Zerwane więzi

1966

Coraz więcej z nas czuje się niepotrzebnymi i niekochanymi. Dlaczego staliśmy się sobie obcy? Jak odbudować więzi? Nakierowani na siebie, pędzący przez życie, nauczeni zdobywania coraz więcej i coraz szybciej.

Obcy i zagubieni. Uciekający przed refleksją, by nie odkryła straszliwej pustki. Manekiny w tramwajach, autach, na ulicach. Szary, posępny tłum, obojętny i poirytowany. A przecież zostaliśmy stworzeni do społeczności. Samotność — czy ta fizyczna, czy ta emocjonalna — zawsze będzie raniła. Jak zatem odbudować więzi z bliźnimi?

Niedobrze jest samotnemu

Kiedy Bóg powołał do życia pierwszego człowieka, wypowiedział takie oto słowa: „Nie jest dobrze człowiekowi, gdy jest sam”1. I dzieło stworzenia człowieka zostało uzupełnione przez powołanie do życia kobiety — „kości z kości moich i ciała z ciała mojego”, jak ocenił to Adam. Bóg podarował Adamowi towarzysza życia. Ta tęsknota Adama za kimś podobnym, za drugim człowiekiem, z którym można dzielić życie, została wlana w serce każdego z nas. Potrzebujemy ludzi do szczęścia, do samorealizacji, do tego, by nasze życie miało sens. Bóg stworzył nas, byśmy żyli w społeczności. To jedna z naszych najsilniejszych potrzeb. Człowiek miał się „rozradzać i napełniać ziemię”, by poprzez związki z innymi ludźmi cieszyć się życiem. Taki był Boży plan, w którym zawarta została idea rodziny jako partnerstwa między mężczyzną i kobietą oraz więzi rodziców z dziećmi.

Mam was dość!

Ideał Boży zakładał życie w pokoju i miłości. Ludzkość nie zdała jednak egzaminu, kiedy wiedziona ciekawością spróbowała przeciwnego modelu życia. Ale czy to znaczy, że służba na rzecz innych, poświęcenie, znoszenie przykrości, miłowanie nieprzyjaciół są poza zasięgiem naszych możliwości? Czy nie da się odtworzyć biblijnego wzorca? Czy cokolwiek usprawiedliwia nasze złe czyny i słowa, np. odziedziczony charakter, postępowanie drugiego człowieka? Czy musimy się ranić i coraz szczelniej zamykać, by w końcu umierać na choroby zwane samotność i zgryźliwość? Czy wierzący człowiek może się poddać?
Jakkolwiek chrześcijaństwo opiera się przede wszystkim na więzi z Bogiem, to nie da się go odłączyć od więzi z ludźmi. Bo jeśli nasza wiara w Boga nie wpływa na związki z ludźmi, przestaje być chrześcijaństwem.
Biegamy do kościoła, chętnie dajemy na ofiarę, budujemy nowe świątynie, złocimy ołtarze i… pozostajemy oziębli wobec drugiego człowieka, głusi na jego potrzeby, z zamkniętym sercem i drzwiami. A przecież to nasz Bóg mówi: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary”2. Krzyczy wręcz, że obrzydły Mu wszystkie rytuały, nie może patrzeć na religijny formalizm, bezmyślne obrzędy. Tych wszystkich rzeczy — mówi — „nienawidzi moja dusza, stały mi się ciężarem, zmęczyłem się znosząc je”. I dodaje: „(…) choćbyście pomnożyli modlitwy swoje, nie wysłucham was”3.
Dlaczego? Dlaczego Bóg brzydzi się religijnymi obrzędami, do których przecież sam zobowiązał ludzi? Czy to źle, że chcemy postawić Mu piękny dom, że chcemy Go zaprosić na nabożeństwo? Nie. Ale Bóg „patrzy na serce”. Widzi całe zło w środku i pozór na zewnątrz. Dlatego nie chce przyjąć hołdu. On wzywa do zmiany. Szczerej, wewnętrznej, nie na pokaz. Patrzy na uczynki — jak odnosimy się do innych, na ile jesteśmy wrażliwi na krzywdę drugiego człowieka. I na motywy naszego postępowania — czy aby nie dla zysku to… Stworzył nas przecież do szczęścia i społeczności, a nie do draństwa i hipokryzji. Może zamiast kolejnej świątyni wolałby dom dla sierot lub obiad dla głodnego?4. Nie tylko Nowy Testament wzywa do służby i poświęcenia. O tym samym mówi Chrystus w Starym Testamencie: „Uczcie się dobrze czynić, przestrzegajcie prawa, brońcie pokrzywdzonego, wymierzajcie sprawiedliwość sierocie, wstawiajcie się za wdową! (…) przestańcie źle czynić!”5. To miłosierdzie, a nie ofiara z własnej pobożności jest prawdziwą wartością. A Chrystus tak pięknie to ujął: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!”6. Bo „na tym polega Prawo i prorocy”.
Dekalog nie jest sprawą tylko wierzących. Nasze posłuszeństwo lub nieposłuszeństwo względem przykazań poważnie oddziałuje na bliźnich. Ach, gdyby tylko przestrzegać tych dziesięciu Bożych reguł, świat byłby taki piękny…

To wymaga wysiłku

Powinniśmy świadomie umacniać więzi z innymi. Niestety, wszyscy jesteśmy ludźmi grzechu — z natury skłonni do egoizmu, chciwości i zazdrości. Jeśli cechy te nie będą podlegać kontroli, rozbiją każdy najszczęśliwszy związek. Jak więc budować dobre relacje z ludźmi? Mamy — jak pisze apostoł Piotr — szukać pokoju i dążyć do niego7. Idea pokoju może zabrzmieć jak banał, warto więc wiedzieć, że biblijny pokój nie oznacza jedynie braku sporów. Jest on zakorzeniony w hebrajskiej koncepcji szalom i wykracza daleko poza granice zwyczajnej tolerancji — obejmuje głębsze zainteresowanie się bliźnim, jego akceptację i wsparcie. Trzeba jednak pamiętać, że taka postawa nie leży w naszej naturze, jesteśmy raczej skłonni do zawiści i dominacji. Musi w nas działać Bóg, abyśmy w naszym życiu mogli się wykazać pozytywnym stosunkiem do innych. Troska o bliźnich wyłącznie ze względu na ich dobro, bez egoistycznych pobudek, jest wyrazem postawy podobnej do tej, jaką zajął Chrystus. Standard chrześcijański brzmi: „Niech nikt nie szuka własnej korzyści, lecz korzyści bliźniego”8. Nie jest to łatwe, ale z Bogiem możliwe do zastosowania. Wymaga jednak od nas wysiłku — działania przeciw własnej naturze i kontroli osobistych żądz. Jezus kochał dla samego kochania, czynił dobro z czystych pobudek. Patrząc na Niego i idąc za Nim, można nauczyć się takiej miłości. To ewangeliczna agape, miłość doskonała, zasadzona na idei pokoju — szalom. Bezinteresowna miłość, która dobro bliźnich stawia ponad własne. Która „nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, (…) wszystko znosi (…) jest cierpliwa, dobrotliwa, nie zazdrości, (…) nie nadyma się”. I „nigdy nie ustaje”.
Apostoł Paweł podkreśla, że nam, chrześcijanom, „pozostaje wiara, nadzieja miłość, te trzy; lecz z nich największa jest miłość”. Cóż mi po mówieniu językami, nawet anielskimi? Bez miłości będę tylko cymbałem brzmiącym. Cóż mi po wiedzy, zgłębieniu wszystkich tajemnic? Cóż po wierze, nawet tak wielkiej, że góry przenosi? Bez miłości jestem niczym. I choćby rozdać cały majątek, choćby zginąć męczeńską śmiercią w obronie wiary, a nie kochać — nic to nie pomoże9.
Żyjemy w chrześcijańskim kraju. Europa jest zbudowana na chrześcijańskich korzeniach. Dlaczego więc tylu ludzi żyje nienawiścią, zemstą, tylu boryka się z samotnością, lękiem? Gdzie jest Bóg w ich życiu? Gdyby rzeczywiście był, byłoby mniej raniących i poranionych, oszukujących i oszukanych, mniej przeraźliwie samotnych, zagubionych ludzi. I choć ten świat nigdy nie stałby się miejscem absolutnego szczęścia, to lepiej, jaśniej i czyściej żyłoby się na nim.
Jak objawiać w swoim życiu taką miłość — agape? Jak tworzyć społeczność szczęśliwych ludzi? Jak zmienić serce i pragnienia? Recepta na prawdziwą przemianę jest jedna: „Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie”10.
Słowo chrześcijanin znaczy — z rodziny Chrystusa. Częścią tej rodziny stajemy się po narodzinach — tych z wody (chrzcie), ale przede wszystkim tych z Ducha11. I dzisiaj Bóg krzyczy do nas: „Nie mogę ścierpieć waszych świąt i uroczystości (…) Miłosierdzia chcę”12! Nie wystarczy zanurzyć ciała w kąpieli życia, trzeba jeszcze zanurzyć serce. To Duch zmienia życie, On przynosi owoce. Jeśli pozwolisz Mu działać, uczynisz lepszym mały kawałek świata. Bóg nie przychodzi z gromami i błyskawicami, lecz — jak w przypadku Eliasza — w cichym powiewie życia13. Niesie pokój i zagubioną przez ludzi społeczność.
K.L.

1 Rdz 2,18. 2 Mt 9,13; 12,7. 3 Iz 1,14-15. 4 Zob. Mt 25,31-46. 5 Iz 1,17.16. 6 Mt 7,12. 7 Zob. 1 P 3,11. 8 1 Kor 10,24. 9 1 Kor 13,1-13. 10 J 15,5. 11 J 3,5. 12 Iz 1,13; Oz 6,6. 13 Zob. 1 Krl 19,11-13.