Co łączy Abrahama, Jakuba, cieślę Józefa, Marię i Jezusa? Pomijając pochodzenie etniczne, wszyscy byli kiedyś uchodźcami lub emigrantami ekonomicznymi.
Niedługo po narodzeniu Jezusa Święta Rodzina, czyli Józef, Maria i Dziecko, musieli uciekać do Egiptu przed siepaczami Heroda Wielkiego. Nie wiem, czy wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, ale według dzisiejszych standardów ta Święta Rodzina to typowi uchodźcy. Uciekli ze swego kraju w obawie o życie.
Dziś w kraju nad Wisłą — kraju bożonarodzeniowych szopek, najpiękniejszych kolęd, wigilijnych stołów z pustym miejscem dla niespodziewanego gościa; kraju, który w jednym roku potrafi ugościć papieża, obchodzić jubileusz 1050-lecia chrztu oraz ogłosić wszem i wobec, że przyjmuje Chrystusa za Króla i Pana — uchodźcy są najwyraźniej niepożądani, w każdej liczbie, nawet najmniejszej. Niepożądani od góry do dołu — od władz poczynając, na zwykłych zjadaczach chleba kończąc.
Bo to nie żadni uchodźcy, to zwykli imigranci ekonomiczni! — słychać zewsząd. Nawet jeśli, to co? A inna święta rodzina, Abrahama, czy też nie była zmuszona udać się do Egiptu, gdy w Kanaanie, gdzie mieszkała, nastał głód? A rodzina innego patriarchy, Jakuba? Zrobiła to samo z tego samego powodu. To byli typowi emigranci ekonomiczni — opuszczali swój kraj za chlebem. Zrobili to samo, co zrobiło całkiem niedawno dwa miliony Polaków.
Trudno mi pojąć, jak w tak chrześcijańskim kraju, wręcz szczycącym się swoją religijnością, naśladowców Chrystusa nie stać na przyjęcie choćby symbolicznej liczby uchodźców z Azji czy Afryki. Wychodzi na to, że to puste miejsce przy wigilijnym stole to już tylko pusty symbol, nic się już za nim nie kryje, żadna polska gościnność.
Oczywiście nie chodzi o to, aby poddawać się swoistemu szantażowi mas szarżujących granice Unii Europejskiej czy szantażowi „wielkiej polityki”, która — można odnieść takie wrażenie — te masy do Europy napędza. Nie chodzi też o to, aby przyjmować wszystkich, jak leci, i w każdej ilości, bo żadne państwo, choćby najbogatsze, tego nie wytrzyma. I nie chodzi także o to, aby pozwalać na narzucenie sobie, wraz z przyjęciem gości, tolerowania zachowań zupełnie obcych nam kulturowo.
Nie mam żadnych gotowych rozwiązań, ale obraz zrujnowanego Aleppo, które wygląda jak Warszawa po powstaniu w 1944 roku, nie daje mi spokoju. Duża część Syryjczyków jest właśnie stamtąd. Stracili dobytek i może ledwo uszli z życiem, i gdzieś się muszą podziać… A my nie możemy wiecznie chować głowy w piasek, mówiąc, że to nie nasz problem. Nie możemy wiecznie kryć się za parawanem strachu przed terrorystami, obaw o zachowanie własnej tożsamości kulturowo-narodowej czy za parawanem zwykłych uprzędzeń rasowych lub etnicznych.
Wśród tych ludzi może być wiele „świętych rodzin” — wielu ludzi niezwykle wartościowych, takich jak Abraham, Jakub, Józef, Maria czy sam Jezus. Wśród nich może być również ktoś taki jak Wisam Ali, bohater okładkowego artykułu, Arab, który w zetknięciu z Chrystusem i chrześcijanami doznał nawrócenia tak głębokiego, że ostatecznie został pastorem. Z czasem wrócił do swojej ojczyzny, do rodzinnego Nazaretu, by własnym rodakom, muzułmanom, głosić zbawienie w Jezusie i to, co Jezus uczynił dla niego samego.
Napisałem, że nie widzę rozwiązania dla trawiącego Europę problemu uchodźców/imigrantów. Politycznego nie widzę, ale nie jestem ekspertem, więc może go po prostu nie dostrzegam. Ale widzę rozwiązanie duchowe. Ostatecznie dla chrześcijanina rozwiązaniem każdego problemu jest Jezus. Jego miłujcie nieprzyjaciół swoich czy kochaj bliźniego swego jak siebie samego, czy w końcu zło dobrem zwyciężaj — może rozwiązać więcej problemów, niż się nam wydaje. Nasze rozwiązania, jak widać, zawodzą.
Andrzej Siciński
Cały numer dostępny w elektronicznej wersji do nabycia tu: www.sklep.znakiczasu.pl lub już niebawem w wersji papierowej w dużych salonach Empik.
Nikt panu nie zabrania zaprosić do siebie grupkę Pakistańczyków, Afgańczyków, Syryjczyków czy innych. Jeśli ma pan rodzinę, żonę, córkę/-i czy syna/-ów to to zaproszenie będzie jak najbardziej na miejscu. Ciekawe czy spokojnie pójdzie pan do pracy? Wiem, liczy pan, że to państwo jako cały organizm zajmie sie nimi. Ale dlaczego dostrzega pan belkę w oku państwa polskiego, rządu, a nie dostrzega drzazgi w swoim? Niech pan zacznie zmianę od siebie, da przykład, zaprosi ich do siebie. Proszę wysłać ten swój tekst do żony i kilkunastoletniego syna zamordowanego polskiego kierowcy w Berlinie. Może i jestem „bezduszny”, może nie ma we mnie miłości chrześcijańskiej – proszę dopisać sobie co panu odpowiada.
Panie Pawle, dziękuję za komentarz. Rozumiem Pana obawy i może nawet po części je podzielam, również w artykule. Obawy nie mogą nas jednak paraliżować ani usprawiedliwiać bezczynności wobec cudzego nieszczęścia – w tym przypadku Syryjczyków. W artykule nie napisałem, że oczekuję masowego przyjmowania wszystkich uchodźców/imigrantów, ale mądrego. Pana sugestię, bym zaczął od siebie i przyjął pod dach uchodźców, służy odebraniu mi moralnego prawa do wypowiadania się w tej sprawie tak długo, aż kogoś z nich nie przyjmę pod dach. Ale to błędne rozumowanie. Jako obywatel po to m.in. płacę podatki, żeby moje/nasze państwo należycie realizowało swoje międzynarodowe zobowiązania, w tym pomagania ludziom uciekającym przed wojną. Jednostkowe przypadki terroryzmu nie mogą służyć państwu za parawan do nierealizowania tych zobowiązań. Co więcej, jeśli państwo tak właśnie się zachowuje, to znaczy, że ulega terrorystom, gdyż to ich celem jest zasianie w nas jako społeczeństwie ślepej nienawiści.
Nie, ten kij ma dwa końce. Ja płacę podatki aby zyć bez niepokoju o moja rodzinę, znajomych, przyjaciół. Nie chcę aby Ci, których kocham zostali zgwałceni czy zamordowani. Więc mamy pat. Chyba zdaje sobie pan sprawę , taką mam nadzieję, że to jest wojna cywilizacji. My potrafimy żyć z nimi w pokoju, obok siebie. Oni nie. Ich celem jest zniszczenie naszej cywilizacji, wiary. Sami o tym mówią. To jest ich cel. I ja i pan zapewne uogólniamy. Spośród tej rzeszy uchodźców (przede wszystkim) w Niemczech są i tacy co zapewne chcieliby żyć w pokoju. Nie wypowiadam sie o proporcjach. Trzeba im pomóc , ale uważam, że w miejscu ich zamieszkania, ich kraju. Zamiast zwoływać konferencje, obrady, wydawać pieniądze na to, itp. – po prostu trzeba przeznaczyć te środki na pomoc dla nich i aby wykończyć ISIS, nawet fizycznie. I tam budować studnie, szkoły, drogi, zakłady pracy, itp. Czemu ci młodzi uciekinierzy (?), uchodźcy(?) nie walczą o swoją ojczyznę, o swoje domy czy rodziny z wrogiem, który niszczy ich kraj? Wg mnie to powinien być ich obowiązek. Niestety, tak, przyznaję, nie jestem Desmondem Dossem. O to co sie kocha, trzeba walczyć. W każdej postaci. Nawet z bronią w ręku. Niestety. Nie po to tyle nasz naród wycierpiał w swojej historii aby teraz bać się wychodzić z domu, iśc wieczorem do parku, niepokoić się dlaczego kochana osoba nie wraca wiedząc, że – niestety – są w pobliżu „uchodźcy”. Nie, po prostu nie. Nie jestem w stanie się zmienić, nawet wiedząc, że może będę tym chwastem przeznaczonym na spalenie. Jest w Polsce kilkaset tys. Ukraińców. I pomimo przeszłości pełnej tragicznych zdarzeń są to ludzie z naszego kręgu cywilizacyjnego, chrześcijanie. Żyją pośród nas, nie dokonują zamachów. W zborze w Podkowie Leśnej jest ich wielu. Żyją spokojnie, pracują.
Pomaganie na miejscu zgrabnie brzmi i też powinno mieć miejsce, ale nie wszystkim tak można pomóc. Gdy Żydzi uciekali z Niemiec przed II wojną i z krajów okupowanych w czasie II wojny pomaganie im na miejscu nie miałoby sensu, a bywało, że statki z żydowskimi uciekinierami z Niemiec nie były przyjmowane w różnych portach świata, bo nikt ich nie chciał i każdy uważał, że kto inny powinien im pomóc. Nie powtarzajmy tego błędu. Wszystko, o czym Pan pisze, sprowadza się do kwestii ilości przyjętych uchodźców i ich dokładnej weryfikacji.
Statki z żydowskimi uchodźcami nie były przyjmowane bo bogaci Żydzi z tych krajów ich nie chcieli, a mieli wpływ na takie decyzje. Gdy w średniowieczu uciekali Żydzi z Europy zachodniej, to tylko w Polsce znaleźli schronienie, już od czasów Kazimierza Wielkiego. Żyli, asymilowali się lub i nie. Walczyli w Powstaniu Styczniowym, w legionach Piłsudskiego, w czasie II wojny światowej (nawet w kierownictwie Narodowych Sił Zbrojnych byli Żydzi). Byli częścia polskiej historii, i tego nie zaprzeczam. Pomimo, że w Polsce za ukrywanie Żydów groziła śmierć dla całej rodziny czy nieświadomych mieszkańców kamienicy w której się ukrywali (i tylko w Polsce), Polacy udzielali schronienia, pomagali, ginęli mordowani przez Niemców (jak np. rodzina Ulmów). To spośród Polaków jest największa liczba Sprawiedliwych Wśród Narodów. To wiemy. Za tę pomoc „mamy” dziś m.in. określenia w mediach zagranicznych „polskie obozy śmierci” , „polskie obozy koncentracyjne” itd., itp. , nawet w Izraelu. Nie odniósł się Pan do kwestii wojny dwóch cywilizacji, a ona jest kluczowa. To sprawia, że nie chcę – nie ludzi innej wiary – ale innej kultury, cywilizacji skoro oni są zaprogramowani na zniszczenie chrześcijaństwa. Proszę sięgnąc do lektury np. Oriany Fallaci „Duma i wściekłość” (ale to tylko przykład) , wystarczy posłuchać przekazu tych „bojowników” – ich celem jest opanowanie Europy i zniszczenie chrześcijaństwa. A nie bierze Pan pod uwage, że ów przewidywany w czasach ostatecznych konflikt i prześladowanie sprawiedliwych nie będzie sie odbywał na styku – tak jak preferujecie taką wersję – kościół katolicki i sprawiedliwi a islam i chrześcijaństwo? Ku temu to zmierza. I stąd też nie zapraszam do siebie tych, którzy chcą zniszczyć mój dom. Dla mnie tym domem jest też ziemska ojczyzna, Polska.
Odpowiem teraz krótko, a później może dodam nieco więcej. „Wściekłość i dumę” Fallaci czytałem, ale także jej „Siłę rozumu” oraz „Wywiad z sobą samą. Apokalipsa”. A mimo to pozostaję przy swoim zdaniu wyrażonym w artykule i komentarzach. Dziękuję za zainteresowanie artykułem i interesującą wymianę poglądów.