Nie ruszaj się i nie oddychaj!

630

Nic nie zapowiadało, że to deszczowe popołudnie stanie się jednym z najbardziej dramatycznych w życiu Maura.

Mauro, 58-letni biznesmen, przeszedł długą drogę od ulicznego handlarza do właściciela sieci sklepów z ekskluzywną odzieżą. Teraz był bardzo bogaty i używał życia.

Porwanie

Gdy późnym popołudniem wyjechał z parkingu, ruch na ulicach rósł, jak zwykle pod koniec dnia pracy w wielkim mieście. Jechał tą samą trasą, co zawsze. Nagle wielki czarny jeep cherokee skręcił w stronę jego samochodu. W tej samej chwili za nim zatrzymała się ciemna furgonetka, blokując mu odwrót. Trzej uzbrojeni mężczyźni wyciągnęli go z auta i wepchnęli na tylne siedzenie jeepa. Któryś z nich narzucił mu na głowę worek, pchnął go na podłogę i przyłożył mu do głowy lufę rewolweru.

Mauro nie mógł zrozumieć, co się dzieje.

— Czego chcecie? Dokąd mnie zabieracie? — zapytał.

Niski głos odpowiedział:

— Jeśli będziesz współpracował, nic ci się nie stanie. Teraz zamknij gębę i nie ruszaj się! Nawet nie oddychaj!

Gdy porywacze dotarli na miejsce, wyprowadzili go z samochodu, związali mu ręce i zamknęli go w ciemnym pomieszczeniu. Nie grozili mu ani nic nie wyjaśniali. Mauro rozpłakał się. Choć nie był religijnym człowiekiem, zaczął prosić Boga o miłosierdzie i ratunek.

Powiedział porywaczom, że musi skorzystać z toalety. Nikt nie zareagował. W końcu wyczerpany zasnął w spodniach przesiąkniętych moczem.

Kilka godzin po tym, jak się obudził, bandyci pozwolili mu się umyć, zmienić ubranie i zjeść kawałek zimnej pizzy. Zamaskowany mężczyznao niskim głosie i z rewolwerem w dłoni przemówił do niego:

— Nic ci się nie stanie, jeśli ty i twoja rodzina będziecie z nami współpracować. Nie próbuj uciekać. Jeden głupi ruch i będzie po tobie.

Przez następny tydzień nikt ani słowem nie odezwał się do Maura. Pod koniec tygodnia kazano mu napisać list do rodziny z prośbą o zapłacenie okupu. Następnie porywacze zrobili mu zdjęcie z poranną gazetą w rękach i znowu przestali się odzywać.

Minęło wiele tygodni. Mauro stracił rachubę czasu. Przygnębienie, rozpacz, rozgoryczenie, nienawiść i pragnienie zemsty — uczucia, których nie znał wcześniej — teraz wypełniały go po brzegi. Mauro był tylko towarem, jak worek ziemniaków. Worek ziemniaków do sprzedania za dwa miliony dolarów. Tyle żądali porywacze. Jednak rodzina Maura nie była w stanie szybko zebrać takiej kwoty.

Opóźnienie rozwścieczyło porywaczy. Pewnego dnia przyszli do niego, przeklinając. Uderzyli Maura w głowę tak, iż stracił przytomność. Gdy się obudził, poczuł dotkliwy ból. Pomacał ucho, stwierdzając ku swemu przerażeniu, że porywacze odcięli z niego spory kawałek. Wysłali ten odcięty kawałek ucha jego rodzinie, by dowieść, że ich żądania i groźby należy traktować poważnie.

Ich makabryczne przesłanie odniosło zamierzony skutek. W ciągu 48 godzin rodzina zapłaciła pół miliona dolarów, po czym porywacze wywieźli Maura na przedmieście i tam go zostawili. Po dwóch miesiącach Mauro odzyskał wolność.

Zemsta

Mauro stracił zainteresowanie życiem. Zachowywał się jak żywy trup, przesiadując samotnie w swoim pokoju. Usunął się z kręgu miłości swoich bliskich i przyjaciół. Nikt nie był w stanie przeniknąć do cichego świata jego myśli.

W swoim pokoju, leżąc w ciemności z szeroko otwartymi oczami, Mauro patrzył w sufit, jakby starał się na nim ujrzeć jedyną twarz, którą widział podczas swojej ośmiotygodniowej niewoli. Była to twarz okrągła, pełna i zbyt młoda jak na zaawansowaną łysinę, którą szpeciła duża blizna.

Mauro chciał zapomnieć o tym, co go spotkało. Pamięć o porwaniu wyniszczała go wewnętrznie. Wmówił sobie, że gdyby udało mu się zabić tego człowieka, odzyskałby wolność, którą mu odebrano. Pragnienie zemsty stawało się silniejsze z dnia na dzień.

Po trzech miesiącach jego sposób życia wrócił do normy, wszakże z jednym wyjątkiem. Mauro znikał na wiele godzin, nie mówiąc nikomu, dokąd się udaje. Przemierzał miasto wzdłuż i wszerz. Jeździł autobusami, tramwajami i metrem. Przenosił się z miejsca na miejsce i przyglądał się ludziom.

Pewnego gorącego i słonecznego popołudnia Mauro stał w drzwiach baru, popijając wodę z butelki i przyglądając się przechodniom. Nagle jego serce zadrżało, a nogi ugięły się pod nim. Tak! To był on!

Zachowując dyskretną odległość, Mauro śledził tego człowieka. Porywacz udał się na dworzec kolejowy i pociągiem podmiejskim pojechał na przedmieście. Gdy wysiadł z niego, udał się do niewielkiego pomalowanego na żółto domu.

Wracając do domu, Mauro poczuł, jak ogarnia go poczucie ulgi i szczęścia. Teraz wiedział, co ma zrobić. Planował to od chwili, gdy został porwany.

Niedługo po tym udał się do dużego parku w mieście i usiadł na ławce. Człowiek, który wskazał mu tę ławkę, przybył dokładnie o godzinie 18. Był wysoki, muskularny, małomówny i należał do grupy płatnych zabójców, którzy obowiązali się zlokalizować i zabić wszystkie osoby zamieszanew porwanie Maura.

Szok

Pewnej gorącej letniej nocy ktoś zadzwonił do Maura. Biznesmen wstał po cichu i wyszedł do salonu, by porozmawiać.

— Masz godzinę, żeby tu dotrzeć — usłyszał. — Czeka na ciebie sześć paczek.

Zabójcy torturowali człowieka, którego odszukał Mauro, aż ten wydał swoich wspólników.

Sześć ciał leżało jedno obok drugiego na ziemi. Mauro przyglądał się im. Nagle jego serce zadrżało. Chwytając latarkę, oświetlił twarz czwartegoz zamordowanych. Nogi ugięły się pod nim i jęknął z przerażenia.

— Idioci, coście zrobili?! To jest mój najlepszy przyjaciel. On nie miał nic wspólnego z tym porwaniem!

Po raz pierwszy głos płatnego mordercy zabrzmiał niemal po ludzku:

— My się nie mylimy — powiedział łagodnie. — Wiem, że to dla ciebie trudne, ale to właśnie ten twój najlepszy przyjaciel opłacił tych oprychówi zgarnął większą część okupu.

Mauro poczuł, że za chwilę zwymiotuje. Zaczął dyszeć, jakby brakowało mu powietrza. Potem chwycił w ramiona ciało przyjaciela i zaczął krzyczeć:

— To niemożliwe! Idioci, jak mogliście mi to zrobić?!

Wreszcie któryś z zabójców powiedział:

— Człowieku, wynoś się stąd, bo będziesz miał kłopoty.

Mauro wsiadł do samochodu, przycisnął pedał gazu do oporu i pomknął polną drogą na złamanie karku. Jechał przed siebie bez celu, aż skończyło mu się paliwo i musiał się zatrzymać. Policjanci zastali go tak siedzącego w samochodzie na środku drogi, śpiącego na kierownicy. Ustalili jego tożsamość dzięki dokumentom, które miał w kieszeni. Było oczywiste, że przeżył głębokie załamanie nerwowe.

— Jestem mordercą! — krzyczał. — Zabiłem mojego najlepszego przyjaciela! Zasłużyłem na śmierć!

Gdy policjanci go przesłuchiwali, nie był w stanie podać żadnych konkretnych informacji na temat rzekomej zbrodni. Płakał tylko i bił głowąw ścianę.

Wieczorem policjanci wezwali rodzinę Maura. Jego najstarszy syn pojechał na komisariat i przywiózł ojca do domu.

Stan Maura pogarszał się z dnia na dzień. Nocą wychodził do ogrodu i chodził wokół basenu, a czasami płakał, jęcząc przy tym głośno i nie mogąc stłumić wzbierającego bólu. Rodzina woziła go do najlepszych lekarzy. Nikt jednak nie był w stanie wyjaśnić, co się z nim stało.

Depresja

Minęło 10 lat pełnych cierpienia. Większość tego czasu Mauro spędził w różnych szpitalach psychiatrycznych. Przeżył trzy próby samobójcze. Wreszcie rodzina Maura postanowiła oddać go do ośrodka dla osób chorych na depresję, prowadzonego przez Kościół Adwentystów Dnia Siódmego. Tamtejsi lekarze zapewnili mu także pomoc kapelana, duchowego opiekuna. Jednak Mauro wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie chce z nikim rozmawiać.

Pewnego dnia kapelan podszedł do Maura, gdy ten siedział w cieniu pod drzewem.

— Nie musisz nic mówić — powiedział. — Po prostu mnie wysłuchaj. Opowiem ci pewną historię. Jeśli nie lubisz opowiadań, powiedz mi,a przestanę cię zanudzać.

Mauro wzruszył obojętnie ramionami, a kapelan mówił dalej:

Był sobie kiedyś potężny król wielkiego narodu. Pewnego dnia, gdy jego armia toczyła wojnę, ów władca wyszedł na taras swego pałacu. Stamtąd rozejrzał się po mieście i zobaczył żonę swojego najlepszego oficera kąpiącą się nago. Zapragnął jej. Ponieważ był królem, miał nieograniczoną władzę. Kobieta uległa mu. I tak oboje zgrzeszyli. Władca uznał, że o tym, co zrobił, nikt się nie dowie i wkrótce on sam o wszystkim zapomni. Jednak po kilku tygodniach owa kobieta poinformowała go, że jest w ciąży. „Jak mam to wyjaśnić mężowi? Przecież on jest daleko, na wojnie, więc jest oczywiste, że nie może być ojcem tego dziecka”. Króla ogarnęło przerażenie. Co teraz powie ludziom? Przez kilka dni knuł intrygę, jak zataić swój grzech. Swojemu zaufanemu generałowi rozkazał zaaranżować wydarzenia podczas bitwy tak, by niewygodny oficer poległ. I tak się stało. Wtedy król niezwłocznie poślubił wdowę, twierdząc, że czyni to ze względu na pamięć poległego oficera, by otoczyć ją opieką po jego śmierci. Od tego dnia władca starał się zapomnieć o popełnionej zbrodni. Jednak świadomość grzechu dręczyła go dniem i nocą.

W Biblii czytamy: „Choćbyś nawet obmywała się ługiem i mydła używała obficie, jednak brudna plama twojej winy będzie wyraźna przede mną — mówi Wszechmocny Pan”1. Zaś mądry król Salomon napisał: „Kto ukrywa występki, nie ma powodzenia, lecz kto je wyznaje i porzuca, dostępuje miłosierdzia”2.

Istnieje tylko jeden sposób, w jaki ludzie mogą się pozbyć grzechów. Muszą okazać skruchę, wyznać grzechy i je porzucić. Ale władca ukrywał swój grzech.

Pewnego dnia na dwór królewski przybył prorok.

— Królu, pomóż mi — powiedział. — Mam sprawę, której nie potrafię załatwić. W jednym z miasteczek mieszka bogacz, który ma wiele owiec,biedak, który miał tylko jedną małą owieczkę, którą wychował od jagniątka. Pewnego dnia do bogacza przybył dostojnik i wtedy ów bogacz kazał zabić owieczkę biedaka i przyrządzić z niej posiłek dla swego gościa. Co należy zrobić z tym bogaczem?

Król posiniał ze złości. Nie posiadając się z oburzenia, wykrzyknął:

— Zasłużył na śmierć!

Wtedy prorok odczekał chwilę. Następnie, patrząc prosto w oczy królowi, powiedział łagodnie:

— Ty jesteś tym człowiekiem. Mogłeś wybierać wśród wszystkich kobiet w twoim królestwie, ale wziąłeś sobie cudzą żonę.

Król poczuł się, jakby zdarto z niego ubiór i stanął wobec świata zupełnie nagi. Hańba jego grzechu stała się jawna. Uciekł do swej komnatypłacząc, przez całą noc powtarzał:

— Jestem mordercą! Zasłużyłem na śmierć! Mam ręce skalane krwią!

Klęcząc, wołał:

— Zmiłuj się nade mną, Boże, według łaski swojej, Według wielkiej litości swojej zgładź występki moje! Ja bowiem znam występki swoje i grzech mój zawsze jest przede mną. Przeciwko tobie samemu zgrzeszyłem i uczyniłem to, co złe w oczach twoich3.

Nie wiadomo, jak długo tak się modlił. Jednak gdy skończył modlitwę, w jego sercu zapanował pokój. Był już innym człowiekiem. Otrzymał przebaczenie. Nastał dla niego nowy dzień, tak, że był gotowy stawić czoło rzeczywistości i żyć dla tych, którzy go potrzebowali4.

Gdy kapelan skończył opowiadanie, Mauro patrzył przed siebie, a łzy spływały mu po policzkach. Duszpasterz położył mu dłoń na ramieniu i czekał, aż Mauro się uspokoi. Potem przeczytał z Biblii obietnicę: „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy,i oczyści nas od wszelkiej nieprawości”5.

Kapelan wiedział, że trafił w czułe miejsce. To poczucie winy wyniszczało Maura przez te wszystkie lata. Poczucie winy jest w stanie uczynićz człowiekiem straszne rzeczy. Jest jak kat, który rozpina człowieka dzień po dniu na krzyżu sumienia. Wielu ludzi dręczonych poczuciem winy poddaje się zupełnie, a niektórzy odbierają sobie życie.

Przebaczenie

Od tego dnia, gdy tylko Mauro spotykał kapelana samego, podchodził do niego i bez słowa siadał obok. Wtedy duszpasterz czytał mu biblijne obietnice dotyczące przebaczenia, takie jak ta: „Chodźcie więc, a będziemy się prawować — mówi Pan! Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna”6.

Pewnego dnia kapelan zaproponował Maurowi, że pomodli się za niego. Gdy biznesmen się zgodził, duszpasterz położył dłoń na jego ramieniui zaczął się modlić:

— Panie, ten człowiek jest Twoim dzieckiem. Potrzebuje Twojego miłosierdzia i przebaczenia. Nie znam jego przeszłości, ale wiem, że poczucie winy go wyniszcza. Proszę, Panie, bądź miłosierny i przebacz jego grzechy.

Mauro rozpłakał się. Kapelan przerwał modlitwę, a Mauro wyznał:

— Jestem mordercą! Jestem mordercą. Nie zasługuję na to, by żyć. Zabierz mi życie, Boże! Nie chcę dłużej żyć w tym piekle.

Duszpasterz objął rękami Maura i powiedział cicho:

— Nie musisz umierać. Jezus już zapłacił cenę za twoje grzechy, gdy umarł za ciebie na krzyżu.

— To niemożliwe! — zaprotestował Mauro. — Mówisz tak, bo nie wiesz, co ja zrobiłem. Gdybyś wiedział, co zrobiłem, zrozumiałbyś, że mój grzech nie może zostać przebaczony.

Na to kapelan odpowiedział, cytując słowa samego Chrystusa: „Powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będzie ludziom odpuszczone”7i zapytał:

— Czy rozumiesz, co to znaczy? Każdy grzech to znaczy każdy bez wyjątku. Boże przebaczenie nie ma granic.

Mauro zaczął płakać jak dziecko. Przez lata był zamknięty w czarnym lochu poczucia winy, samotności i samopotępienia. Teraz promień światła przebił się do ciemnego świata lęku i winy.

Mauro szybko odzyskiwał równowagę psychiczną. Gdy następnym razem członkowie jego rodziny odwiedzili go, uśmiechnął się na ich widok — po raz pierwszy od wielu lat. Wydawał się spokojny. Jego bliscy nie mogli pojąć, co się stało. Tylko Mauro i jego duchowy opiekun wiedzieli, jaka przemiana zachodzi w duszy biznesmena.

Mauro spędzał wiele godzin dziennie, studiując Biblię ze swoim duszpasterzem. Raz po raz czytał: „Wasze winy są tym, co was odłączyło od waszego Boga, a wasze grzechy zasłoniły przed wami jego oblicze”8. Zrozumiał, dlaczego utracił wewnętrzny spokój. Odłączył się od Jezusa, jedynego dawcy pokoju. Jednak teraz uwierzył w Jego obietnicę: „Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam”9.

Mauro zrozumiał także, że Boże przebaczenie oznacza coś więcej niż uwolnienie od poczucia winy. Przebaczenie to coś więcej niż ogłoszenie Bożego uniewinnienia grzesznika. Biblia wyraźnie mówi, że „zapłatą za grzech jest śmierć”10 i że „wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej”11. Innymi słowy, śmierć zawsze jest skutkiem grzechu. Wszyscy ludzie są grzesznikami, tak więc wszyscy powinniśmy umrzeć, aby sprawiedliwości stało się zadość. „Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni”12.

O kim pisał Izajasz? Kto cierpiał i umarł za nas? Mauro dowiedział się, że Chrystus jest sercem ewangelii: „Nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni”13.

Umysł Maura był jak ciemny loch, w którym sumienie torturowało go dzień po dniu. Nagle przez szczelinę dotarł promień słońca. Wyzwalająca ewangelia Jezusa, Zbawiciela, napełniła go pokojem i szczęściem.

ALEJANDRO BULLÓN

1 Jr 2,22. 2 Prz 28,13. 3 Ps 51,3.5-6. 4 Zob. 2 Sm 11–12,13. 
5 1 J 1,9. 6 Iz 1,18. 7 Mt 12,31. 8 Iz 59,2. 9 J 14,27. 10 Rz 6,23. 11 Rz 3,23. 12 Iz 53,5. 13 Dz 4,12.

[Artykuł jest skrótem rozdziału z książki autora pt. Życie ma sens, Wydawnictwo „Znaki Czasu”, Warszawa 2015. Śródtytuły pochodzą od redakcji].