Miłość i dodatki

1854

Od jakiegoś czasu, gdy składam komuś życzenia, zwykle życzę dużo zdrowia i miłości, gdyż cała reszta to jedynie dodatki.

Co by w tych dodatkach nie było, bez zdrowia nie będzie smakować. A nawet gdybym był zdrowy i na dodatek bogaty — bez miłości: kogoś do kochania, uczucia bycia kochanym, też byłoby to niewiele warte. Dlatego nie powinno dziwić, że w lutowym numerze — gdy cały zachodni świat wariuje na punkcie czerwonych serduszek i miłosnych wyznań — jego dominantą jest właśnie miłość. I to nawet nie zakochanie ani żadna przelotna fascynacja cudzym ciałem, ale prawdziwa miłość, taka, która „nie szuka swego” i bardziej daje, niż bierze — istota człowieczeństwa, zakorzeniona w Bogu.

A że po lutym zaraz będzie marzec, a w nim pierwsze wolne od handlu niedziele, więc i ten temat poruszamy po raz kolejny — dnia świętego, którym w Biblii okazuje się być wcale nie niedziela, a sobota. Niestety, ale na tej zmianie ucierpi właśnie ona. Było do przewidzenia, że wobec rezygnacji z handlowych niedziel cały ciężar pozyskania dotychczasowych zysków z handlowego weekendu zostanie przeniesiony właśnie na soboty. Jak donosi portal Finanse.pl, sieć Biedronka wysłała do kierowników swych sklepów pismo, w którym napisano, że „pracownicy muszą być gotowi (…) na częstszą i cięższą pracę w soboty”. Niby nic, niby normalne, ale z perspektywy odwiecznego wielkiego boju między dobrem a złem  — znaczące. Dla polityków odpowiedzialnych za uchwalenie wolnych od handlu niedziel była to okazja do pozyskania sobie wdzięczności wiele mogącego Kościoła katolickiego. Dla tegoż Kościoła była to realizacja starej polityki podporządkowywania sobie kolejnych obszarów życia społecznego i dostosowywania ich do norm katolickich, w tym przypadku w kwestii wywyższenia niedzieli, podkreślenia jej szczególnego charakteru. Zapewne nikomu nawet nie przyszło do głowy, że będzie to „poniżenie” soboty i uczynienie tego biblijnego święta i dnia odpoczynku dniem jeszcze bardziej pracującym. Nikomu z ludzi może nie przyszło to do głowy, ale biblijna perspektywa wielkiego boju między Chrystusem a szatanem ujawnia, że jest ktoś, komu zależy na walce z Bożym prawem zawsze i na wszystkich frontach.

W numerze wspominamy też o styczniowym Spotkaniu Noworocznym Prezydenta RP Andrzeja Dudy z przedstawicielami różnych religii oraz mniejszości narodowych i etnicznych w Polsce. Padło na nim ze wszystkich stron i pod adresem każdego uczestnika wiele ciepłych i mądrych słów, a wiem, bo tam byłem. Jedynym zgrzytem była jednak sama formuła spotkania. Do niedawna były to bowiem spotkania z mniejszościami religijnymi, natomiast obecnie połączono spotkanie z mniejszościami religijnymi oraz narodowymi i etnicznymi w jedno. Połączenie takie utrwala, niestety, stereotyp Polaka-katolika. Bo skoro mniejszości religijne pojawiają się razem z mniejszościami narodowymi i etnicznymi, to dla przeciętnego odbiorcy takiej informacji wniosek jest prosty — że członkami mniejszości religijnych nie są Polacy, a osoby innych narodowości czy obcego pochodzenia. Zapewne nie było to celowe posunięcie Pałacu Prezydenckiego, a jedynie nieświadoma kalka z obecnej nazwy dawnego Departamentu Wyznań w MSWiA, który od kilkunastu lat nosi — również niestety — nazwę: Departament Wyznań Religijnych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych.

Dlaczego tak mnie to rusza? Może dlatego, że choć sam nie jestem już od dawna katolikiem, to jednak od zawsze jestem i pozostanę Polakiem. I choć Polacy to dziś nadal głównie katolicy, to z każdym rokiem — jak dowodzą najnowsze badania — już coraz mniej. Dlatego nie łączmy na siłę mniejszości religijnych z narodowymi i etnicznymi, bo nie ma dziś ku temu żadnego uzasadnienia.

Andrzej Siciński

Skrót artykułu. Całość dostępna w elektronicznej wersji do nabycia tu: www.sklep.znakiczasu.pl lub w wersji papierowej w dużych salonach Empik.