Zobowiązanie do człowieczeństwa

1557

Biblia nie jest politycznie poprawna. Często do opisu pewnych ludzi czy zjawisk używa określeń, których dziś byśmy raczej nie użyli, najczęściej w obawie, by kogoś nie urazić.

Zatem znajdziemy w Biblii kaleki, chromych, ślepców czy głupców. Dziś powiedzielibyśmy o niech: niepełnosprawni ruchowo, niewidomi, a o tych ostatnich zapewne mądrzy inaczej (co wcale nie jest tożsame z niepełnosprawnością intelektualną).

A tak w ogóle to nawet słowo „niepełnosprawny” już zaczyna być passé — przegrywa z „osobą z niepełnosprawnością”, bo stygmatyzuje, ogranicza człowieka tylko do jego choroby, poza którą może być przecież pełnowartościowym rodzicem, współmałżonkiem, artystą czy naukowcem. Niepełnosprawność nie musi być główną cechą danej osoby, a jedynie jedną z wielu, które ją określają.

Wszyscy zaczęliśmy te rzeczy zauważać i bardziej rozumieć dzięki protestowi w sejmie osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Do tej pory wielu z nas być może na ulicy odwracało od takich ludzi wzrok — jak gdyby zbyt długie patrzenie mogło przenieść na nas czy nasze dzieci podobne nieszczęście. Dopiero protest w obiektywach kamer w najważniejszym budynku w państwie sprawił, że nikt z nas nie może już nie dostrzegać problemu życia tych ludzi na granicy ubóstwa, wegetacji.

A wracając do Biblii, może nie jest względem takich ludzi najbardziej politycznie poprawna, ale za to kiedykolwiek o nich mówi, zawsze każe tym zdrowym, silnym, możnym i obdarzonym władzą pomagać tym biednym i chorym oraz ich wspierać i otaczać opieką, i to w pierwszej kolejności. „Jeśliby jednak był u ciebie jakiś ubogi spośród twoich braci w jednej z twoich bram (…), to nie zamkniesz swego serca i nie zaciśniesz swojej ręki przed twoim ubogim bratem”1. „Bierzcie w obronę biedaka i sierotę, ubogiemu i potrzebującemu wymierzajcie sprawiedliwość!”2. W podobieństwie o gościnności Jezus naucza, by na uczty zapraszać w pierwszej kolejności nie swoich przyjaciół, rodzinę czy bogatych sąsiadów, którzy mogliby się nam tym samym odwdzięczyć, ale by zapraszać najpierw właśnie ubogich, ułomnych, chromych, ślepych — takich, którzy nie mają się czym odwdzięczyć. Za nich bowiem odwdzięczy się nam Bóg… przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych3.

Tymczasem całkiem niedawno w dyskusji internetowej spotkałem się z głosami, że uleganie roszczeniom nawet osób z niepełnosprawnościami to zniewalanie całej reszty społeczeństwa, które teraz będzie musiało na nich łożyć; że to czynienie ludzi niewolnikami cudzych potrzeb, a pomoc powinna być całkowicie dobrowolna  i zależeć tylko od decyzji jednostki, a nie być narzucona.

Moja odpowiedź jest prosta. Kiedy rodzice znajdą się w niezawinionym niedostatku, to dzieci mają prawny obowiązek ich wspomagać, alimentować. Czy to czyni te dorosłe dzieci niewolnikami potrzeb swoich rodziców? Absurd. To nie tyle niewolnictwo, co zobowiązanie. Podobnie jest w przypadku osób z niepełnosprawnościami — jako w miarę zdrowe i sprawne społeczeństwo mamy wobec nich zobowiązanie, które wynika nie tyle z więzów rodzinnych, co z więzów ludzkiej solidarności, ze wspólnego poczucia godności istoty ludzkiej. To właśnie one każą nam brać w obronę słabszych, bezbronnych, pochylać się nad leżącym, ratować rannych, poszukiwać zaginionych. Poczuwanie się do tego zobowiązania pozwala mi czuć się w pełni człowiekiem.

Wielu rzeczy mogę nie być pewien, ale wiem jedno — że ktokolwiek w przyszłości zacznie rządzenie od realnego ulżenia doli osób z niepełnosprawnościami, ten na pewno zaskarbi sobie wdzięczności u Boga, nawet jeśli dla wielu innych będzie głupcem… Przepraszam — mądrym inaczej.

Andrzej Siciński

1 Pwt 15,17. 2 Ps 82,3. 3 Zob. Łk 14,12-14.