Nie ma, że się nie da

1508

Dobrym można być nawet w paskudnym świecie.

Yes! Yes! Yes! – zacznę radośnie jak premier Marcinkiewicz po powrocie z Brukseli, gdy w 2005 roku wynegocjował duże kwoty z unijnego budżetu. Moje: Tak! Tak! Tak! to okrzyk radości z tego, że po raz pierwszy w piramidzie zdrowego żywienia zauważyłem tak wyraźne wskazanie, że fundamentem tej piramidy i zdrowia w ogóle jest ruch, sport, regularna aktywność fizyczna. To taka odrobina prywatnej satysfakcji koszykarza amatora z 43-letnim stażem w tej dyscyplinie. Granie, bieganie, rower, pływanie, ćwiczenia, nawet regularne marsze oraz właściwa dieta to podstawa nie tylko zdrowia, ale i lepszego samopoczucia na co dzień.

I na tym kończą się dobre wiadomości, bo dwie strony dalej dowiemy się o tym, że do końca świata pozostały nam już tylko trzy minuty. I nie są to przepowiednie jakiegoś nawiedzonego proroka, ale racjonalne oceny naukowców z całego świata, analizujących poziom globalnych zagrożeń. Ich obecna analiza nie uwzględnia, mam wrażenie, jeszcze jednego czynnika z dużym potencjałem destabilizacji globalnej – niekontrolowanego napływu do Europy tzw. uchodźców. Wiosna za pasem, a wtedy tak niedawno podziwiana Arabska Wiosna Ludów zmieni się w niechcianą arabską wędrówkę ludów. I na milionie się nie skończy. A głosy niezadowolenia rdzennych Europejczyków wybrzmiewają coraz głośniej. Czym to się skończy? Na razie europejski kolos wydaje się stać na glinianych nogach. Nie ma mądrego, który miałby jakieś rozsądne rozwiązanie. No chyba że Belgowie, którzy w minionym roku właśnie pobili własny rekord eutanazji. Można odnieść ponure wrażenie, że na swój sposób chcą definitywnie ustąpić miejsca pełnym życia przybyszom. Naprawdę nikt nie wie, co zrobić, albo nie ma odwagi zaproponować rozwiązania. Chaos się zbliża. A gdy w pierwszej połowie XX wieku w Europie nastał chaos, odczuł to boleśnie cały świat…

Na kolejnych stronach piszemy o wymierających oceanach, degradacji i erozji gleby, suszach, powodziach, zmianach klimatu, globalnym niedostatku żywności, plagach chorób i epidemii. A świat, o ile nawet dostrzega w tym wszystkim znaki końca swego istnienia (zagłady), to nie chce w nich uznać ewidentnych znaków zbliżającego się powrotu Chrystusa. Czy dlatego, że byłoby to równoznaczne z uznaniem dla samego Chrystusa? Z uznaniem wiarygodności Ewangelii, Pisma Świętego?

Ale jak możemy uznać istnienie dobrego Boga w tak złym świecie? – zdają się dziś krzyczeć zdezorientowani ludzie, jednocześnie usprawiedliwiając tym swą niewiarę. Świat się ewidentnie Bogu nie udał – mówią, utwierdzając samych siebie.

Jako Polacy wiemy, jak bardzo nas boli, gdy ktoś mówi o polskich obozach koncentracyjnych, wmawiając nam cudze zbrodnie. Wielu chce większej aktywności rządu w bronieniu dobrego imienia naszego państwa i narodu. A co może czuć Bóg, gdy obarcza się Go odpowiedzialnością za całe zło świata? (Więcej o tym w artykułach Bezsenność Boga i Czy Bóg tworzy zło?).

Żeby zakończyć pozytywnie, wspomnę o 90-latku z Gdańska, który całe dnie jeździ miejską komunikacją i nagradza pasażerów serduszkami z papieru z własnymi wierszykami za uprzejmość okazywaną innym pasażerom. Ustąpi ktoś miejsca kobiecie w ciąży, matce z dzieckiem, komuś starszemu – serduszko. Nie ustąpi lub w inny sposób okaże się nieuprzejmy – żółta kartka z odpowiednim wierszykiem. Podobno dziadek rozdał już tych serduszek i kartek 25 tysięcy. Podobno też w gdańskich środkach komunikacji miejskiej zmniejszyła się liczba różnych przykrych incydentów i poprawiło się zachowanie pasażerów. Czyli można? Można. Da się? Da. Tylko trzeba chcieć. Żeby nie wiem, jak paskudny był ten świat, można w nim znaleźć taką niszę dla siebie – na zrobienie czegoś dobrego tam, gdzie się jest. Może wtedy rzeczywistość przestanie być taka ponura.

Andrzej Siciński