To się źle skończy

1799

Nie zgadzam się z papieżem Franciszkiem w wielu kwestiach, głównie teologicznych, ale muszę mu przyznać rację – państwa wyznaniowe źle kończą.

Myśl ta pojawiła się w wywiadzie papieża dla francuskiego „La Croix”. Opowiadając się ze względu na wolność religijną za laicką formą państwa, o państwach wyznaniowych powiedział, że „źle kończą”.

Generalnie zgoda, choć można by wskazać i takie, które pozostając do dziś państwami wyznaniowymi, mają się całkiem dobrze zarówno gospodarczo, jak i pod względem szacunku dla praw człowieka, w tym dla wolności religijnej. Mam na myśli choćby Danię czy Szwecję z ich luteranizmem jako religią państwową.

Ale rozumiem, co papież miał na myśli. Pewnie to, że narzucanie przez państwo określonego wyznania wszystkim swoim poddanym czy obywatelom, odbieranie im tym samym wolności religijnej, łamanie sumień – zawsze doprowadzało ostatecznie do podziałów, a nawet wojen na tle religijnym.

Może nawet Franciszek miał na myśli własne Państwo Kościelne – istniejące pod władzą papieży jako monarchów w latach 755-1870 – gdy po latach bycia samemu mocą prześladującą innowierców śmiertelną ranę zadały temu państwu wojska rewolucyjnej Francji, zajmując w 1798 roku Rzym, a ówczesnego papieża biorąc do niewoli. Kto mieczem wojuje… źle kończy.

Nie wiem natomiast, czy mówiąc to, papież uwzględnił, że Stolica Apostolska, którą kieruje, jest najczystszym przykładem państwa wyznaniowego…

Tak czy inaczej papież ma rację. Dlatego odchodzenie dziś przez jakiekolwiek państwo od jego laickiego, sekularnego charakteru przez skłanianie się ku wyznaniowej formie państwa jest ahistoryczne. Tak się już dziś nie robi. Historia dowiodła, że to się źle kończy. Państwowe wspieranie jednej wiary czy jednego wyznania – taki sojusz tronu z ołtarzem – kończy się w większości przypadków brakiem równouprawnienia związków wyznaniowych, dyskryminowaniem inaczej wierzących, a w końcu ich prześladowaniem, pogromami i ludobójstwem.

Polscy hierarchowie, przynajmniej niektórzy, zdają się tego nie rozumieć. Nie dalej jak w sierpniu jeden z nich, abp Wacław Depo, na Jasnej Górze raczył był podzielić się z nami swoim bólem, jaki wywołują w nim publiczne wypowiedzi, że w Polsce rządzi Konstytucja, a nie Ewangelia, i to Konstytucja ma iść przed Ewangelią. Jak rozumiem, zdaniem tego hierarchy powinno być odwrotnie: w Polsce to Ewangelia MA RZĄDZIĆ – przed Konstytucją. Podkreśliłem to „ma rządzić”, bo rządzenie jako takie raczej kiepsko mi się kojarzy z przesłaniem Ewangelii, która raczej wzywa do służenia niż rządzenia. Na pytania, którzy z uczniów Pana Jezusa mieli w Jego przyszłym Królestwie zasiąść po Jego prawicy i lewicy – w domyśle jako najbliżsi współrządzący – Jezus przytoczył przykład ówczesnych władców, którzy rządzili swoimi narodami samowolnie, i powiedział: Nie tak ma być między wami. Kto z was chce być pierwszy, niech będzie sługą waszym.

Wzywając faktycznie do postawienia w Polsce Ewangelii przed Konstytucją, katolicki hierarcha w istocie postuluje wprowadzenie w naszym kraju państwa wyznaniowego. Nie rozumie, że w świeckim państwie – którym póki co, choć już coraz mniej jesteśmy – Ewangelia i Konstytucja nie mają iść jedna za czy przed drugą; mają iść OBOK SIEBIE jako odrębne porządki: świecki, publiczny i duchowy, prywatny.

Arcybiskupowi wolno postulować wyższość Ewangelii nad Konstytucją, ale w odniesieniu do prywatnej sfery ducha poszczególnych chrześcijan, którzy w przypadku konfliktu wartości i konieczności wyboru między nimi zawsze powinni stawiać na prawo Boże i przesłanie Ewangelii. Nie można jednak wymagać tego od niewierzących ani od wierzących inaczej niż ów hierarcha. Nie wolno również wzywać państwa, by mocą swego władztwa narzucało wartości jednej grupy wyznaniowej wszystkim innym. Dlaczego? Bo to się źle skończy.

Andrzej Siciński