W świecie przemocy

2503
Offender with his hands in handcuffs

Lato tego roku było bardzo gorące, dosłownie i w przenośni. W tym drugim znaczeniu było pełne emocji, zwłaszcza jednej — gniewu przeradzającego się miejscami w przemoc. A to jeszcze nie koniec.

Wydarzenia z Białegostoku, z lipcowej parady równości środowisk LGBT, wstrząsnęły całym krajem. Pobicia uczestników parady. Zbiorowe gonitwy po ulicach za uciekającymi ofiarami. Tłumy osiłków wygrażające pięściami spokojnie maszerującym ulicą ludziom. A wśród tych tłumów osoby z różańcami w rękach i bluźnierstwami na ustach czy rodzice z małymi dziećmi — też wykrzykujący wulgaryzmy pod adresem maszerujących.

„Armia Boga”

Niektórzy z tych białostockich osiłków mieli na sobie koszulki z napisem „Armia Boga”. Ten widok to swego rodzaju nowość na ulicach i w przekazach medialnych. Kto tych ludzi powołuje do swojego „wojska”, gdzie i jak są werbowani?

Częściowej odpowiedzi na te pytania udzielił mi filmik opublikowany na jednym z portali społecznościowych. Widać na nim grupę młodych ludzi w takich koszulkach i z mieczami w dłoniach w — uwaga! — kościele katolickim. Stoją z tymi mieczami, uniesionymi, dumnie wyprężeni w pierwszym rzędzie, a duchowny im błogosławi.

Wdałem się w internetową dyskusję z osobą, która ten film zamieściła. Zapytałem, jak się ma ten widok do postawy Jezusa Chrystusa, który upomniał swego ucznia Piotra, by nie używał miecza, bo „kto mieczem wojuje, od miecza ginie”1. To był ten moment, gdy wrogowie Chrystusa przyszli Go pojmać w Ogrodzie Getsemane, a Piotr, broniąc swego Mistrza, obciął mieczem ucho jednego z napastników. A Jezus, w przeciwieństwie do Piotra, zdążył jeszcze cudownie uzdrowić zranionego napastnika. Zapytałem, jak to błogosławienie mieczy w kościele ma się do starotestamentowych proroctw o Królestwie Bożym, które ma jeszcze nadejść, ale już dziś ma panować w sercach wyznawców prawdziwego Boga, a które to proroctwa zapowiadają nadejście czasu przekuwania mieczy na lemiesze2. Innymi słowy, zapowiadają nadejście czasów Bożego pokoju. Chrześcijanie zatem powinni być znani z celebracji pokoju właśnie, a nie celebracji walki i jej narzędzi.

Mój rozmówca skwitował te pytania przykładem księdza Skorupki, który w 1920 roku błogosławił polskich żołnierzy w bitwie na przedpolach Warszawy z nacierającą sowiecką Armią Czerwoną. Przypomniał też, że nawet papieże błogosławili średniowiecznym zbrojnym krucjatom chrześcijańskim.

Ja z kolei przypomniałem rozmówcy, że dla chrześcijanina żaden ksiądz czy nawet papież nie mogą być ważniejsi od Pana Jezusa i Jego nauki; że „bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi”3 i że „daremnie” oddaje się Bogu cześć, trzymając się w sferze religijnej „zasad, które są wymysłem ludzi”4.

Sympatyk „Armii Boga” też postanowił odpowiedzieć mi Biblią, cytując słowa Chrystusa: „Nie sądźcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię. Nie przyszedłem, aby przynieść pokój, ale miecz”5. Miały one jego zdaniem być rodzajem Chrystusowego upoważnienia dla papieży i księży do błogosławienia mieczy i załatwiania spraw przy ich użyciu.

Ten biblijny „cios” miał mnie pewnie trafić w samo serce, ale odparowałem go stwierdzeniem, że są to słowa wyrwane z kontekstu, a czytane w kontekście znaczą coś zupełnie innego. Ponadto Pan Jezus nakazywał swoim naśladowcom miłować nieprzyjaciół, a apostoł Paweł wzywał, aby zło zwyciężać dobrem6. Napisałem, że gdyby mój rozmówca miał rację, to zacytowane przez niego słowa Jezusa oznaczałyby nic innego jak tylko chrześcijańską wersję rozumianego skrajnie islamskiego dżihadu — jako świętej wojny z „niewiernymi”; że byłyby wręcz wezwaniem do stosowania przemocy wobec przeciwników. Czym byśmy się wtedy różnili od islamskich fanatyków?

Z braku dalszych argumentów rozmówca nazwał mnie jehowitą — którym nie jestem — i nie tylko zakończył ze mną rozmowę, ale także niedługo potem ją w ogóle skasował. Dobrze, że rozmawialiśmy przez internet, a nie bezpośrednio, bo nie mam pewności, czy z braku mocniejszych argumentów mój rozmówca nie użyłby w końcu wobec mnie argumentu siły. W końcu miał pewnie pobłogosławiony w kościele miecz na takich „wrogów wartości”, cokolwiek to znaczy, jak ja.

Narastanie i usprawiedliwianie przemocy

Mamy w Polsce ewidentny problem nie tylko z narastaniem przemocy, ale także jej usprawiedliwianiem. Jak pokazuje zarys powyższej rozmowy, to usprawiedliwianie przemocy ma również charakter religijny, nawet z użyciem wyrwanych z kontekstu fragmentów Biblii.

Kilka dni po białostockiej paradzie równości media obiegła wieść o poważnym pobiciu we Wrocławiu mężczyzny, który głośno wyraził swój sprzeciw wobec namazanego sprayem na murze napisu „LGBT = pedofilia”.

Po kolejnych kilku dniach media doniosły o przypadku reżysera, który został pobity na ulicy za… chodzenie w spodniach rurkach, co dla napastników miało być dowodem na jego homoseksualizm. W istocie ów mężczyzna został pobity kilka tygodni wcześniej, ale leżał przez ten czas w szpitalu nieprzytomny i dopiero po odzyskaniu przytomności opowiedział, co się stało. Notabene jest heteroseksualny. Omal nie stracił życia, bo komuś coś się wydawało.

Po następnych paru dniach kolejne doniesienie, z Częstochowy. Kobieta chcąca wejść do jakiegoś pubu została pobita przez ochroniarza za to, że miała na sobie sweterek z kolorowym dużym sercem. Problem w tym, że ochroniarz uznał, że to kolory tęczy, a ta może oznaczać jego zdaniem tylko jedno — że ma do czynienia z osobą o homoseksualnych inklinacjach, a więc należy się jej bicie.

Codziennością stają się od kilku lat pobicia za wygląd, za obcy akcent, za publiczne używanie obcego języka (przypominam nie tak dawne pobicie w tramwaju Polaka, profesora uniwersytetu, za to, że w rozmowie ze swoim kolegą z Niemiec używał niemieckiego języka).

Co się z nami stało? Co stało się z naszą polską otwartością i gościnnością, z naszym polskim przecież: gość w dom — Bóg w dom? Kto zatruł nasze polskie serca nienawiścią do wszystkiego, co nie nasze, co obce większościowej normie? Kto zatruł nas nienawiścią dla niepoznaki przebraną w świętą troskę o moralność i seksualne bezpieczeństwo naszych dzieci?

Dzień po wydarzeniach w Białymstoku internet został zalany filmikami pełnymi obscenicznych obrazów z gejowskich parad na Zachodzie: mężczyzn i kobiet paradujących ulicami niemal nago czy udających kopulację ze swymi partnerami tej samej płci itp. Można się domyślać, o co chodzi ludziom umieszczających takie filmy. Z jednej strony ma to być usprawiedliwienie przemocy stosowanej wobec osób LGBT, które swoim zachowaniem mają ją prowokować, a z drugiej strony ma to być ostrzeżenie przed tym, co do naszego „świętego” kraju z tego „zepsutego i moralnie zgniłego” Zachodu nadciąga, przed „tęczową zarazą”. Tak czy inaczej ma to znaczyć, że się im należało. Tyle że ani w Białymstoku, ani w żadnych innych miejscach w Polsce podczas parad równości żadne takie sceny nie miały miejsca.

To, co miewa miejsce podczas tego typu manifestacji, to zachowania, które zdaniem niektórych podpadają pod zakazaną kodeksem karnym obrazę uczuć religijnych. Za przykład podaje się tu eksponowanie reprodukcji obrazu „Matki Boskiej Częstochowskiej” w tęczowej aureoli czy aureoli w kształcie waginy lub rzekome parodiowanie katolickich obrzędów religijnych.

Pomijając kwestię sensowności obecności w kodeksie karnym przestępstwa obrazy uczuć religijnych — które zdaniem wielu znawców prawa jest już anachronizmem, a nadto utrwala pewien rodzaj nierównego traktowania, otacza bowiem ochroną jedynie uczucia ludzi religijnych, a pozostawia bez ochrony uczucia ludzi niereligijnych — warto zauważyć, że zachowania takie to często reakcja środowisk LGBT na wcześniejsze akcje katolickie. Przykładem może tu być ostatnia wielkanocna instalacja Grobu Pańskiego w jednym z płockich kościołów, gdzie pod krzyżem ustawiono tekturowe pudła, każde z napisem oznaczającym jeden z grzechów, które zabiły Pana Jezusa. Na samym szczycie góry pudeł znalazł się napis LGBT. To po tej instalacji zaczęto eksponować tęczowe matki boskie.

Obojętnie jednak, kto pierwszy zaczął, zachowania te — niezależnie od oceny ich smaku czy stosowności — są jedynie sposobem wyrażania poglądów i emocji przez różne grupy obywateli, rodzajem dyskursu publicznego. Tak jak jedni mają prawo wyrażać publicznie, co myślą i jak wierzą, tak samo drudzy. Nikogo jednak nie wolno w imię obrony własnych wierzeń i wartości bić. Wszyscy mamy prawo do wolności słowa i zgromadzeń — tak katolicy, jak i środowiska LGBT.

Przykro słuchać, kiedy hierarchowie katoliccy, zamiast mówić o konieczności porzucenia grzechów — do czego mają absolutne prawo i co jest biblijnie uzasadnione — nazywają ludzi innej orientacji seksualnej „zarazą”, a wiernych wzywają do jej powstrzymania. A żeby ich jeszcze bardziej zmotywować, zaszczepiają w wiernych lęk przed czyhająca za rogiem seksualizacją ich dzieci przez ludzi ze środowisk LGBT. Zupełnie jakby dzieci te nie były już od najmłodszych lat „seksualizowane” przez internet i telewizję, a nawet przez samych duchownych — choćby w ramach przygotowań dziewięciolatków do pierwszej komunii, gdzie w rachunku sumienia dzieci pytane są o kontakt z pornografią i masturbację.

Seksualizacja dzieci to nie jedyne straszydło wykorzystywane do nastawiania większości przeciwko mniejszości. Kolejnym jest pedofilia — zrównywana od kilku miesięcy z ruchem LGBT. Wcześniej nikt tego specjalnie nie eksponował, nie stawiał między tymi pojęciami znaku równości. Zaczęto to dziwnym trafem robić po dokumentalnym filmie braci Sekielskich pt. Tylko nie mów nikomu, ujawniającym nie tylko pedofilskie praktyki wielu księży katolickich, ale także fakt ukrywania tego procederu przez ich biskupów. Czyżbyśmy mieli zatem do czynienia z inspirowaną przez to środowisko próbą odwrócenia uwagi opinii publicznej od siebie, a skierowania jej na środowisko LGBT? Wszystko na to wskazuje.

Co z tym mieczem?

Może to truizm, ale warto go powtarzać — że choć Bóg nienawidzi grzechu, to kocha grzeszników. Mówi nawet: „Miłujcie waszych wrogów i módlcie się za tych, którzy was prześladują”7.

Nawet jeśli jakaś część katolików lub szerzej — chrześcijan ma ludzi ze środowiska LGBT za swoich ideowych wrogów, nieprzyjaciół, to i tak mają ich miłować i się o nich modlić. Nazywanie ich zarazą pod pozorem, że chodzi tylko o ideologię, a nie ludzi, to zwykła sofistyka. To niegodne chrześcijaństwa.

Miłowanie ludzi LGBT wcale nie musi oznaczać konieczności moralnej akceptacji czy wręcz afirmacji dla ich seksualnych praktyk. Biblia też takich praktyk nie akceptuje. Z drugiej jednak strony, choć mogę czegoś nie akceptować z moralnego czy religijnego punktu widzenia, to jako członek społeczeństwa pluralistycznego, w którym równorzędnie obecne są różnie światopoglądy, muszę uznać pełnoprawną obecność w życiu innych ludzi nawet obcych mi praktyk seksualnych, o ile mieszczą się w dopuszczalnych prawem granicach. Mogę te praktyki krytykować, ale nie mogę zwalczać ich przemocą.

I słowa Jezusa o mieczu nie są tu dla tej przemocy żadnym usprawiedliwieniem. Jezusowe „nie przyszedłem, aby przenieść pokój, ale miecz” mają swój bardzo konkretny kontekst.

Ów miecz to symboliczna zapowiedź wrogości, z jaką wyznawcy Chrystusa spotkają się ze względu na swoją wiarę nawet ze strony najbliższych. „Przyszedłem bowiem przeciwstawić syna ojcu, córkę matce, a synową teściowej. I nieprzyjaciółmi człowieka będą jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godny. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godny”8. Słowa te korespondują ściśle z nieco wcześniejszymi: „Oto Ja posyłam was jak owce między wilki. Bądźcie więc czujni jak węże i łagodni jak gołębie. Miejcie się na baczności przed ludźmi. Będą was bowiem wydawać sądom i biczować w swoich synagogach. Nawet przed namiestników i królów będą was prowadzić z Mojego powodu, abyście mogli złożyć świadectwo wobec nich i obcych narodów. (…) Brat wyda brata na śmierć, a ojciec dziecko. Dzieci zwrócą się przeciwko rodzicom i spowodują ich śmierć. Będziecie znienawidzeni przez wszystkich ze względu na Moje imię. Kto jednak wytrwa do końca, będzie ocalony”9.

Ów miecz to nie Chrystusowe upoważnienie do stosowania przemocy w celu obrony religijnych wartości, ale wezwanie do gotowości złożenia w ofierze nawet swojego życia za wiarę, gdy inni będą używali miecza przeciw nam, chrześcijanom.

Żyjąc w świecie przemocy, naśladowcy Chrystusa będą ją odrzucać, w każdej formie i każdym przejawie, a promować pokój i łagodność. W świecie przemocy chrześcijanie będą modlić się za swoich nieprzyjaciół. W świecie nienawiści będą kochać.

Olgierd Danielewicz

1 Mt 26,52 Biblia warszawska. 2 Zob. Iz 2,4 Biblia ekumeniczna (BE). 3 Dz 5,29 BE. 4 Mt 15,9 BE. 5 Mt 10,34 BE. 6 Zob. Mt 5,38-44; Rz 12,21 BE. 7 Mt 5,44 BE. 8 Mt 10,35-37 BE. 9 Mt 10,16-18.21-22 BE.