Koniec niedzielnego handlu?

1109

Bardzo możliwe, że już od 2017 roku — jak zapowiadają związkowcy „Solidarności” — niedziela stanie się wolna od handlu dla wszystkich, czy tego chcą, czy nie.

Wraca bój o wolną niedzielę. W połowie stycznia w Kancelarii Premiera doszło do spotkania rządu z przedstawicielami sieci handlowych w sprawie podatku od handlu wielkopowierzchniowego. Poruszono też kwestię zakazu handlu w niedzielę w sklepach wielkopowierzchniowych. Obecni na spotkaniu związkowcy z „Solidarności” wręczyli premier Beacie Szydło kalendarz „Solidarności” na 2016 rok ze zdjęciem szczęśliwej rodziny i dopiskiem: „Niedziela dobrem publicznym — chrońmy ją ustawowo!”.

Chodzi o dobro rodzin…

„Wolnej niedzieli nie odpuścimy” — mówił, komentując to spotkanie, Tadeusz Majchrowicz, zastępca przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Już dwa lata temu „S” zebrała 120 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o zakazie handlu w niedzielę, ale ówczesny sejm odrzucił ten projekt. Związkowcy liczą, że ten sejm będzie łaskawszy dla ich postulatu. Zapowiadają ponowne zbieranie podpisów, żeby znów wywołać ogólnopolską dyskusję i ożywić temat wolnej niedzieli. A w marcu chcą powołać do życia specjalny komitet, który przygotuje obywatelski projekt ustawy w tej sprawie.

„S” chce bronić prawa pracowników sklepów wielkopowierzchniowych do regularnego niedzielnego wypoczynku i spędzania tego czasu z rodziną. Przywołuje przykłady zakazu niedzielnego handlu w Niemczech, Francji, Belgii, Austrii i Włoszech, a ostatnio również na Węgrzech.

Ekonomiści ostrzegają przed skutkami takiej zmiany. Zwolnienia mogłyby objąć 5-7 proc. pracowników tego sektora, czyli ok. 80 tys. osób. Jeden dzień handlowy mniej to też mniejsze podatki do budżetu państwa, choćby z VAT-u. A gdy do tego doliczyć jeszcze zamiar dodatkowego opodatkowania sprzedaży detalicznej, to wzrost cen będzie więcej iż pewny. Cały ciężar niedzielnego handlu zostanie przeniesiony na piątki i soboty, a to oznaczać będzie kolejki większe niż dotychczas.

Związkowcy zapewniają też, że gospodarce to nie zaszkodzi. Powołują się na przykład Węgier, gdzie podobne rozwiązania przyniosły zwiększenie obrotów w piątki i soboty, a nawet zwiększenie zatrudnienia z tego powodu. Rozwinąć się też dzięki temu zakazowi może mały handel, kiermasze, turystyka (bo rodziny będą miały czas dla siebie) itp. Poza tym „S” jest gotowa na kompromis — zakaz niedzielnego handlu nie obowiązywałby w miejscowościach turystycznych oraz w okresie przedświątecznym czy w okresach wyprzedaży.

Partia rządząca pewnie będzie za, ale zanim zdecyduje się na tę zmianę, będzie chciała na handlu weekendowym zarobić, bowiem propozycje nowych podatków od sprzedaży detalicznej przewidują wyższe opodatkowanie przychód ze sprzedaży prowadzonej w soboty i niedziele.

Internauci jak zwykle są podzieleni, choć ze wskazaniem na zakaz niedzielnego handlu — bo byłoby więcej czasu dla rodziny, bo w wielu krajach UE już taki zakaz obowiązuje, bo to szansa na rozwój kultury, turystyki i życia społeczności lokalnych. Zwolennicy niedziel handlowych twierdzą, że przecież można sobie odebrać wolne za niedzielę w innym dniu tygodnia; że trzeba ludziom zostawić wybór — kto chce tego dnia kupować czy pracować, powinien mieć taką możliwość.

…czy o dobro Kościoła?

Nie negując prawa pracowników do niedzielnego wypoczynku, poważne wątpliwości budzi jednak światopoglądowa otoczka postulatów „wolnoniedzielnych”. Już trzy lata temu, gdy sprawa ta była dyskutowana w sejmie, nie ukrywano, że starania o wolną od handlu niedzielę są odzewem na apel metropolity katowickiego bpa Wiktora Skworca, by parlamentarzystki podjęły tę „inicjatywę dla ludzi pracy i polskich rodzin”. Wprost powoływano się też na znany papieski listu Dies Domini z 1998 roku poświęcony świętowaniu niedzieli. W odpowiedzi posłowie z tzw. katolickich zespołów parlamentarnych przygotowali projekt przepisów o zakazie niedzielnego handlu. Wtedy jeszcze nie udało się go przeforsować. Obecnie może to już być tylko formalność. W tym świetle wszelkie argumenty społeczno-ekonomiczne na rzecz proponowanego zakazu jawią się jako mało wiarygodne, bo wtórne wobec powodu pierwotnego — religijnego. W istocie chodzi o przywrócenie rękami najpierw związkowców, a potem parlamentarzystów, i przy pomocy świeckiego prawa, religijnego znaczenia świętowania niedzieli. Chodzi w istocie o to, by w niedziele zapełniały się kościoły, a nie galerie handlowe. Eksponowanie potrzeb rodzin będzie tu tylko zasłoną dymną.

Związkowcy znów chcą z pomocą prawa uszczęśliwić niekoniecznie do końca katolickich pracowników sektora handlowego oraz ich klientów wolnymi od handlu niedzielami. Jeśli politycy podchwycą te apele (a wszystko wskazuje, że tak), już niedługo wszyscy pracownicy handlu — wierzący i praktykujący, wierzący i niepraktykujący, wierzący inaczej i niewierzący — będą mogli do woli korzystać ze wszystkich wolnych niedziel. A wraz z nimi wszyscy dotychczasowi klienci — też różni w swoim światopoglądzie. Niedziela stanie się wolna dla wszystkich — tak chcących, jak i niekoniecznie chcących nowych regulacji.

Tylko czy nie jest to w istocie narzucanie innym własnych poglądów religijnych z wykorzystaniem mechanizmów demokratycznych? Inspiracji religijnych płynących ze strony hierarchów i dokumentów kościelnych nie da się ukryć.

Mówiąc otwarcie, Kościół rzymskokatolicki od dawna wyraża zaniepokojenie coraz swobodniejszym podchodzeniem katolików do święcenia niedzieli, co objawia się zmniejszającą się z każdym rokiem frekwencją na niedzielnych mszach. Sekularyzacja postępuje. Jednak przeciwdziałać temu zjawisku trzeba na płaszczyźnie duchowej, duszpasterskiej, a nie polityczno-prawnej — przez ustanawianie prawa, które zmusi do niepracowania lub nierobienia zakupów w niedzielę nawet tych, dla których ten dzień nie jest żadnym świętem. Nie ma więc przeszkód, by katoliccy duchowni nawoływali z kazalnic swoich wiernych do przestrzegania niedzielnego odpoczynku i obecności na niedzielnych mszach. Ale nawoływanie parlamentarzystów, by zmienili prawo tak, aby już nic innego nie mogło stanowić dla niedzielnych mszy konkurencji — przy jednoczesnym narzuceniu wolnej niedzieli ludziom, dla których ten dzień nie jest świętem — to już co innego.

Na razie będzie to przymus niedzielnego odpoczynku, ale kto wie, czy za jakiś czas nie pojawi się „oddolny” postulat przymusowego uczestnictwa w niedzielnych mszach i zakaz święcenia innych dni. Już kiedyś tak było — sobór w Laodycei w 364 roku n.e. postanowił, co następuje: „Chrześcijanie nie powinni już judaizować i próżnować w sobotę, ale powinni pracować w tym dniu; powinni szczególnie uczcić dzień Pański, będąc chrześcijanami, i jeśli to możliwe, nie pracować w tym dniu”. A historia podobno lubi się powtarzać.

Olgierd Danielewicz