Zbawiciel schwytany o północy w ogrodzie Getsemane prowadzony był tam i z powrotem z pałacu do sądu, stanął dwukrotnie przed kapłanami, dwukrotnie przed Sanhedrynem, dwukrotnie przed Piłatem i raz przed Herodem.
Szybko prowadzono Jezusa przez potok Cedron, przez ogrody i gaje oliwne oraz ciche ulice pogrążonego we śnie miasta. Było po północy i krzyki hałaśliwego motłochu, który szedł za Nim, przeszywały ciszę. Zbawiciel, związany i pilnie strzeżony, poruszał się z trudem. Jego prześladowcy wiedli Go w gorączkowym pośpiechu do pałacu Annasza, byłego najwyższego kapłana.
Przed Annaszem
Annasz był głową rodziny, do której należał obecny najwyższy kapłan, i z tytułu swego wieku nadal uznawany był przez naród za najwyższego kapłana. Proszono go o rady i uznawano je za głos Boży. Musiał być obecny przy przesłuchaniu, ponieważ obawiano się, że mniej doświadczony Kajfasz mógłby zaprzepaścić owoce działalności faryzeuszy i starszych. A przecież chodziło o bezwarunkowe skazanie Chrystusa.
Według prawa rzymskiego Sanhedryn nie mógł wydawać wyroków śmierci. Należało więc przedłożyć przeciwko Chrystusowi zarzuty, które u Rzymian uchodziły za kryminalne. Za udowodnienie bluźnierstwa Jezus mógłby zostać skazany przez Żydów, ale gdyby dało się dowieść podżegania do buntu, zostałby skazany przez Rzymian. Annasz usiłował najpierw udowodnić drugi zarzut.
Jezus czytał zamiary kapłana jak otwartą księgę. Odpowiedział więc: „Ja jawnie mówiłem światu; ja zawsze uczyłem w synagodze i w świątyni, gdzie się wszyscy Żydzi schodzą, a potajemnie nic nie mówiłem”. „Pytaj tych, którzy słuchali, co im mówiłem; oto oni wiedzą, co Ja mówiłem”. Odpowiedź ta skłoniła Annasza do milczenia. Jeden ze sług oburzony tym uderzył Jezusa w twarz, mówiąc: „Tak odpowiadasz arcykapłanowi?”.
Jezus dotkliwie cierpiał z powodu nadużycia i zniewagi. Z rąk tych, których stworzył i dla których miał ponieść bezgraniczną ofiarę, doświadczał samych nikczemności. Gdy traktowany był z pogardą, odczuwał silną pokusę objawienia swego boskiego charakteru. Jednym słowem czy spojrzeniem mógł zmusić swych prześladowców do uznania, że jest Panem ponad królami, przywódcami, kapłanami… Lecz na tym właśnie polegała trudność Jego zadania — utrzymać stan, do jakiego został wybrany jako jeden z ludzi.
Przed Kajfaszem
Annasz polecił odprowadzić Jezusa do Kajfasza. Kajfasz należał do saduceuszy, największych wrogów Jezusa. Przez chwilę poczuł podziw dla Jego szlachetnej i pełnej godności postawy, jednak przyśpieszył przesłuchanie. Fałszywi świadkowie zostali przekupieni, aby oskarżyć Jezusa o wzniecanie rebelii i próbę utworzenia separatystycznego rządu. Zeznania te były mętne i sprzeczne ze sobą.
Rozprawa sądowa nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, więc pozostawało tylko jedno wyjście: zmusić Chrystusa, aby sam siebie oskarżył. Najwyższy kapłan zwrócił się do Jezusa: „Poprzysięgam cię na Boga żywego, abyś nam powiedział, czy Ty jesteś Chrystus, Syn Boga”. Takiego wezwania Jezus nie mógł pozostawić bez odpowiedzi. Gdy odrzekł: „Tyś powiedział”, „Jam jest; i ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego na prawicy mocy Bożej i przychodzącego z obłokami niebieskimi”, na chwilę boskość Chrystusa przebiła się przez Jego ludzką powłokę. Najwyższy kapłan zadrżał ze strachu. „Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego na prawicy mocy Bożej i przychodzącego na obłokach nieba”. Słowa Chrystusa wstrząsnęły Kajfaszem. Myśl, że przyjdzie dzień zmartwychwstania, gdy wszyscy staną przed sądem Bożym, była dla niego przerażająca, ale ostatecznie owładnęła nim szatańska wściekłość. Rozdzierając swą szatę tak, aby ludzie mogli zobaczyć jego udawane przerażenie, zażądał, aby bez dalszej procedury skazać więźnia za bluźnierstwo.
Sanhedryn wydał na Jezusa wyrok śmierci, choć sądzenie więźnia w nocy było niezgodne z żydowskim prawem. Przez dziedziniec prowadzono Chrystusa do wartowni. Jego serce rozdzierał ostry ból — podczas gdy On musiał znosić drwiny w trakcie przesłuchania u Kajfasza, jeden z Jego najbliższych towarzyszy trzykrotnie się Go zaparł.
Przed Sanhedrynem
Wczesnym rankiem Sanhedryn zebrał się ponownie i Jezus znów został wprowadzony na salę sądową. Oświadczył, że jest Synem Bożym, i słowa te zostały wykorzystane przeciwko Niemu. Kiedy skazanie Jezusa zostało ogłoszone przez sędziów, ludzi ogarnął demoniczny szał. Ryk głosów upodobnił się do ryku dzikich bestii. Tłum rzucił się ku Jezusowi, wołając: „Jest winien, zasłużył na śmierć!”. Gdyby nie rzymscy żołnierze, Jezus nie doczekałby swego ukrzyżowania na Golgocie i zostałby rozszarpany na części w obecności swych sędziów. Oprawcy włożyli Mu na głowę stary płaszcz i bijąc Go po twarzy, wołali: „Prorokuj nam, Chrystusie, kto cię uderzył”. Po odsłonięciu Jego głowy jakiś biedak napluł Mu w twarz.
Przyjdzie dzień, kiedy podli ludzie, którzy gardzili Chrystusem i pluli w Jego spokojną, bladą twarz, ujrzą ją w chwale, jaśniejszą od słońca.
Przed Piłatem
Skrępowanego jak zbrodniarza Jezusa przyprowadzono do sali sądowej Piłata, gubernatora rzymskiego. Miał on do czynienia z różnymi zbrodniarzami, lecz nigdy nie postawiono przed nim człowieka o tak godnym i szlachetnym wyglądzie. Kapłani sądzili, że mając do czynienia ze słabym i niezdecydowanym Piłatem, uda im się bez trudu przeprowadzić swój plan, lecz Piłat przejrzał zamiary kapłanów. Mimo swej moralnej słabości odmówił spełnienia tej prośby. Nie wierzył, aby więzień spiskował przeciwko rządowi. Jego cicha i skromna postać nie harmonizowała z treścią oskarżenia. Był przekonany, że uknuty został spisek w celu zgładzenia niewinnego człowieka, który stanął na drodze żydowskich dygnitarzy. Zwracając się do Jezusa, zapytał: „To ty jesteś królem żydowskim?”. Zbawiciel odpowiedział: „To ty mówisz”, a gdy wypowiadał te słowa, jego twarz zajaśniała, jakby padł na nią promień słońca.
Jezus dał Piłatowi do zrozumienia, że nie dąży do ziemskiego tronu. Stwierdził: „Królestwo moje nie jest z tego świata”. Piłat chciał poznać prawdę. Jego umysł znajdował się w rozterce, ale hałasy z zewnątrz przywołały go do rzeczywistości. Wychodząc do Żydów, Piłat oświadczył stanowczo: „Ja w nim żadnej winy nie znajduję”.
Piłat nie miał zamiaru skazywać Jezusa. Gdy usłyszał, że Chrystus pochodzi z Galilei, zdecydował się posłać Go do Heroda, władcy tej prowincji, który właśnie przebywał w Jerozolimie. W ten sposób chciał przerzucić na niego odpowiedzialność sądową.
Przed Herodem
W ślad za Chrystusem do Heroda udała się duża grupa kapłanów i starszych. Patrząc ze współczuciem w spokojną twarz Odkupiciela świata, Herod odczytywał w niej jedynie mądrość i czystość. Zadawał Chrystusowi wiele pytań, lecz Zbawiciel przez cały czas zachowywał głębokie milczenie. Żądał cudów i znaków — przyrzekł, że jeżeli Chrystus uczyni w jego obecności cud, zostanie uwolniony. Lecz Chrystus, który przyjął na siebie ludzką naturę, musiał zachowywać się tak, jak w podobnych okolicznościach zachowałby się człowiek — nie chciał uczynić cudu dla ratowania siebie przed cierpieniem i poniżeniem, jakie w podobnych okolicznościach musiałby znieść człowiek.
Jego milczenie rozzłościło Heroda. Dla próżnego i dumnego króla otwarty sprzeciw stanowiłby mniejszą urazę niż ignorowanie go. Gdyby Jezus mógł wypowiedzieć słowo dla uzdrowienia chorej duszy, nie zachowywałby milczenia, ale Herod odrzucił prawdę ogłoszoną mu przez Jana Chrzciciela i nie mógł już oczekiwać na żadne inne poselstwo. Milczenie Chrystusa było najcięższą naganą, jakiej mógł udzielić. Twarz Heroda spurpurowiała z gniewu. Zwracając się do tłumów, oświadczył ze złością, że uważa Jezusa za samozwańca. Rozszalały tłum rzucił się na Chrystusa. Gdyby nie interwencja rzymskich żołnierzy, Jezus zostałby rozszarpany na kawałki.
„Wtedy Herod z żołnierstwem swoim sponiewierał go i wydrwił, kazał go przybrać we wspaniałą szatę”. Żołnierze rzymscy przyłączyli się do drwin. Na Chrystusa spadło wszystko, co tylko potrafili wymyślić ci zepsuci żołdacy, wspomagani przez Heroda i żydowską starszyznę. Lecz On nie utracił swej boskiej cierpliwości.
Mimo to Herod nie ośmielił się zatwierdzić wyroku na Jezusa i odesłał Go z powrotem do sali rzymskiego sądu.
Słabość Piłata
Piłat był rozczarowany i bardzo niezadowolony. „Każę Go więc wychłostać i wypuszczę” — oświadczył. W tym miejscu pokazał swoją słabość. Pomimo oświadczenia, że Jezus jest niewinny, postanowił Go ubiczować, aby uspokoić oskarżycieli. Za cenę kompromisu z tłumem gotów był odstąpić od sprawiedliwości i zasad. I tak stał się niemal bezwolnym narzędziem w rękach kapłanów i przywódców. Chwiejność i niezdecydowanie stały się przyczyną jego zguby. Ale nawet w tym momencie Bóg ostrzegł go przez jego żonę, która we śnie ujrzała Zbawiciela i zrozumiała, kim On jest. Gdy Piłat wahał się, jak ma postąpić, przez tłum przedarł się goniec i wręczył mu list od żony. Twarz Piłata pobladła. Przypomniał sobie o zwyczaju, który mógł spowodować uwolnienie Chrystusa — przed świętem Paschy uwalniano jednego przestępcę wskazanego przez naród. „Którego chcecie, abym wam wypuścił? Barabasza czy Jezusa, którego zowią Chrystusem?”.
Odpowiedź tłumu zabrzmiała jak ryk dzikich zwierząt: „Wypuść nam Barabasza!”. Coraz głośniej rozlegał się krzyk: „Barabasz! Barabasz!”. Wtedy Piłat zapytał: „Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego zowią Chrystusem?”. I znów ludzie ryknęli niczym demony: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj go!”.
Piłat wciąż usiłował ratować Jezusa. „Oto człowiek! Weźcie go wy i ukrzyżujcie, ja bowiem winy w nim nie znajduję”.
Oto stał Syn Boży w błazeńskim stroju i w koronie cierniowej na głowie. Jego obnażone do pasa plecy pokryte były pręgami, z których swobodnie płynęła krew. Ale oblicze Chrystusa emanowało spokojem i opanowaniem. Każdy Jego rys wyrażał szlachetność i uległość oraz najtkliwszą litość dla okrutnych dręczycieli. W Jego postawie nie było tchórzliwej słabości, lecz siła i godność długiego cierpienia.
Piłat był wstrząśnięty. Wszedł znów do sali sądowej i zapytał Jezusa: „Skąd jesteś?”. Lecz Jezus nie udzielił mu odpowiedzi. Nie miał już dla niego więcej światła.
Piłat jeszcze raz zaproponował, aby uwolnić Jezusa. „Ale Żydzi krzyczeli głośno: Jeśli tego wypuścisz, nie jesteś przyjacielem cesarza”. Słowa te uderzały w słaby punkt Piłata. Nie cieszył się zaufaniem rządu w Rzymie i wiedział, że takie oskarżenie może przyczynić się do jego zguby. Wówczas zajął miejsce na sędziowskim tronie i wskazując na Jezusa, powiedział: „Oto król wasz”. Z bluźnierczych ust padły słowa: „Nie mamy króla, tylko cesarza”. Wybierając pogańskiego władcę, naród żydowski odrzucił Boga jako swego króla. Odtąd nie mieli wybawiciela. Grzech narodu i jego zguba były dziełem przywódców religijnych.
Piłat pragnął uwolnić Jezusa. Wiedział jednak, iż nie może tego uczynić bez narażenia swego stanowiska i poważania. Wybrał raczej poświęcenie niewinnego życia niż utratę ziemskiej władzy. Jak wielu w podobny sposób poświęca zasady dla uniknięcia strat i cierpień. Sumienie i obowiązek wskazują jedną drogę, a własny interes — inną. Prąd szybko niesie w złym kierunku i ten, kto idzie na kompromis ze złem, zostaje uniesiony w nieprzeniknione otchłanie winy.
Piłat ustąpił przed żądaniami tłumu, bo bał się utracić stanowisko. Lecz i tak spotkało go później to wszystko, czego tak bardzo się obawiał. Odebrano mu jego przywileje i pozbawiono wysokiego urzędu. Nękany wyrzutami sumienia i zranioną dumą zakończył życie niedługo po ukrzyżowaniu. Wszyscy ci, którzy godzą się z grzechem, podobnie jak Piłat zyskają jedynie zmartwienia i zgubę.
Gdy Piłat oświadczył, że nie jest winny krwi Chrystusa, Kajfasz odpowiedział wyzywająco: „Krew jego na nas i na dzieci nasze”. Te straszne słowa podchwycone zostały przez kapłanów i przywódców i odbiły się echem w nieludzkim ryku tłumu. „A cały lud powiadając rzekł: Krew jego na nas i na dzieci nasze”. Ten straszny wyrok został zapisany w niebie. Naród dokonał wyboru między Barabaszem, mordercą i bandytą, przedstawicielem szatana, a Chrystusem, reprezentantem Boga. Odtąd miał po wieczne czasy odczuwać Barabaszowe okrucieństwo.
Oprac. K.S.
[Opracowano na podstawie książki Ellen G. White pt. Życie Jezusa, Warszawa 2019].