Religia już tak bardzo zadomowiła się w szkołach publicznych, że wrzesień niedługo zacznie się kojarzyć nie tyle z początkiem roku szkolnego, co religijnego.
W lipcu w mediach pojawiła się informacja, że w Dwujęzycznej Szkole Podstawowej Bonum Futurum w Tulcach w Wielkopolsce religia jest przedmiotem obowiązkowym. Taki zapis mają nawet w statucie. Szkoła, choć niepubliczna, ma jednak uprawnienia szkoły publicznej. Powiadomione o tej sytuacji przez Fundację „Wolność od religii” kuratorium w Poznaniu nie widzi w tym problemu. Argumentuje, że prawo oświatowe nie definiuje szkoły jako instytucji świeckiej, a konstytucja gwarantuje rodzicom prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnego z ich przekonaniami. Kuratorium zupełnie przy tym nie zauważa, że według ustawy z 1989 roku o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, „Rzeczpospolita Polska jest państwem świeckim, neutralnym w sprawach religii i przekonań”. Zaś według rozporządzenia MEN z 1992 roku w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach, „uczestniczenie lub nieuczestniczenie w lekcjach religii nie może być powodem dyskryminacji”. Ponadto zarówno to rozporządzenie, jaki i ustawa o systemie oświaty przewidują organizowanie lekcji religii w szkole publicznej dopiero „na życzenie” rodziców lub uczniów. Zapis statutowy o obowiązkowej nauce religii ma się nijak do tych przepisów.
Klerykalizacja szkół publicznych
To tylko jeden z wielu przykładów postępującej klerykalizacji życia polskiej szkoły. Dla niepamiętających znaczenia tego pojęcia, klerykalizacja to poddawanie wpływom kleru świeckich dziedzin życia społecznego, politycznego i kulturalnego. Inne przykłady to między innymi: krzyże w klasach, rekolekcje na terenie szkół, msze święte na początek i koniec roku szkolnego w salach gimnastycznych, organizowanie w szkole Dni Papieskich czy pielgrzymek, chóry szkolne śpiewające do mszy w zaprzyjaźnionych ze szkołą parafiach, lekcje religii zawsze w środku zajęć lekcyjnych, a nie na ich początku lub końcu (żeby nikomu nie przyszło do głowy je ominąć, przychodząc do szkoły później lub wychodząc wcześniej), święcenie sal lub obiektów szkolnych, wspólne odmawianie modlitw w szkole nawet poza lekcjami religii.
Jednak klerykalizacja to jedno, a dyskryminacja religijna w szkołach to drugie, ale — jak się wydaje — z pierwszym związane. W 2016 roku w Krakowie ukazała się publikacja pt. Pomiędzy obowiązkiem a wyborem — etyka i religia w szkołach publicznych w Polsce autorstwa Joanny Balsamskiej, Szymona Beźnicy i Dominiki Lalik-Budzewskiej. Jej wydawcą jest Fundacja na Rzecz Różnorodności Polistrefa. Publikacja zawiera i omawia wyniki badań ankietowych przeprowadzonych w roku szkolnym 2014/2015 z rodzicami uczniów i uczniami, którzy ukończyli 16. rok życia. Ogółem przeprowadzono 390 wywiadów. Jeden z rozdziałów tej publikacji nosi tytuł: „Dyskryminacja mniejszości wyznaniowych i światopoglądowych”.
Przykłady dyskryminacji wyznaniowej
Aż 35 proc. z grupy ankietowanych rodziców i 37 proc. z grupy uczniów potwierdziło doświadczanie nieprzyjemności w związku z tym, że uczeń nie należy do Kościoła rzymskokatolickiego. Odpowiednio 34 proc. i 22 proc. respondentów potwierdziło doświadczanie nieprzyjemności wynikających z nieuczęszczania ucznia na religię rzymskokatolicką. Najczęściej były to nieprzyjemności ze strony innych uczniów, dalej katechetów rzymskokatolickich, rodziców innych uczniów, innych nauczycieli, wychowawcy czy przedstawicieli dyrekcji szkoły.
Nieprzyjemności ze strony innych uczniów polegały głównie na agresji werbalnej w postaci dogadywania, nękania słownego, wyzywania. Jeden z rodziców pisał, że jego dziecku dokuczano, gdyż nie znało słów pieśni kościelnych śpiewanych podczas apelu szkolnego, na którym obecność wszystkich dzieci była obowiązkowa. W połowie przypadków agresja słowna miała zabarwienie teologiczne — uczniom grożono piekłem, diabłem, nazywano ich satanistami i bezbożnikami, wmawiano, że skoro nie chodzą na religię, to nie dostaną prezentów pod choinkę. „Kolega córki powiedział (przy innych dzieciach), że ona w ogóle nie powinna żyć, bo nie wierzy w boga (pisownia celowa)” — napisał jeden z rodziców.
Z kolei katechetom rzymskokatolickim zdarza się nie szanować decyzji o nieuczęszczaniu uczniów na lekcje religii rzymskokatolickiej. Rodzice takich uczniów skarżyli się nawracanie na „jedynie słuszną wiarę”. Dzieci bywały nagabywane pytaniami o powody nieuczęszczania na lekcje religii, wiarę czy niewiarę rodziców, zmuszane do słuchania tłumaczeń, że lekcje te są niezbędne w życiu. Wmawiano dzieciom, że rezygnowanie z religii dla etyki nie ma sensu, bo zajęcia z etyki i tak będzie prowadził ksiądz katecheta. Bywa, że katecheci drwią publicznie z uczniów nieuczęszczających na lekcje religii czy zmuszają takie dzieci do pozostawania w klasie dla choć biernego uczestniczenia w lekcji. Niektórzy katecheci krytykują publicznie rodziców dzieci nieuczęszczających na religię, określając ich jako grzesznych lub złych.
Nieprzyjemności ze strony rodziców innych uczniów polegają zwykle na próbach izolowania swoich dzieci od uczniów nieuczęszczających na religię rzymskokatolicką czy na unikaniu kontaktu z ich rodzicami. Nieodzywanie się, zakazy rozmów, wspólnych zabaw, przyjaźni. Czasami są to krytyczne komentarze typu, że jeśli jakiś rodzic nie puszcza dziecka na lekcje religii, to sam jest winien jego dyskryminowania; czy złośliwe uwagi o „wychowywaniu bez Boga”.
Pracownicy szkoły też bywają źródłem omawianych nieprzyjemności. Zdarza się im takich uczniów „nawracać”, pouczać, negatywnie komentować rezygnację z uczestnictwa w lekcjach religii, a nawet wywierać presję na zmianę decyzji. Jedna z ankietowanych uczennic napisała: „Moja mama została zapytana przez wychowawczynię o to, czy wie, że podpisuje deklarację (podpisywała zgodę na uczęszczanie w lekcjach etyki) cytuję odwrócenia się od boga” [pisownia oryginalna — red.]. Inna napisała: „Najpierw nie mogłam sama wypisać się z religii, mimo że ukończyłam 18 lat, i musiała przyjść moja mama, wypisać deklarację, po czym ja musiałam ją podpisać. Dyrekcja wypytywała mnie o powody tej decyzji i patrzono na mnie z pogardą”. Rodzic jednego z dzieci napisał: „Na ognisku szkolnym nauczyciel zakazał mojemu dziecku jeść kiełbasę, bo powiedział, że jest post i musi uszanować poglądy innych. Nasze poglądy nie zostały uszanowane”. Dzieci niechodzące na religię słyszą od nauczycieli, że jako „niewierzący” „nie mogą dobrze interpretować lektur” albo że „boją się krzyża”. Zdarzały się też problemy z wpisywaniem do dziennika nieobecności na lekcjach religii dzieciom na religię niezgłoszonym, niejako „za karę”. Mimo że szkoła ma zapewnić dzieciom nieuczęszczającym w szkole na lekcje religii opiekę lub zajęcia wychowawcze w czasie takich lekcji (zwłaszcza gdy odbywają się pomiędzy innymi lekcjami), bywa że szkoły tego nie robią. Zdarzało się wypraszanie takich dzieci z bibliotek czy świetlic szkolnych, spędzających tam czas, a nie na lekcji religii.
Życzyłbym sobie — a właściwie innym, bo dzieci mam już odchowane — żeby w nadchodzącym roku szkolnym takich przypadków było jak najmniej. Nie mogę się jednak pozbyć natrętnej myśli, że z uwagi na obecne tendencje w naszym społeczeństwie to moje życzenie pozostanie jedynie klasycznym życzeniem pobożnym.
Olgierd Danielewicz
[Skrót artykułu. Całość dostępna w elektronicznej wersji do nabycia tu: www.sklep.znakiczasu.pl lub już niebawem w wersji papierowej w dużych salonach Empik].
widzę że prześladowanie osób wierzących jest coraz większe. a zmuszanie siłą do gender jest ok ? Pozdrawiam
Żadne zmuszanie kogokolwiek, zwłaszcza siłą, do zachowań, które nie są obowiązkami ustawowymi, nie jest ok.