Rodzimy się z pragnieniem odwetu na ludziach za to, co nam zrobili. Z natury nasze serce nie jest skłonne przebaczać. A jednak zostaliśmy wezwani, by zdobyć ten najtrudniejszy chrześcijański szczyt.
Wezwanie Chrystusa, by kochać nieprzyjaciół, pomagać wrogom, błogosławić nienawidzących nas jest jak szczyt Himalajów — wydaje się nie do zdobycia. Często nie dajemy rady kochać najbliższych, a co dopiero winowajców! Lubimy otrzymywać przebaczenie, ale nie oferować je innym. Nasze życie często wypełnia gniew, poczucie krzywdy i żądza zemsty. Tymczasem Jezus polecił nam modlić się do Boga w taki oto sposób: „I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom”1. Czy modląc się tak, zastanawialiśmy się kiedykolwiek głębiej nad tymi słowami? Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że prosimy Boga dokładnie o takie wybaczenie, jakiego sami udzielamy tym, którzy zawinili względem nas? Chętnie jako chrześcijanie przyjmujemy Boża przebaczenie — przecież nauczono nas, że jest bezwarunkowe. Ale co zrobić ze słowami Chrystusa: „A jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych”2? Bezwarunkowe…?
Jak napisał George R. Knight, zbawienie jest gładką tkaniną, bez szwów. Nie można przyjąć przebaczenia czy usprawiedliwienia, jeśli uświęcenie i odrodzenie nie stało się naszym udziałem. Chrześcijanie to ludzie, którzy sobie uświadomili, że nie można kochać Boga, nie kochając ludzi — Jego dzieci.
Jak wyskoki jest ten szczyt? Sięga znacznie dalej niż do aktu zaniechania zemsty. Bo choć czytamy: „Nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście [Bożej]. (…) Ja wymierzę zapłatę”, to nieco dalej apostoł Paweł zdaje się unosić już nad szczytem: „Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód — nakarm go. Jeżeli pragnie — napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”3.
Czy taka postawa w ogóle leży w zasięgu możliwości człowieka? Tak, o czym świadczą poniższe historie. Przebaczenie nie jest bowiem emocją, ale aktem woli. Decyzją, która otwiera Bogu drogę do działania w sercu człowieka. Prawdziwe przebaczenie, tak jak prawdziwa miłość, pochodzi z Niego, a nie z nas.
* * *
Przed laty, podczas wybuchu nastrojów antysemickich na terenie kampusu jednego z nowojorskich uniwersytetów, pewien student pobił swojego żydowskiego kolegę tak dotkliwie, iż istniało niebezpieczeństwo, że pobity umrze. Winowajca, przerażony tym, co zrobił, zbiegł i pod zmienionym nazwiskiem zamieszkał w odległej części kraju. Po latach zrobił karierę i został wysokim urzędnikiem w dużym przedsiębiorstwie. W jego firmie powstał poważny problem, więc posłano po specjalistę z innego koncernu tej branży na wschodnim wybrzeżu. Kiedy ów specjalista przyjechał, ku przerażeniu naszego bohatera okazało się, że był nim nikt inny, jak ten pobity kolega! Okaleczony i niepełnosprawny na całe życie, człowiek ten natychmiast wyczuł sytuację. Podszedł do swojego winowajcy i powiedział: „Wiem, co może się teraz dziać w twojej głowie. Powiem tylko parę słów, a potem pozostawimy przeszłość za sobą. Dwa lata spędziłem w szpitalu. Miałem wiele czasu, by wszystko przemyśleć. Postanowiłem czynić dobro — nie tylko dla siebie, ale także dla innych, takich jak ty, którzy z jakiegoś powodu nie wierzą, że Żydzi mają prawo korzystać z możliwości, jakie daje swoim obywatelom ten kraj. Moje kalectwo stało się dla mnie siłą napędową, bodźcem, a nie ograniczeniem nie do pokonania. Nie chowam żadnej urazy do ciebie. Przeciwnie, mam zamiar zainwestować nasze środki w twoją firmę i umożliwić wam dalszy rozwój”.
Historie takie jak ta uczą nas, że koło życia często zatacza pełny krąg, zmuszając nas do konfrontacji z grzechami przeszłości, jednak najważniejsza nauka, jaka z niej płynie, to fakt, że jednym z największych osiągnięć człowieka może być gotowość przebaczenia największym wrogom.
* * *
Podczas wojny w Armenii młoda kobieta i jej brat przebiegali przez ulicę, wówczas turecki żołnierz otworzył do nich ogień zza węgła. Chłopak zginął na miejscu, a dziewczyna zdołała dobiec do bramy i ocalała. Ponieważ była pielęgniarką, została zmuszona do pracy w tureckim szpitalu wojskowym. Pewnego dnia na jej oddział przywieziono tureckiego żołnierza — tego samego, który zabił jej brata. Był ciężko ranny. Najmniejsza nieuwaga mogła zagrozić jego zdrowiu. Po latach, mieszkając w Ameryce, wyznała, że zmagała się wtedy ze sobą. Jej stara natura domagała się zemsty, ale duch Chrystusowy nakazywał miłość. Na szczęście dla niej i dla rannego Turka lepsza strona jej natury zwyciężyła, a ona opiekowała się nim tak samo troskliwie jak innymi pacjentami. Żołnierz, który także ją rozpoznał, pewnego dnia zapytał, dlaczego nie pozwoliła mu umrzeć. „Jestem naśladowczynią Tego, który uczył, że mamy miłować nieprzyjaciół i czynić dobro”. Kiedy to usłyszał, milczał długo, a potem rzekł: „Nigdy nie słyszałem o takiej religii. Jeśli taka jest twoja religia, to powiedz mi o niej więcej, bo ja też chciałbym ją poznać”.
Palące sumienie człowieka, który jest dobrze traktowany przez kogoś, kogo skrzywdził, zostało porównane przez apostoła Pawła do rozżarzonych węgli. Nic tak nie stopi serca złoczyńcy jak szczera miłość okazana mu przez kogoś, wobec kogo zawinił.
* * *
W połowie ubiegłego stulecia Wiera trafiła do gułagu. Jej winą była niezłomna wiara w Boga. Skazano ją na dziesięć lat syberyjskiej katorgi. Ale samo obozowe życie było niczym w porównaniu z koszmarem, jaki osobiście zgotował jej komendant — człowiek okrutny i pozbawiony sumienia. Każdy jego atak Wiera odpierała w pokorze, mówiąc o Chrystusie, miłości, pokoju, zbawieniu. Bez względu na konsekwencje. I tak mijały lata. Któregoś roku los się zwrócił przeciw komendantowi i człowiek ten ciężko zachorował. Znienawidzony przez wszystkich, nie mógł liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Oprócz jednej osoby. Była to Wiera — prześladowana przez niego więźniarka, karana za każdym razem, zmuszana do nadludzkiego wysiłku. Ta kobieta pielęgnowała chorego mężczyznę, nosząc w sercu słowa swego najdroższego Boga: kochajcie nieprzyjaciół waszych. W tej straszliwej samotności komendant analizował swoje życie pełne podłości, kłamstwa, przemocy i gwałtu. Przed oczami przesuwał mu się obraz wszystkich plugastw, jakie wyrządził ludziom. Patrząc na pomagającą mu Wierę, przypominał sobie też słowa, które tyle razy od niej słyszał — słowa wiecznego pocieszenia, z których całe życie drwił i które kosztowały pokorną więźniarkę dnie i noce spędzone w karcerze. Teraz słowa te zaczęły rodzić owoce i powoli leczyły serce mężczyzny. Schorowany, głodny pokoju i dobra, prosił o więcej. „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja dam wam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”4. Sumienie boleśnie się odezwało, ale te słowa leczyły rany. Co za łaska! Wybaczenie dla mnie? — niedowierzał. Przecież Bóg obiecał: „Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją”5. Wiera nie miała Biblii, ale teraz przypominały się jej wszystkie wersety, które z taką ulgą i radością sama przed laty czytała. Komendant chłonął każde słowo, aż jego coraz bledsze oblicze znieruchomiało. Odszedł uspokojony, przyjmując Dobrą Nowinę.
Nienawiść jest ciężarem, który cię przygniata. Niszczy twoje życie, zdrowie. Przebaczenie jest uzdrawiającym spotkaniem z samym sobą. To dar dla samego siebie. Przebaczasz, żeby twoje życie mogło toczyć się dalej.
* * *
Gdy w latach 90. ub. wieku wybuchła plemienna wojna w Rwandzie, tylko w ciągu trzech miesięcy życie straciło tam milion osób. Trudno opisać skalę ludobójstwa. Gdy do jednej z miejscowości wtargnęli bojownicy Hutu, pięć tysięcy członków plemienia Tutsi ukryło się w kościele, wśród nich żona pastora adwentystycznego wraz z rodziną. Doszło do rzezi. Jej męża i dzieci zamordowano, a ją z przeciętą maczetą głową i odrąbanym ramieniem zostawiono na pewną śmierć. Kobieta jednak przeżyła. Po półrocznym pobycie w szpitalu wróciła do domu — miejsca, którego już nie było. Nie przeżył żaden członek jej rodziny. Wypełniona goryczą i złością na Boga nie poddała się jednak tym uczuciom, rozpoczynając cykl modlitw, które przyniosły jej pokój i koiły ból. Oddała się pracy dla innych i zaczęła służbę w lokalnym więzieniu, do którego trafili napastnicy Hutu. Przynosiła swym wrogom koce i żywność; więzi na tyle się zacieśniły, że w końcu zaczęli nazywać ją mamą. Kobieta rozdawała im Biblie, prowadziła z nimi studium Pisma Świętego, w wyniku czego wielu z nich przeżyło nawrócenie. Któregoś dnia jeden z tych mężczyzn upadł do jej stóp i płacząc, wyznał: „Mamo, byłem w grupie, która zamordowała twojego męża i twoje dzieci; to ja zabiłem twoja rodzinę”. Kobieta uklękła, przytuliła tego młodego człowieka i powiedziała: „Synu, ja ci przebaczam”. Kilka miesięcy później chłopak opuścił więzienie. Nie miał jednak dokąd pójść, bo jego rodzina też została zabita. Kobieta adoptowała go i traktowała jak syna. Dziś mężczyzna ten jest pastorem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.
Przebaczenie ma leczniczą moc. Uzdrawia wszystkich, których dotyka ― przebaczającego i tego, któremu się wybacza. Więcej, promieniuje we wszystkich kierunkach, dosięgając tych, którzy stoją z boku i przypatrują się, co przebaczenie czyni dla osób w nim uczestniczących.
* * *
„Być chrześcijaninem znaczy przebaczać nieprzebaczalne, gdyż Bóg tobie przebaczył nieprzebaczalne” — napisał C.S. Lewis. Chrześcijanin, który nie przebacza, jest takim samym paradoksem jak okrągły kwadrat.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
1 Mt 6,12. 2 Mt 6,15. 3 Rz 12,17-21. 4 Mt 11,28. 5 Iz 1,18.