W czym tkwi tajemnica ludzkiej nie tylko długowieczności, ale jednoczesnej sprawności i zdrowia? To kwestia technologii i postępu w medycynie czy stylu życia? Pytanie wydaje się retoryczne.
W kontekście tematu okładkowego, czyli: Jak żyją najzdrowsi ludzie?, muszę opowiedzieć o pewnej biblijnej postaci, która fascynuje mnie od wielu lat. Chodzi o Kaleba, izraelskiego wojownika z czasów Mojżesza i Jozuego oraz zdobywania Ziemi Obiecanej. Bóg jeszcze za Mojżesza obiecał jemu i Jozuemu, że ponieważ byli Mu wierni, wejdą do tej ziemi, gdy zdecydowana większość pokolenia Izraelitów, którzy opuścili z Mojżeszem Egipt, umrze w trakcie czterdziestoletniej wędrówki po pustyni. I gdy za czasów Jozuego, następcy Mojżesza, nowe pokolenie Izraelitów zdobywało Ziemię Obiecaną, wśród nich był również „staruszek” Kaleb. I to właśnie on, gdy już plemiona izraelskie dzieliły tę ziemię między siebie, wyrzekł do Jozuego niezwykłe słowa: „I oto (…) Pan zachował mnie przy życiu przez te czterdzieści pięć lat, w czasie których Izrael wędrował po pustyni. I oto teraz mam lat osiemdziesiąt pięć, a jeszcze dziś jestem tak mocny, jak byłem w dniu, kiedy wysłał mnie Mojżesz, i jaką była wtedy moja siła, taką jest jeszcze teraz moja siła bądź do bitwy, bądź do pochodu”1.
Gdy pierwszy raz to czytałem jako dwudziestoparolatek, w szczytowej wydolności fizycznej, nie byłem w stanie wyobrazić sobie siebie jako czterdziestopięciolatka, a cóż dopiero takiego staruszka. Wiedziałem, że niektórzy ludzie oczywiście dożywają „wieku Kalebowego”, ale zwykle przecież nie w takiej kondycji jak czterdziestolatkowie — najczęściej raczej w zaawansowanej niepełnosprawności. Ale były to czasy, kiedy na biegających po mieście w sportowym wdzianku dorosłych patrzono jak na dziwaków. Na mnie, gdy wychodziłem sobie samotnie porzucać do kosza na jakimś boisku w parku — też.
Ale czasy się zmieniły. Dziś nie ma dnia, by na ulicy czy w parku w krótkim czasie nie minęło mnie kilku biegaczy, a czasem nawet ich tabuny. Tak się cieszę, gdy widzę ludzi młodych, starszych i całkiem dojrzałych, jak oddają się z pasją uprawianiu jakiegoś sportu. Ci z nich, którzy pasję sportową odkryli nieco później, być może ze zdziwieniem odkrywają, że jako starsi mają większą kondycję, niż wtedy, gdy byli młodsi.
Mnie samego niedawno na warszawskiej Agrykoli spotkał duży komplement. Po czterech rozgrywanych do 20 punktów i w pełnym słońcu meczach w koszykówkę młodszy kolega z boiska zapytał, ile mamy lat ja i inny mój kolega Jurek.
— Ja 56, a Jurek 58 — odpowiedziałem.
— Co mam zrobić, żeby za 20 lat grać jeszcze tak jak wy? Nawet teraz masz więcej siły do biegania niż ja.
Musieliśmy przerwać rozmowę, bo zaczynał się kolejny mecz. Kolega już nie zagrał. A ja zagrałem jeszcze dwa. Było pięknie — świetna atmosfera, dobrzy koszykarze, piękna pogoda. Bogu dzięki, że jeszcze mam siły i mogę się takimi chwilami cieszyć. Oby jak najdłużej.
Ludzka wydolność zdaje się w ogóle nie mieć granic. Właśnie przeczytałem informację o kolejnym Polaku, który dokonał niemożliwego. Kolejnym, bo nieco wcześniej pierwszy niemalże wbiegł na drugi najwyższy szczyt świata — gdzie normalni ludzi nie wejdą, a jak już wejdą, to tylko z butlami tlenowymi — by zaraz zjechać z niego na nartach, bez żadnego dodatkowego tlenu oczywiście. A tym drugim jest Robert Karaś, nowy mistrz świata — uwaga! — w potrójnym triatlonie. W 30 godzin, 48 minut i 57 sekund przepłynął 11 km, przejechał na rowerze 540 km i przebiegł 126 km — bez przerwy!
Oczywiście najzdrowsi ludzie nie zawdzięczają swego zdrowia tylko aktywności fizycznej. Tajemnica ich zdrowia tkwi również w takich czynnikach jak: dieta, woda, słońce, powietrze, odpoczynek, wstrzemięźliwość. No i ostatni czynnik, który w przypadku Kaleba był chyba najistotniejszy — zaufanie w Bożą moc. Wszystkie te czynniki są nam dostępne, w przeciwieństwie do lekarzy i najnowszych technologii.
Andrzej Siciński
1 Joz 14,10-11 — zaznaczenie moje.