Legnica, znana ze średniowiecznej bitwy z Mongołami oraz największej bazy wojsk radzieckich w powojennej Polsce, zasłynęła ostatnio tzw. cudem eucharystycznym.
Przeciętnemu Polakowi Legnica kojarzy się historycznie. Po pierwsze z bitwą, jaka rozegrała się pod tym miastem 9 kwietnia 1241 roku w czasie pierwszego najazdu mongolskiego na Polskę. Chrześcijańska koalicja wojskowa pod wodzą polskiego księcia Henryka II Pobożnego poniosła klęskę. Drugie skojarzenie kieruje nas do stacjonowania w tym mieście od okresu powojennego do 1991 roku dziesiątek tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej.
Cud czy cudowna pałeczka?
Ostatnio zaś Legnica zasłynęła tzw. cudem eucharystycznym. Przed trzema laty podczas mszy w jednym z katolickich kościołów na podłogę upadła hostia. Podniesiona przez księdza i umieszczona w specjalnym naczyniu po jakimś czasie pokryła się czerwonym nalotem. Postanowiono to zbadać. Badania przeprowadzone w Katedrze Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu nic szczególnego nie wykazały. Księża się jednak nie poddawali i poprosili o to samo Zakład Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu
Medycznego w Szczecinie. Tam już się okazało, że czerwony nalot to „najprawdopodobniej tkanki mięśnia sercowego ssaka”. Ostatecznie stwierdzono, że to tkanka ludzka „najbardziej podobna do mięśnia sercowego” i to ze zmianami, które „często towarzyszą agonii”. W efekcie biskup legnicki w specjalnym komunikacie z 17 kwietnia 2016 roku ogłosił, że zdarzenie to nosi znamiona „cudu eucharystycznego”, a hostia ta ma być odtąd wystawiana jako relikwia, by wierni mogli jej oddawać cześć i kult eucharystii się pogłębiał.
Przyjrzyjmy się temu bliżej. W 2008 roku w Sokółce na hostii podniesionej z ziemi też pojawił się czerwony nalot. Eksperci Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku już wtedy orzekli, że to fragmentem mięśnia sercowego, by ostatecznie jednak uznać, iż za czerwony pigment odpowiadają bakterie pałeczki krwawej (Serratia marcescens), które rozwijając się na pieczywie w temperaturze poniżej 30°C, mogą dać po kilku dniach taki właśnie kolor. A że często pałeczka ta bywa sprawczynią takich cudów, nazwano ją nawet „pałeczką cudowną”. Oczywiście, zdaniem biskupa legnickiego, tym razem mamy mieć do czynienia z cudem prawdziwym, a nie żadną tam pałeczką krwawą.
Zwykle w razie wątpliwości co do natury czy pochodzenia jakiegoś zjawiska pytamy, komu lub czemu ma ono służyć. Tu odpowiedzi udzielił sam biskup — pogłębieniu kultu eucharystii.
Władza nad samym Bogiem
Wydaje się, że pewnych rzeczy tłumaczyć nie trzeba, ale że religijność Polaków jest tyleż powszechna, co powierzchowna (co nie jest odkryciem specjalnie nieznanym, więc mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem tym stwierdzeniem), przypomnijmy sobie, czym jest w katolicyzmie eucharystia i dlaczego otacza się ją w tym Kościele kultem.
Dla katolików eucharystia to sakrament ofiary, centralny akt kultu podczas każdej mszy. Samo zaś słowo nawiązuje do dziękczynienia. Nazywa się ją także Sakramentem Ołtarza czy Sakramentem Ciała i Krwi Chrystusa. Ta ostatnia nazwa wskazuje na katolicki pogląd o mistycznej obecności Chrystusa, Jego prawdziwego ciała i prawdziwej krwi, w elementach eucharystycznych chleba i wina. Tak rozumiana eucharystia jest więc nie tylko pamiątką ofiary Chrystusa na krzyżu, ale samą ofiarą krzyżową. Katolicy wierzą, że w trakcie mszy, podczas konsekracji — gdy kapłan wypowiada słowa: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, to jest bowiem ciało moje” itd. — następuje przeistoczenie (transsubstancjacja) chleba w ciało i wina w krew Chrystusa. Tę powstałą wiele wieków po Chrystusie naukę ostatecznie ujął w dogmat XVI-wieczny sobór trydencki. Kwintesencją takiego rozumienia eucharystii — że w pewnym momencie mszy zwykły opłatek i zwykłe wino stają się na słowa kapłana prawdziwym ciałem i krwią Chrystusa — są słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego skierowane w 1960 roku do młodych kapłanów podczas ich wyświęcenia: „Otrzymaliście w tej chwili straszliwą władzę (…) tj. władzę nad samym Bogiem. Jesteście przecież spirituals imperatores, a jako tacy macie władzę rozkazywać samemu Bogu”1. Rozkazywanie Bogu? To ryzykowna koncepcja, bo ocierająca się o bluźnierstwo, stawiająca człowieka nad Bogiem. Ale skoro się uznało, że po konsekracji chleb i wino stają się ciałem i krwią Chrystusa, to jest to tej nauki logiczna konsekwencja.
Kult bez podstaw
Czy są to jednak prawdziwe nauki, zgodne z Pismem Świętym? Nie. Jezus mówił co prawda: „Ja jestem chlebem żywota. (…) jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie. (…) Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja prawdziwym napojem. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a ja w nim”2. Po tej przemowie wielu zgorszonych nią uczniów Jezusa przestało za nim chodzić. Ich problem polegał na dosłownym rozumieniu tych Jezusowych metafor. Mówili do siebie: „Jakże ten może dać nam ciało do jedzenia? (…) Twarda to mowa, któż jej słuchać może”3. Tym, co przy Nim zostali, Jezus wyjaśnił: „Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem”4. Oto tajemnica życia wiecznego — jest ono ukryte w Słowie Jezusa, a jest nim Pismo Święte. To Słowo Boże, Pismo Święte, jest tym Chlebem Żywota, który mamy spożywać. Dlatego Jezus powiedział: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”5.
Chleb i wino spożyte przez Jezusa z uczniami podczas Ostatniej Wieczerzy miały być symbolem Jego ofiary krzyżowej, a nie samą ofiarą. Gdyby nią były, ofiara Jezusa musiałaby być złożona jeszcze przed samym ukrzyżowaniem, bo to miało miejsce w piątek, a Ostatnia Wieczerza w czwartek. Poza tym obrządek Wieczerzy Pańskiej (eucharystii) ustanowiony do obchodzenia podczas Ostatniej Wieczerzy na pamiątkę Chrystusowej ofiary zastąpił u naśladowców Chrystusa inny żydowski obrządek — wielkanocnej Paschy. Podczas Paschy Żydzi spożywali baranka paschalnego, który nie tylko przypominał czas wyzwolenia Żydów z niewoli egipskiej, ale także miał być symbolem oczekiwania na Baranka Bożego, który zgładzi grzechy tego świata — Chrystusa. Czy mięso spożywanego baranka paschalnego było prawdziwym ciałem Baranka Bożego, Chrystusa, czy tylko Jego symbolem? Odpowiedź jest oczywista. To dlaczego mamy uznać, że eucharystyczne chleb i wino mają być prawdziwym ciałem i krwią Chrystusa? Kropkę nad „i” stanowią fragmenty z nowotestamentowego Listu do Hebrajczyków, mówiące wyraźnie o jednej jedynej ofierze Chrystusa za nasze grzechy, a nie o Jego wielokrotnie powtarzanych ofiarach — co w istocie miałoby miejsce, gdyby uznać za prawdziwe katolickie nauczanie o eucharystii. A w Liście tym czytamy, że Chrystus „złożył raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy (…) jedną ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęceni”6.
Nie ma zatem żadnych podstaw dla kultu eucharystycznego. Cześć bowiem należy się tylko Bogu, a nie czemukolwiek, co ma Go uosabiać czy nawet tylko symbolizować. Kult konsekrowanego opłatka jako „Bożego Ciała” jest w istocie formą bałwochwalstwa, przestępstwem drugiego przykazania biblijnego dekalogu, które brzmi: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył (…)”7.
Bardzo czytelnym przykładem bałwochwalstwa jest historia biblijnego Nehusztana, miedzianego węża sporządzonego przez Mojżesza na polecenie Boga i umieszczonego na drewnianym drągu. Podczas plagi wężów, które śmiertelnie kąsały Izraelitów, spojrzenie na owego węża ratowało życie ukąszonym8. Zaznaczam: spojrzenie, a nie kult! Wąż wywyższony na drzewcu symbolizował mającego nadejść Zbawiciela9. Z upływem lat Izraelici zaczęli jednak traktować miedzianego węża już nie jako symbol, ale nadali mu imię Nehusztan i zaczęli czcić. Bóg uznał to za grzech i kazał go zniszczyć10. Jak widać, Bóg nie życzy sobie kultu nawet symboli Chrystusa, a co dopiero czegoś, co miałoby Go uobecniać czy być uważane za Jego prawdziwe ciało i prawdziwą krew.
Sklonujmy Jezusa
Takie poglądy prowadzą nas do absurdu. Bo skoro w Legnicy miałoby dojść do prawdziwego cudu, to ta tkanka na konsekrowanym opłatku, uważanym za prawdziwe, choć mistyczne ciało Chrystusa, musiałaby być już nie mistycznym, ale rzeczywistym ciałem Chrystusa. Jakaż pokusa stanęłaby przed ludzkością — sklonowania Jezusa Chrystusa! Ten jeden raz… Moglibyśmy się dowiedzieć, jak wyglądał najważniejszy Człowiek w historii ludzkości! Prawda, że absurd?
To wszystko prowadzi tylko do kolejnych absurdów — groźby karania nastolatków w innym mieście za niedawne wyplucie opłatka podczas mszy. Młodzi zachowali się głupio, ale zwykle tak bywa, że jak się przesadza w kulcie, to ktoś inny też przesadza, tyle że w odwrotną stronę. Absurdalne zaś jest to, że teraz grozi im za to nie tylko symboliczna kara kościelna, ale całkiem rzeczywista odpowiedzialność prawna.
I jeszcze jedna kwestia — milczenie prokuratury. Jeśli czerwony nalot na hostii to rzeczywiście tkanka ludzka mężczyzny w stanie agonalnym, to Kościół rzymskokatolicki może nadawać temu jakąkolwiek religijną interpretację, ale mamy w świeckim póki co państwie organy ścigania, które powinny się zainteresować, skąd na posadzce kościoła w Legnicy czy na hostii znalazła się tkanka umierającego człowieka. Znaleziona w każdym innym miejscu kazałaby domniemywać, że mogło tam dojść do jakiejś zbrodni. To wymagałoby śledztwa. Tymczasem Zakład Medycyny Sądowej stwierdza, że to tkanka ludzka, a prokuratura zadowala się religijną interpretacją, że to cud, rezygnując z kierowania się racjonalnym myśleniem. To następny absurd.
Konkludując, jedyny cud, jaki bez wątpliwości wydarzył się w Legnicy, to opuszczenie jej przez wojska radzieckie, i to bez wojny, a nawet jednego wystrzału. I chwała za to Bogu!
Olgierd Danielewicz