Późniejsi reformatorzy angielscy

1380

Tyndale, Latimer, Knox i bracia Wesley nieśli dalej pochodnię Lutra. Choć mniej znani, byli nie mniej gorliwi, odważni i poświęceni.

William Tyndale

W czasie, gdy Luter udostępniał narodowi niemieckiemu Biblię, William Tyndale (1494-1536) czynił to samo w Anglii. Reformator nieustraszenie głosił swe przekonania i nalegał, aby wszystkie nauki były oceniane według Słowa Bożego. Jednak księża starali się zniweczyć jego pracę. „Co mam robić? — wołał — Kiedy sieję w jednym miejscu, wróg pustoszy pole, które właśnie opuściłem. Nie mogę być naraz wszędzie. O, gdyby chrześcijanie posiadali Pismo Święte we własnym języku, mogliby wtedy sami przeciwstawiać się tym sofistom”.

Prześladowania zwolenników papiestwa zmusiły go do ucieczki do Niemiec. Tam rozpoczął drukowanie angielskiego przekładu Nowego Testamentu. Słowo Boże potajemnie dostarczano do Londynu, a stamtąd rozchodziło się ono po całym kraju. Zwolennicy papiestwa starali się zgnieść prawdę, ale na próżno. Pewnego razu biskup z Durham wykupił cały zapas Biblii, aby je zniszczyć. Tymczasem za uzyskane pieniądze wydrukowano następne, lepsze wydanie. Ostatecznie Tyndale’a aresztowano i stracono. Przygotował on jednak broń, która uzbroiła bojowników do walki trwającej kolejne setki lat.

Hugh Latimer

Również Hugh Latimer (1487-1555) dowodził z ambony, że Biblia musi być czytana w języku ojczystym, a jej autorem jest sam Bóg.

Pewnego razu powiedział, że najgorliwszym biskupem i prałatem Anglii jest nie kto inny a diabeł? „Tam, gdzie mieszka diabeł (…) precz z książkami, postawcie świece, precz z Bibliami, sprowadźcie różańce, precz ze światłem ewangelii, zapalcie gromnice (…) do dołu z krzyżem Chrystusa, otwórzcie odpustowe sakiewki (…) precz z przyodziewaniem nagich, biednych i kalek, chodźcie stroić obrazy i kolorowo ozdabiać figury (…) w górę ludzkie tradycje i prawa, precz z Bożymi postanowieniami i Jego najświętszym Słowem”.

Naczelną zasadą angielskich reformatorów było uznanie Biblii za nieomylny autorytet w sprawach wiary i chrześcijańskiego życia. Zaprzeczyli oni prawu papieża, soborów, ojców Kościoła i królów do panowania nad sumieniem w sprawach religii.

Latimer zginął na stosie. „Pociesz się — wołał do swego współtowarzysza, gdy płomienie miały zdławić ich głos — dziś, za łaską Bożą, zapalimy w Anglii takie światło, którego, wierzę, nigdy nie będzie można zagasić”.

Jan Knox

Jan Knox (1514-1572) porzucił tradycje i mistycyzm Kościoła rzymskiego, by żyć prawdami Słowa Bożego. Przyłączył się do prześladowanych szkockich reformatorów. Został kaznodzieją i wykonywał to dzieło z nieugiętą odwagą. Płonące stosy podsycały jedynie jego gorliwość.

Przyprowadzony przed oblicze królowej Szkocji, został oskarżony przez królową o herezję i przekroczenie przykazania Bożego nakazującego poddanym posłuszeństwo wobec władcy. Knox stanowczo, nie zważając na groźbę utraty życia, odpowiedział królowej:

— Ponieważ właściwa religia otrzymała swój początek i swój autorytet nie od ziemskich książąt, lecz od wiecznego Boga, przeto poddani nie są zmuszeni do naginania swej wiary stosownie do upodobań panujących. Gdyby potomkowie Abrahama przyjęli wiarę faraona, którego poddanymi byli przez długie lata, to pytam się, o Pani, jaka religia panowałaby na świecie?

— Wykładacie Pismo Święte w taki sposób, a nauczyciele rzymscy w inny. Komu mam wierzyć? — zapytała królowa

— Bogu należy wierzyć, który wyraźnie wypowiada się w swoim Słowie — odpowiedział reformator — i nie potrzebujecie, Pani, wierzyć ani jednym, ani drugim, tylko temu, co uczy Słowo.

Bracia Wesleyowie

Dzięki wprowadzeniu w Anglii protestantyzmu jako religii państwowej, prześladowania zmniejszyły się, ale nie ustały całkowicie. Wszyscy zmuszeni byli do przyjęcia nauk i form służby Bogu, które ustanowił nowo powstały Kościół państwowy. W XVII wieku usunięto z posad tysiące kaznodziejów. Więzienia były pełne, rodziny rozłączone, a wielu skazywano na wygnanie do obcych krajów. Prześladowanie posłużyło jednak szerzeniu ewangelii.

Sto lat później, w czasach duchowej ciemności w Anglii pojawili się Jerzy Whitefield (1714-1770) i bracia Jan i Karol Wesleyowie (1703-1791/1707-1788). Przekonani o konieczności uświęcenia serc i poprawy postępowania, gorliwie przez pobożność i modlitwę starali się zwyciężyć zło serca. Dokładnie przestrzegali wszystkich przepisów, które — jak sądzili — mogły im pomóc w zdobyciu upragnionej świętości i przychylności Boga. Niestety, ich wysiłki zmierzające do uwolnienia się od zniewalającej mocy grzechu spełzły na niczym. Była to ta sama walka, jaką Luter stoczył w swej klasztornej celi. Było to identyczne pytanie, które i jego męczyło: jak człowiek może być sprawiedliwy przed Bogiem?

Po wyświęceniu na kapłanów braci Wesleyów wysłano do Ameryki. Na ich statku znajdowała się także grupa braci morawskich. W drodze zaskakiwały ich gwałtowne burze i Jan Wesley, stojąc twarzą w twarz ze śmiercią, czuł, że nie ma pewności pojednania z Bogiem. Natomiast bracia morawscy przez cały czas wykazywali spokój i ufność, byli wolni od lęku, pychy, gniewu czy chęci zemsty. O ich pozbawionym formalizmu nabożeństwie pisał: „Ogromna prostota i powaga służby dla Boga kazały mi zapomnieć o 1700 latach dzielących mnie od czasów, kiedy to nie było ani ceremonii, ani wystawności. Wydawało mi się, że jestem na jednym z takich zebrań, na którym przewodniczyli, będąc natchnieni Duchem Świętym i Jego mocą, Paweł — tkacz namiotów, albo Piotr — rybak”.

Po powrocie do Anglii Wesley pod kierunkiem morawskiego kaznodziei przekonał się, że zbawienie zależy nie od jego dobrych uczynków, lecz jedynie od zasług „Baranka Bożego, który gładzi grzech świata”. Zrozumiał, że łaska, którą chciał uzyskać przez modlitwy, posty, jałmużnę i wyrzeczenia jest darem „bez pieniędzy i bez ceny”. Jego nadal pełne wyrzeczeń życie teraz nie było już podstawą wiary, lecz jej skutkiem; nie korzeniem, lecz owocem uświęcenia.

Whitefield i Wesleyowie nawrócili tysiące ludzi. Zbory anglikańskie, skamieniałe w formalizmie, budziły się do nowego życia. Wielu duchownych anglikańskich nie ukrywało swej wrogości wobec nich. Jan Wesley kilkakrotnie uchodził śmierci. Wierzący zrzeszeni w Związek Metodystów cierpieli z powodu prześladowań ze strony państwowego Kościoła anglikańskiego. Bezkarnie niszczono ich własność, rabowano, okrutnie się z nimi obchodzono.

Upadek duchowy, widoczny w Anglii bezpośrednio przed pojawieniem się Wesleya, był w dużej mierze skutkiem rozpowszechniania nauk nieuznających przymusu prawa moralnego. Wielu twierdziło, że Chrystus zniósł prawo moralne i że chrześcijanie są wobec tego wolni od obowiązku przestrzegania dekalogu. Te błędne nauki były w swej istocie identyczne z późniejszymi naukami teologów, którzy twierdzili, że nie ma niezmiennego prawa Bożego jako wzorca sprawiedliwości; że normy moralne są ustanawiane przez samo społeczeństwo i podlegają ciągłym zmianom. Wesley stanowczo sprzeciwił się tym błędom i wykazał, że nauka prowadząca do odrzucenia przykazań Bożych jest sprzeczna z Pismem Świętym. Na twierdzenie, że śmierć Jezusa zniosła przepisy dekalogu, Wesley odpowiadał: „Chrystus nie zniósł prawa moralnego, które zawarte jest w dziesięciu przykazaniach i którego uczyli prorocy. Celem Jego przyjścia nie było zniesienie choćby najmniejszej części prawa. (…) Istnieje ono od początku świata i jest napisane nie na kamiennych tablicach, lecz w sercach wszystkich ludzi, którzy wyszli z rąk Stwórcy. (…) Każda część prawa obowiązuje wszystkich ludzi we wszystkich wiekach, ponieważ nie jest ono zależne od czasu i miejsca czy innych ulegających zmianom okoliczności, lecz tylko od natury Boga i natury człowieka oraz ich niezmiennego stosunku do siebie”.

Wesley głosił doskonałą zgodność prawa Bożego z ewangelią Chrystusową, mówiąc: „Między prawem a ewangelią zachodzi najściślejsza łączność, jaka tylko może istnieć. Z jednej strony prawo bezustannie toruje drogę i wskazuje na ewangelię, z drugiej — ewangelia bezustannie prowadzi nas do dokładniejszego wypełnienia prawa. Prawo na przykład wymaga od nas miłości do Boga i bliźniego, żąda, byśmy byli łagodni, pokorni i święci. Zdajemy sobie sprawę, że nie potrafimy sprostać tym wymogom, ba, jest to nawet dla człowieka niemożliwe, ale znamy obietnicę Boga, który chce nam dać tę miłość, chce uczynić nas łagodnymi, pokornymi i świętymi, chwytamy się więc ewangelii, tej radosnej nowiny i staje się według naszej wiary — sprawiedliwość prawa jest wypełniona w nas przez wiarę w Jezusa Chrystusa”.

Tym, którzy utrzymywali, że „głoszenie ewangelii jest końcem prawa”, Wesley odpowiedział: „Zdecydowanie temu przeczymy. Nie zgadza się to bowiem z głównym celem prawa, mianowicie z przekonaniem człowieka o jego grzesznym stanie oraz obudzeniem tych, którzy nadal śpią, będąc na skraju piekła”. „Zanim człowiek nie będzie przekonany o swych grzechach, nie odczuje potrzeby pojednawczej krwi Jezusa Chrystusa. (…) Nasz Zbawiciel sam powiedział: „Zdrowi nie potrzebują lekarza, tylko chorzy”. Dlatego absurdem jest proponowanie pomocy lekarza tym, którzy są zdrowi lub przynajmniej w to wierzą. Najpierw trzeba ich przekonać, że są chorzy, w przeciwnym wypadku nie zapragną pomocy. Tak samo niemądrze jest proponować Chrystusa tym, których serce jest twarde i nigdy dotąd się jeszcze nie złamało”.

Przy końcu życia Wesleya liczba wyznawców jego nauk wynosiła ponad pół miliona. Jednak liczba tych, którzy dzięki jego działalności podnieśli się z upadku i poniżenia grzechu do czystego życia, oraz tych, którzy pogłębili i wzbogacili swe chrześcijańskie doświadczenie, nie będzie znana, dopóki cała rodzina zbawionych nie zbierze się w Królestwie Bożym.

Oprac. Olgierd Danielewicz

[Opracowano na podstawie: Ellen G. White, Wielki bój, Warszawa 2017].

Ramka:

Tam, gdzie mieszka diabeł, precz z Bibliami, sprowadźcie różańce; precz ze światłem ewangelii, zapalcie gromnice; precz z przyodziewaniem nagich, chodźcie stroić obrazy; w górę ludzkie tradycje i prawa, precz z Bożymi postanowieniami! – Hugh Latmier