Mamo, nie bój się

1856

Idąc ulicą, mijasz tysiące twarzy, za którymi stoją tysiące biografii zwykłych ludzi, i nigdy nie wiesz, czy osoba właśnie trącona przez przypadek ramieniem, jest na przykład szczęśliwie zakochana czy nieuleczalnie chora.

Nigdy nie zapomnę twarzy pani Wiesi, która otwierała przede mną drzwi swojego mieszkania. Ten sam zbolały wyraz twarzy witał mnie za każdym razem, gdy przychodziłem z nowym egzemplarzem „Znaków Czasu”. Sześćdziesięcioletnia, schorowana pani o smutnych oczach. Miałem wrażenie, jakbym moim uśmiechem robił jej krzywdę. Poruszała się o kulach, szurając kapciami po podłodze, i nigdy nic nie mówiła poza wykrzywieniem warg i lekkim ukłonem, które zapewne miały być prostym wyrazem podziękowania. Drzwi się zamykały. Szedłem dalej.

W głębi mieszkania pani Wiesi zawsze kręcił się jakiś młody mężczyzna — nie wydawał się normalny. Wydobywał z siebie niezrozumiałe, przerywane krzyki, jęki. Nie trzeba było długo się zastanawiać, by dojść do wniosku, że chłopak jest chory.

I tak wraz z kolejnymi numerami pisma mijały miesiące, pory roku, lata. Któregoś dnia coś się zmieniło. Nie było już tego hałasu w głębi mieszkania. Nikt się tam nie kręcił. Cisza… I tylko łzy w oczach pani Wiesi.

Zaprosiła mnie do środka. Mieszkanie było skromnie urządzone, ale zadbane. Stara kanapa, telewizor wciśnięty w regał, przedsionek prowadzący do małej kuchni. Unosił się charakterystyczny zapach zwierząt domowych. I ta cisza… Jakby tu nie pasowała.

Wiesia zaproponowała herbatę. W drodze do kuchni chwyta się krawędzi mebli i ścian. Utyka. Idzie ostrożnie.

— Pierwszego syna, Grzegorza, straciłam dwa lata temu — zaczęła swoją opowieść. — Był wielkim miłośnikiem biegania. Codziennie zakładał buty i wybiegał do miasta. Któregoś dnia nie wrócił. Spadł z nasypu kolejowego prosto pod pociąg. Zginął na miejscu — powiedziała ze łzami w oczach. — Tak zginęło moje pierwsze dziecko…

Byłem w szoku, ale to nie był koniec opowieści pani Wiesi.

Tomasz Karauda

Skrót artykułu. Całość dostępna w elektronicznej wersji do nabycia tu: www.sklep.znakiczasu.pl lub już niebawem w wersji papierowej w dużych salonach Empik.