Miłość, rozwód, dzieci  

1580

Luty. Walentynki. W witrynach sklepów pełno czerwonych serc z niewinnie brzmiącym hasłem: zostań moją walentynką. Niemalże w modzie jest teraz wyznawanie uczuć i bycie zakochanym. I jak tu pisać o rozwodach…?

Ale trzeba o tym pisać, bo żeby się rozwieść, zwykle trzeba się wcześniej w zakochać. Już w starożytnym Sumerze mawiano: dla przyjemności małżeństwo, a po refleksji rozwód. To, co się zmieniło, to częstotliwość jego występowania. Rozwód stał się popularnym sposobem zakończenia związku, który przestał być już tak ekscytujący jak wcześniej. Szukamy nowych wrażeń, a wraz z nimi nowej osoby, z którą moglibyśmy je dzielić. Staliśmy się społeczeństwem, które przyzwyczaiło się stale coś zmieniać. Dlatego też, jeśli w relacji ze współmałżonkiem coś przestaje działać, częściej sięgamy po zmianę, niż podejmujemy trud naprawy. Może brzmi to trochę mechanicznie, ale tak niestety się dzieje.

Są oczywiście takie sytuacje, w których dalsze pozostawanie w związku niszczy jednego ze współmałżonków i krzywdzi dzieci (i w takiej sytuacji odseparowanie się od sprawcy szeroko rozumianej przemocy jest aktem ochrony siebie i rodziny), często jednak decyzja o rozwodzie nie jest podyktowana taką sytuacją, ale wynika z zaniedbania relacji pomiędzy małżonkami i zaangażowania się przynajmniej jednego z nich w nowy związek.

Rozwód sam w sobie jest trudną sytuacją dla obojga rozwodzących się małżonków i przebiega przeważnie na kilku płaszczyznach. Główną płaszczyzną jest rozwód prawny, który wiąże się z przebiegiem całej procedury rozwodowej. Oprócz niej możemy wyróżnić płaszczyznę ekonomiczną (podział wspólnoty majątkowej małżonków), osobową (kiedy na skutek rozwodu traci się kontakt z przyjaciółmi, rodziną współmałżonka), psychiczną (konieczność zrekonstruowania w sobie autonomicznej osobowości, czyli stworzenia na nowo obrazu własnego „ja” w oddzieleniu od osobowości byłego współmałżonka) czy wreszcie płaszczyznę rodzicielską.

No tak, dzieci. W tym całym rozwodowym chaosie, walce na argumenty, natłoku gorących emocji zapomnieliśmy, że są jeszcze dzieci. Jeśli małe, to i tak niewiele rozumieją, jeśli starsze, to przecież widzą, nie trzeba im niczego tłumaczyć. Czy aby na pewno? Jeśli nie wytłumaczy się dzieciom, dlaczego rodzice postanowili zamieszkać osobno, i w prosty oraz zrozumiały sposób nie przedstawi się tego, co dzieje się pomiędzy nimi, dzieci, nieświadomie chroniąc wizerunek swoich rodziców, całą winę za zaistniałą sytuację przypiszą sobie. Jestem zbyt niegrzeczny. Źle się uczę. Kłóciłem się z bratem. Mam bałagan w swoim pokoju. Marudziłem przy jedzeniu. I właśnie dlatego tak się kłócą, dlatego nie mieszkamy już wszyscy razem. To moja wina.

Beata Baron

Skrót artykułu. Całość dostępna w elektronicznej wersji do nabycia tu: www.sklep.znakiczasu.pl lub już niebawem w wersji papierowej w dużych salonach Empik.