Nowa wędrówka ludów to olbrzymie wyzwanie dla standardów w dziedzinie praw człowieka, do jakich przywykliśmy w europejskim kręgu kulturowym. Na ile nas to zmieni? Rozmowa z profesorem Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie Wlkp. dr. hab. Pawłem A. Leszczyńskim, konstytucjonalistą i znawcą zagadnień wyznaniowych i międzynarodowych.
ZNAKI CZASU: Wiosna za pasem. Za chwilę możemy się spodziewać napływu kolejnych mas tzw. uchodźców do Europy. Szacunki mówią o milionie albo i dwóch. Jaki wpływ Pana zdaniem ma i będzie mieć obecność w naszym kręgu kulturowym tak wielkich mas ludzi zupełnie innej kultury? Czy mają oni szansę na asymilację z Europejczykami? Albo raczej czy my możemy mieć nadzieję, że się z nami zasymilują?
PAWEŁ LESZCZYŃKI: Należy odróżnić uchodźców od imigrantów. Choć pod względem obu grup mamy powinność moralną, to wobec uchodźców mamy też zobowiązania prawnomiędzynarodowe, rzutujące na nasze prawo wewnętrzne. My w Polsce mamy doskonały przykład wielowiekowego współżycia z muzułmanami — Tatarami. Zdaję sobie sprawę, że będzie on trudny do powielenia z innym grupami przybyszów na przykład z państw Bliskiego Wschodu. Zwłaszcza że muzułmanie są różni — ci z Indonezji inni od tych z Albanii, a ci z Somalii inni od wyznawców islamu z Kazachstanu. Niemniej integracja uchodźców powinna opierać się na respektowaniu przez nich w naszym kraju Konstytucji RP i ogólnie obowiązującego porządku prawnego.
Mamy w państwach europejskich wiele bardzo poważnych problemów z integracją społeczności muzułmańskich, a z drugiej strony jest też w Europie trochę personalnych przykładów dobrej asymilacji ludzi wyznania muzułmańskiego — na przykład brytyjski polityk Partii Konserwatywnej w Parlamencie Europejskim Sayyed Kamall czy pochodzący z Algierii francuski piłkarz Zinedine Zidane.
W Polsce potrzebujemy prawdziwej edukacji między innymi o religijnej różnorodności współczesnego świata, co podkreśla choćby Rada Europy. Dobre wydają mi się na tym polu doświadczenia brytyjskie. One mogłyby wspomóc procesy integracyjne bez powielania błędów polityki „multi-kulti”. Te i inne doświadczenia powinniśmy uważnie przestudiować.
Od dawna nurtują mnie „niepoprawne” pytania. Na przykład dlaczego liderzy Europy od lat nie widzą prześladowania — delikatnie mówiąc — chrześcijan w wielu państwach islamskich lub przez różne bojówki islamistyczne, a z drugiej strony są tak pełni współczucia wobec muzułmańskich przybyszów z tych rejonów?
Chrześcijanie są współcześnie najbardziej prześladowaną religią na świecie. Potwierdza to choćby najnowszy światowy indeks prześladowań organizacji Open Doors. Chciałbym mocno podkreślić, że walkę o prawa chrześcijan wspiera między innymi muzułmanka — baronowa Warsi, wchodząca w skład gabinetu premiera Davida Camerona. Według mnie politycy europejscy i organizacje międzynarodowe takie jak ONZ niewiele robią dla realnej ochrony wolności religijnej chrześcijan różnych wyznań. Tymczasem ślady ich obecności są sukcesywnie niszczone, jak na przykład na terenach Syrii opanowanych przez ISIS. Jest dla nie jasne, że ważna jest wolność religijna wyznawców wszystkich religii, w tym muzułmanów, jazydów, bahaitów, żydów, ale też wolność światopoglądowa osób niewierzących. Zatem współczucie dla muzułmanów pragnących nowego życia po wojennej traumie jest ważne, ale nie może to prowadzić do lekceważenia sytuacji chrześcijan, nie tylko na Bliskim Wschodzie.
Czy nie ma Pan wrażenia, że jesteśmy w pułapce? Z jednej strony nasze zachodnie standardy prawne każą szanować wolność sumienia i wyznania, uznawać prawa mniejszości religijnych, udzielać schronienia i opieki uciekinierom z terenów objętych wojną. A z drugiej strony już widać, że wielu przybyszy — że nie wspomnę o tych, którzy ich tu sprowadzają — cynicznie to wykorzystuje i nie ma zamiaru stosować się do praw i standardów europejskich. Czym to się może skończyć dla naszych standardów, choćby dla wolności religijnej?
Bez wątpienia można odnieść czasami wrażenie asymetrii praw w sytuacji, gdy w wielu krajach wwiezienie Biblii w bagażu podręcznym uchodzi niemalże za coś podobnego do przemytu narkotyków, a w wielu państwach europejskich niektóre radykalne grupy islamskie domagają się praw przekreślających na przykład wolność słowa czy prawo do zmiany zapatrywań religijnych. Stąd ważna jest gwarancyjna rola prawa państwowego, opartego na respektowaniu praw i wolności ludzkich, ale też bezpieczeństwa osób, społeczności i państwa jako takiego.
Prawo powinno gwarantować wszystkim równy wymiar wolności. Wolność ta nie może prowadzić do podważania podstawowych zasad prawa naszego kręgu cywilizacyjnego, w tym równości kobiet i mężczyzn, obecnej skądinąd w wielu pozaeuropejskich systemach prawnych.
Pamiętajmy też, że w razie zagrożenia dla bezpieczeństwa i porządku publicznego państwo może — i tak się dzieje — deportować radykalnych cudzoziemskich imamów nawiązujących do dżihadu. Wzorem choćby nowej austriackiej ustawy o islamie państwo powinno przeciąć finansowanie muzułmańskich świątyń, szkół czy centrów kultury przez państwa wspierające promowanie radykalnych odmian islamu, tworząc w to miejsce u siebie fakultety teologii muzułmańskiej dla kształcenia imamów „na miejscu”. Takie rozwiązania są dyskutowane na przykład w Niemczech i Francji.
Nasze standardy wolnościowe są częścią „tożsamości konstytucyjnej”, że użyję pojęcia Gary’ego Jacobsohna, i definiują naszą specyfikę euroatlantycką w szerokim wymiarze. Ale różne zamachy terrorystyczne na obszarze Europy i nie tylko pokazują konieczność ich obrony. Zatem wolność tak, ale wzmocnienie czujności przed różnie motywowanymi grupami chcącymi ją zmiażdżyć „od wewnątrz” i z zewnątrz — to nakaz przezorności. Naturalnie z zachowaniem procedur sądowych.
A islamskie burki, nikaby, hidżaby, czadory — te wszelkie okrycia muzułmańskich kobiet, które w skrajnych przypadkach zakrywają je całe? Mamy się na nie zgadzać? W wielu zachodnich miastach to już norma. Do niedawna sam uważałem, że to przejaw wolności religijnej, który należy uszanować, tak jak akceptuję prawo zakonnic do ich specyficznego stroju. Z drugiej strony zaczynam mieć wątpliwości, czy wszystkie muzułmanki tego rzeczywiście chcą, czy to wymóg religijny, czy kulturowy. I jak to się ma do naszych standardów w zakresie równości kobiet i mężczyzn?
Sądzę, że burki, nikaby, czadory to raczej kwestia kulturowa, a nie religijna. W moim Gorzowie kobiety tatarskie nie noszą takich elementów ubioru. Problemem dla mnie nie jest ich noszenie w przestrzeni prywatnej i publicznej typu ulice, place, parki. Problemem jest ich noszenie na terenie gmachów władz publicznych czy szkół i uczelni publicznych — o ile uznamy te stroje za kwestię religijną — bo wówczas mamy poważny problem z respektowaniem neutralności światopoglądowej władz i publicznych instytucji kulturalnych czy oświatowych.
Ciekawe jest w tym kontekście orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przyznające generalnie państwom tak zwany margines swobodnego uznania, czyli szanujący specyfikę i tożsamość konstytucyjną państw Rady Europy, w tym zakazy dla takich strojów w pewnych miejscach, jak to się dzieje na przykład we Francji czy Turcji.
Istotne jest pytanie o to, czy noszenie rzeczonych strojów jest dobrowolnym przejawem wolnej ekspresji danej kobiety — wówczas nie ma kwestii naruszenia jej wolności. Czy może jednak jest to zachowanie wymuszone najczęściej przez jej krąg rodzinny? W tym drugim przypadku może się to łączyć z „embargiem” na kontakty kobiety ze światem zewnętrznym — o ile nie będzie nosiła tych elementów stroju. Tyle że pojawia się nam tu delikatna sprawa ingerencji państwa chcącego bronić wolności kobiet (w tym ich prawa do edukacji) w życie rodzinne.
Ważna jest też kwestia identyfikacji tak ubranych osób — dowody osobiste, prawa jazdy, paszporty — w czym wspomniane stroje, ale też na przykład sikhijskie turbany przeszkadzają. A tu już wchodzą w grę ważne względy bezpieczeństwa. Inna sprawa to nieskuteczność uchwalonej pięć lat temu, w kwietniu 2011 roku, we Francji tak zwanej ustawy antyburkowej. Konia z rzędem tym, którzy ogarną tę kwestię w sposób optymalny! Swoisty konkurs trwa.
Czy wolność religijna — jakkolwiek pożądana i godna ochrony — jest wartością bezwzględną? Czy może być ograniczana i czy jej ograniczanie jednym nie odbije się na wolności religijnej pozostałych?
Jak każda wolność, tak i wolność religijna, na gruncie choćby prawa polskiego, podlega pewnym ograniczeniom, ale nie jej istota. Wszak to najważniejsza w rozumieniu art. 18 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka wolność ludzka. To wolność, która nas definiuje, pozwala na określenie własnych punktów odniesienia.
Ograniczenie tej wolności może nastąpić w państwach europejskich z przyczyn wymienionych w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, na przykład dla ochrony bezpieczeństwa narodowego, porządku publicznego, praw i wolności innych osób czy zdrowia. Przy czym te ograniczenia muszą być proporcjonalne do skali zagrożeń, nie mogą być wprowadzane „po uważaniu”.
W opinii wielu środowisk zagrożeniem dla publicznego i wspólnego wymiaru wolności religijnej może być na przykład radykalny laicyzm, z usuwaniem symboliki bożonarodzeniowej z miejsc publicznych, w tym choinek, i obchodami w to miejsce… przesilenia zimowego. Z drugiej strony zagrożeniem jest też klerykalizm, skrytykowany między innymi przez papieża Franciszka w jego wywiadzie rzece z redaktorem Eugenio Scalfarim z włoskiego dziennika „La Repubblica”. Wiara nie potrzebuje urzędowej podpórki w postaci na przykład przenoszenia norm religijnych na obszar prawa państwowego. Sądzę, że zabezpieczeniem dla wolności religijnej jest formuła: wolny Kościół w wolnym państwie.
Niezależnie od tego, że jest Pan prawnikiem, jest Pan też chrześcijaninem. Mamy tu pewne wzorce — miłosierny Samarytanin, miłuj nieprzyjaciół swoich, gościnność, podziel się z ubogim. A z drugiej strony brutalna rzeczywistość. Da się to wszystko pogodzić?
Da się to pogodzić — Jezusowe „Kazanie na Górze” i służbę samarytańską dla potrzebujących ze zdrowym rozsądkiem i troską o bezpieczeństwo w szerokim wymiarze, polegającą między innymi na zespoleniu współpracy służb specjalnych różnych państw dla dogłębnego sprawdzenia tożsamości uchodźców, bo o nich tu mowa, pod kątem ewentualnych związków z dżihadyzmem. Zrujnowane syryjskie Homs czy Aleppo nie mogą nas czynić obojętnymi. Na państwach Zachodu, a więc i na nas, spoczywa obowiązek doprowadzenia jak najszybciej do ustanowienia korytarzy humanitarnych z pomocą doraźną, przeciwdziałania ISIS i zwołania konferencji pokojowej w sprawie Syrii.
Rozmawiał Andrzej Siciński