomi, którym Jezus przywrócił wzrok, wskazywali pochodowi drogę. Niemy, którego język Chrystus rozwiązał, najgłośniej wołał „hosanna”. Uzdrowieni przez Niego ułomni poruszali się szybko i radośnie, wykazując najwięcej energii przy zrywaniu palmowych gałęzi i powiewaniu nimi. Wdowy i sieroty chwaliły imię Jezusa za Jego dzieła łaski dla nich. Oczyszczeni trędowaci słali przed Nim swe niezbrukane ubrania i sławili Go jako Króla chwały. Ci, których Jego głos zbudził ze śmiertelnego snu, również znajdowali się w tłumie. Łazarz, którego ciało dotknął rozkład w grobie, a który teraz cieszył się siłą wspaniałej męskości, prowadził niosącego Zbawiciela osła.

Wielu faryzeuszy przyglądało się tej scenie i pałając zawiścią i złością, usiłowało powstrzymać przejawy uczuć ludu. Obawiali się, że silny swą liczebnością tłum ogłosi Jezusa królem. Chwytając się ostatniej deski ratunku, przecisnęli się do Zbawiciela, zwracając się do Niego ze słowami groźby i wymówki: „Nauczycielu, zgrom uczniów swoich”. Lecz odpowiedź Jezusa zmusiła ich do milczenia: „Powiadam wam, że jeśli ci będą milczeć, kamienie krzyczeć będą”. Ten akt triumfu był zarządzeniem samego Boga. Został przepowiedziany przez proroka, a odwrócenie Bożych zamierzeń nie leżało w ludzkiej mocy.

Kamień na kamieniu

Gdy pochód osiągnął szczyt wzgórza i miał schodzić ku miastu, Jezus zatrzymał się, a wraz z Nim cały tłum. Przed Nim leżała Jerozolima w całej swej chwale, skąpana w promieniach zachodzącego słońca. Świątynia przyćmiewała wszystko inne swoją majestatyczną wielkością. Gdy zachodzące słońce barwiło i złociło niebo, jego olśniewająca chwała rozjaśniała czysty, biały marmur świątynnych ścian i lśniła w zdobionych złotem kolumnach. Jezus patrzył na roztaczający się widok, a tłum zamilkł i stał urzeczony pięknym obrazem. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę Zbawiciela, szukając na Jego obliczu wyrazu odczuwanej powszechnie radości. Lecz zamiast niej ludzie dostrzegli smutek. Byli więc zdziwieni i rozczarowani, widząc, jak Jego oczy napełniły się łzami, a ciało drżało. Z Jego drżących ust wydobywało się łkanie. Wśród radosnej uroczystości, gdy wszyscy składali Mu hołd, Król Izraela pogrążył się we łzach; nie w cichych łzach radości, lecz w łzach i jękach niemożliwej do zniesienia udręki. Na tłum padł cień smutku. Jego aplauz uciszył się. Wielu płakało ze współczucia nad smutkiem, którego nie mogli zrozumieć.

Łzy Jezusa nie miały związku ze zbliżającym się cierpieniem. Przed nim znajdowało się Getsemane, gdzie wkrótce miała okryć Go groza wielkiej ciemności. Widoczna była również Owcza Brama, przez którą od wieków prowadzono zwierzęta przeznaczone na ofiarę. Brama ta miała niedługo otworzyć się przed Nim, wielkim Prawzorem ofiary, która złożona za grzechy świata symbolizowana była przez wszystkie dotychczas składane ofiary. Niedaleko leżała Golgota, miejsce nadchodzącej męki. Jednak nie był to smutek z powodu własnego losu, a myśl o własnym zgonie nie przerażała tej szlachetnej, pełnej poświęcenia duszy. To widok Jerozolimy przeszywał bólem serce Jezusa — miasta, które odrzuciło Syna Bożego i wzgardziło Jego miłością.

Jezus podniósł rękę, która tyle razy błogosławiła chorych i cierpiących, a wskazując nią w kierunku skazanego na zagładę miasta, łamiącym się z bólu głosem, zawołał: „Gdybyś i ty poznało w tym dniu, co służy ku pokojowi”. Jezus wiedział, że mógł uleczyć miasto z jego groźnej choroby, uwolnić je z niewoli i ustanowić potężną metropolią. Z jego murów gołąb pokoju wylatywałby do wszystkich krajów. Stałoby się dla świata diademem chwały.

Wspaniały obraz tego, czym mogłaby stać się Jerozolima, przybladł nagle w oczach Zbawiciela. Zobaczył, co przedstawia sobą pod jarzmem Rzymu, i powtórzył swą skargę: „Lecz to teraz zakryte jest przed oczyma twymi. Gdyż przyjdą na ciebie dni, że twoi nieprzyjaciele usypią wał wokół ciebie i otoczą, i ścisną cię zewsząd. I zrównają cię z ziemią i dzieci twoje w murach twoich wytępią, i nie pozostawią z ciebie kamienia na kamieniu, dlatego żeś nie poznało czasu nawiedzenia swego”.

Chrystus przyszedł, aby zbawić Jerozolimę i jej dzieci, lecz pycha, obłuda, zawiść i przewrotność faryzeuszy stanęły na drodze do urzeczywistnienia tego celu. Widział Jerozolimę otoczoną przez wojska, pokonanych mieszkańców prowadzonych na wygłodzenie i śmierć, matki zjadające martwe ciała własnych dzieci, rodziców i dzieci wyrywających sobie ostatnie kęsy pożywienia. Chrystus widział przed sobą Golgotę, na której miał zawisnąć na krzyżu, tak gęsto pokrytą krzyżami jak drzewami leśnymi. Widział mieszkańców Jerozolimy torturowanych i ukrzyżowanych, piękne pałace zniszczone, świątynię leżącą w gruzach, tak że nie pozostał z niej kamień na kamieniu, i całe miasto wyglądające jak zaorane pole. Ta straszna wizja wycisnęła z Jego oczu łzy.

Zapowiedź ostateczna

Triumfalny wjazd Chrystusa do Jerozolimy był pewną zapowiedzią Jego powtórnego przyjścia na obłokach niebieskich w mocy i chwale wśród triumfujących aniołów i radujących się świętych. W proroczym widzeniu Zachariasz wskazał ten dzień ostatecznego triumfu; widział również potępienie tych, którzy podczas pierwszego przyjścia Chrystusa odrzucili Go: „Wtedy spojrzą na mnie, na tego, którego przebodli, i będą go opłakiwać, jak opłakuje się jedynaka, i będą gorzko biadać nad nim, jak gorzko biadają nad pierworodnym”2. Chrystus przewidział te wypadki, gdy patrzył na miasto i płakał nad nim. W zniszczeniu Jerozolimy dostrzegał symbol ostatecznego zniszczenia narodu, który winien był krwi Syna Bożego.

W ciągu ponad tysiąca lat naród żydowski nadużywał miłosierdzia Bożego, ściągając w ten sposób na siebie wyrok. Stał się symbolem ludzi wszystkich wieków, którzy odrzucają orędownictwo nieskończonej Miłości. Łzy płaczącego nad Jerozolimą Chrystusa były jednocześnie łzami przelanymi za grzechy wszystkich czasów.

W każdej epoce ludziom dane są dni światła i przywilejów, czas próby, w którym mogą pojednać się z Bogiem. Jednakże łaska ma granice. Może trwać wiele lat, być lekceważona i odrzucana; lecz przychodzi moment, gdy woła po raz ostatni. Często serce staje się tak twarde, że przestaje reagować na Ducha Bożego. Słodki i wzruszający głos przestaje odzywać się do grzesznika, ustają napomnienia i ostrzeżenia.

Taki dzień nastał dla Jerozolimy. Jezus płakał w niewymownym smutku nad potępionym miastem, lecz nie mógł go już wyzwolić. Wyczerpał wszystkie zasoby. Ci, którzy lekceważą ostrzeżenia i napomnienia Ducha Bożego, powinni wyczytać w wydanym na Izrael wyroku potępienie również dla siebie.

Ellen G. White

1 Historia jest opisana m.in. w Mt 21 i J 12. 2 Za 12,10.

[Artykuł jest skrótem rozdziałów 63. i 64. z książki autorki pt. Życie Jezusa, Warszawa 2018. Lid i śródtytuły pochodzą od redakcji].