Problematyczne zawierzenia

2078

Ostatnimi laty można odnieść wrażenie, że przedstawiciele władz publicznych w Polsce zaczynają wchodzić w rolę duchownych, dokonując publicznie aktów do tej pory właściwych dla władzy religijnej.

„Jasna Góro, Czarna Madonno, miej w opiece naród cały, który żyje dla Twej chwały” — te słowa zawierzenia narodu polskiego „Czarnej Madonnie” nie wyszły z ust przeora jasnogórskiego klasztoru ani z ust prymasa Polski, ani przewodniczącego Episkopatu Polski. To słowa Mateusza Morawieckiego, premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej, którymi zakończył swoje polityczno-religijne wystąpienie podczas mszy odbywającej się w trakcie XXVII Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja.

Rzeczpospolita to „rzecz wspólna” albo „dobro wspólne”. Należy do wszystkich obywateli i oni ją tworzą. Ci wszyscy obywatele to według preambuły Konstytucji RP „Naród Polski”, a słowo „wszyscy” oznacza, jak tam napisano, że są to „zarówno wierzący w Boga (…) jak i nie podzielający tej wiary”, a mimo to „równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego — Polski”.


Naruszenie zasad


Z doświadczenia wiemy, że prosty podział na wierzących i niewierzących też nie wyczerpuje wszystkich możliwości światopoglądowych. Wierzący też mogą przecież różnie wierzyć, stąd występujące w języku polskim słowa „różnowiercy” czy „innowiercy”. Również ten stan rzeczy nasza konstytucja akceptuje, gdyż czytam w niej, że „Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione”. A skoro tak, to władze publiczne nie powinny żadnego z wyznań faworyzować. Dlatego kolejną konstytucyjną zasadą po równouprawnieniu jest zasada bezstronności tych władz „w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych”. A następną zasadą jest zasada wzajemnej niezależności państwa od związków wyznaniowych, nazywana wcześniej zasadą rozdziału Kościoła od państwa.

Z całym szacunkiem dla premiera i uznaniem dla jego osobistej wolności sumienia i wyznania, a więc również prawa do praktykowania swojej religii, to wydaje się jednak, że jako piastun jednej z najwyższych funkcji państwowych powinien się powstrzymywać od takich publicznych deklaracji jak ta wymieniona na początku artykułu — identyfikujących cały naród z jednym wyznaniem religijnym, powierzających cały naród opiece określonego „bóstwa”.

To nie pierwszy i boję się, że nie ostatni taki przypadek ze strony władzy. Kilka lat temu burmistrz Goleniowa podczas uroczystego rzymskokatolickiego nabożeństwa zawierzył swoje miasto i gminę Jezusowi Chrystusowi. Uprzedzając zarzuty o naruszenie zasady bezstronności, tłumaczył, że zawierzenia tego dokonuje jako osoba prywatna, która ma prawo do wyznawania publicznie swej wiary, a jego akt religijny nie będzie miał żadnych konsekwencji prawnych ani finansowych dla gminy. Czyn burmistrza spotkał się z pełnym poparciem lokalnego duchowieństwa rzymskokatolickiego, które podkreślało, że chodzi w nim o uświęcenie danego miejsca, żeby ludzie tam mieszkający się nawrócili i stali się lepsi. Ale pojawiły się też głosy przeciwne — że burmistrz mógł sobie zawierzać Bogu siebie i własną rodzinę, ale nie gminę, która nie jest jego prywatną własnością; że niewierzący lub inaczej wierzący mogą nie życzyć sobie, aby ktoś obcy, a zwłaszcza przedstawiciel władzy publicznej modlił się w ich intencji; że taka demonstracja wiary przez burmistrza to wyraz dyskryminacji niekatolików przez katolicką większość.

Jeszcze wcześniej, bo w 2006 roku,  w Szczytnie na uroczystej sesji połączonych rad miasta, gminy i powiatu radni — a więc znów przedstawiciele władz publicznych — podjęli uchwałę o odnowieniu zawierzenia tych trzech jednostek samorządowych „Matce Bożej Fatimskiej”. Odnowieniu, bo do pierwszego zawierzenia doszło dziesięć lat wcześniej z inicjatywy — prawidłowo! — rzymskokatolickiego proboszcza jednej z miejscowych parafii. Ale widocznie to pierwsze zawierzenie nie było w pełni skuteczne, dlatego postanowiono odnowić je „wspólnymi siłami” z władzą.


Subtelne różnice


Oczywiście każdy z tych przypadków jest nieco inny. W Szczytnie dokonano zawierzenia „urzędowo” — uchwałą organów władz publicznych podjętą na ich wspólnej sesji, z ewidentnym naruszeniem konstytucyjnej zasady bezstronności władz publicznych. W Goleniowie inicjatywa burmistrza była prywatna, a burmistrz może się modlić, gdzie chce, z kim chce i za kogo chce. Takie prawo ma też premier. W końcu sam Jezus Chrystus  nauczał, żeby kochać nawet nieprzyjaciół i modlić się nawet za prześladowców, a cóż dopiero za niewierzących czy wierzących inaczej. Z drugiej strony ten sam Jezus nauczał, że Bogu Ojcu bardziej miłe są modlitwy prywatne niż publiczne. Modlitwy za naród czy jakieś miejsce (teren, terytorium) też nie są z perspektywy biblijnej czymś dziwnym. Do izraelskich wygnańców przesiedlonych w czasach starotestamentowych do Babilonu prorok Jeremiasz pisał: „A starajcie się o pomyślność miasta, do którego skazałem was na wygnanie, i módlcie się za nie do Pana, bo od jego pomyślności zależy wasza pomyślność!”1. Modlitwy za „wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przełożonych” są wręcz powinnością chrześcijan, jak uczył apostoł Paweł2.

To, co jeszcze różni te akty zawierzenia, to osoba, której zawierzano. Na Jasnej Górze czy w Szczytnie była to „Czarna Madonna” i „Matka Boża Fatimska”, a w Goleniowie — Jezus Chrystus. Dla katolików to nie stanowi istotnej różnicy, ale dla chrześcijan opierających swą wiarę tylko na Biblii już tak — wierzą oni bowiem, że jest tylko „jeden Bóg” i „jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus”3. Dlatego powierzanie w modlitwie własnej rodziny i miasta w opiekę Jezusowi Chrystusowi nie powinno bulwersować żadnego chrześcijanina, niezależnie od wyznania. Czego nie można powiedzieć o przypadkach zawierzeń ze Szczytna i Jasnej Góry.

Olgierd Danielewicz

1 Jr 29,7 — kursywa autora. 2 1 Tm 2,1-2. 3 1 Tm 2,5.